Nowy numer 18/2024 Archiwum

Niemcy w rozkroku

W czasie gdy niemieckie społeczeństwo i media domagają się większego wsparcia dla walczącej Ukrainy, część elit tego kraju publikuje apel, w którym wzywa do poddania się Ukrainy i zbudowania nowego porządku świata z istotną rolą Rosji. Pytanie brzmi - jak skończy się to siedzenie okrakiem na płocie z kolczastego drutu?

Losy przyszłości Europy, a w szczególności Ukrainy, rozgrywają się na trzech głównych scenach. Pierwszą jest objęte walkami terytorium Ukrainy. Drugą - Kreml, ze szczególnym uwzględnieniem głowy Władimira Putina. Trzecią - gabinety szefów rządów państw NATO, przede wszystkim w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu i Berlinie. Rozstrzygnięcie na pierwszej ze scen, czyli powodzenie lub niepowodzenie ukraińskich sił zbrojnych, jest wprost zależne od tego, na ile wojska obrońców będą wspierane dostarczaną przez państwa zachodnie bronią. 

A na Zachodzie, jak to na Zachodzie - głośno mówi się o demokracji i prawie państw do samostanowienia, ale równocześnie liczy cichutko, jak konkretne rozstrzygnięcia przełożą się na interes własny. Amerykanie wyliczyli, że wygrana Rosji nie jest im na rękę. Podobnie Londyn - mocno zaangażował się po stronie broniących swojego państwa Ukraińców. W wypowiedziach prezydenta Macrona trudno nie usłyszeć tęsknoty za dawnymi czasami dogadywania się z Moskwą. Co prawda głowa francuskiej Republiki wojnę potępia, ale na wszelki wypadek tak nie za mocno, aby pan na Kremlu nie poczuł się dotknięty zbyt ostrym słowem na swój temat. Jednak najmniej jednoznaczny w określeniu swojego stanowiska jest Berlin. 

Z jednej strony już w pierwszym tygodniu wojny kanclerz Scholz w swoim przemówieniu w Bundestagu zapowiedział rewolucyjne odejście od budowanego przez dekady uzależnienia niemieckiej gospodarki od rosyjskich surowców, co można uznać za deklarację rewolucji kopernikańskiej w niemieckiej polityce. Po początkowym blokowaniu dostaw broni dla Ukrainy przez swoje terytorium i tragikomicznym wsparciu Ukraińców słynnymi hełmami, Berlin sam wysłał wreszcie istotną partię uzbrojenia. Nie bez znaczenia była tu zmiana nastrojów społecznych i silne naciski wielu niemieckich mediów, krytykujących wieloletnie ubijanie interesów z Putinem przez kolejne rządy pod wodzą Schroedera i Merkel. Z drugiej strony niekoniecznie za deklaracjami idą realne czyny. Dziś Niemcy stoją okrakiem - mamy wypowiedzi, jak ta, wicekanclerza Roberta Habecka, który przyznaje publicznie, że rząd federalny popełnił błąd, nie wspierając Kijowa militarnie znacznie wcześniej, mamy świeżą jeszcze decyzję o zwiększeniu pomocy militarnej dla Ukrainy, równocześnie jednak za tą decyzją nie idzie zobowiązanie do dostarczenia broni ciężkiej, która teraz jest najbardziej potrzebna obrońcom, Berlin blokuje istotne sankcje na import rosyjskich surowców do UE. Nie wspominając o epizodzie z biurem podróży podległym rządzącej SPD, które organizuje w tym samym czasie bez poczucia zażenowania wycieczkę do wakacyjnej daczy Stalina w Soczi. To jednak nic przy liście otwartym, jaki 18 niemieckich intelektualistów wystosowało do kanclerza Olafa Scholza.

Autorzy apelu (wśród nich takie osobistości jak Antje Vollmer, była wiceprzewodnicząca niemieckiego Bundestagu, czy Hans Christoph Graf von Sponeck, były asystent sekretarza generalnego ONZ) wzywają kanclerza do ratowania pokoju poprzez natychmiastowe wstrzymanie wsparcia militarnego dla broniących się Ukraińców, nakłonienie Kijowa do kapitulacji, uznania Krymu za część Rosji, a także organizację referendów na spornych terenach na wschodzie Ukrainy. Wśród postulatów autorów listu jest też wycofanie ukraińskich wojsk z Kijowa, Charkowa czy Odessy, a także deklaracja neutralności Ukrainy.

Sygnatariusze listu otwartego nie widzą problemu w tym, jak Rosjanie postępują z ludnością cywilną na opanowanych terenach i idą w swoich postulatach znacznie dalej: proponują zbudowanie nowego porządku świata z istotną rolą Chin i... Rosji. Co ma być podstawą legitymizacji takiej roli Rosji - nie wspominają. "Dominującą logikę wojny trzeba zastąpić odważną logiką pokoju i stworzyć nową europejską i światową architekturę pokoju, w tym z udziałem Rosji i Chin. Nasz kraj nie może tu stać na uboczu, ale musi odgrywać aktywną rolę" - podkreślono w apelu.

Łatwo w imię pokoju oddawać cudzą suwerenność i wolność. Zapewne trudniej byłoby napisać 18 autorom listu apel, w którym wzywaliby do wyprowadzenia wojska z Berlina, Frankfurtu i Hamburga, rezygnacji przez Niemcy z amerykańskiego parasola atomowego i obecności amerykańskiej armii w bazach na terenie RFN (w imię deeskalowania międzynarodowych napięć z Rosją), uznania niepodległości Bawarii i przeprowadzenia referendum, w którym zapytano by mieszkańców Saarlandu, czy nie woleliby jednak przejść pod administrację francuską. Ale skoro już chcą tworzyć nową europejską architekturę pokoju, to dlaczegóż by nie pójść na całość?

ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]

Pod postulatami z listu otwartego do Scholza z pewnością podpisałby się i były kanclerz Gerhard Schroeder, który nawet ostatnio na łamach "The New York Times" apelował o uczynienie go mediatorem w konflikcie z Rosją: "Nie można na dłuższą metę izolować politycznie i ekonomicznie kraju takiego jak Rosja" - podkreśla były szef niemieckiego rządu federalnego. Jednocześnie zapewnia, że zawsze reprezentował niemieckie interesy. Innego zdania jest obecnie znaczna część niemieckiego społeczeństwa, oburzona tym, że Schroeder, od lat zasiadający w radach nadzorczych państwowych rosyjskich spółek energetycznych i lobbujący na rzecz Kremla, wciąż pobiera prawie pół miliona euro publicznych środków na obsługę biura byłego kanclerza.

Nie da się ukryć, że Niemcy siedzą dziś okrakiem na płocie z drutu kolczastego. Prędzej czy później (ale raczej prędzej) będą musieli z tego płotu zejść. Od tego, na którą zejdą stronę, może zależeć nie tylko wynik wojny na Ukrainie, ale też przyszłe bezpieczeństwo Polski, Europy Środkowej, a może i całego kontynentu. Kibicujemy zatem kanclerzowi Scholzowi, aby wsłuchał się w głos społeczeństwa i zrealizował własne obietnice z 27 lutego, a nie postulaty zawarte w apelu miejscowej elity. Bo w chwili, gdy pali się mieszkanie sąsiada, uchronić przed pożarem naszego mieszkania może realna pomoc w ugaszeniu ognia, a nie zamknięcie się we własnych czterech ścianach i czekanie, aż ogień dotrze do naszych drzwi.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera