Nowy numer 18/2024 Archiwum

Polacy nie gęsi, swój interes mają

Wiatr historii zaczyna wiać coraz mocniej. Zamiast rozwijać żagle, my trzęsiemy się przy każdym podmuchu.

Oglądanie się na Zachód jest w Polsce wciąż silnym nawykiem. I to niezależnie od opcji politycznej. Widać to chociażby w TVP. Kiedy w Rumunii wybuchły protesty, dziennikarze tej stacji zastanawiali się, dlaczego Komisja Europejska reaguje słabiej niż w wypadku protestów u nas. A kiedy akces do Trójmorza zgłosiły Niemcy, dziennikarze TVP dopatrzyli się w tym niemieckiego uznania dla polskiego pomysłu.

Ale jeśli się naprawdę zastanowić, to powstaje wątpliwość, czy Niemcy mają wobec naszej inicjatywy dobre intencje, nie mówiąc już o uznaniu. Kanclerz Merkel dopiero co broniła budowanego z Rosją ponad głowami swoich europejskich partnerów gazociągu Nord Stream. Trójmorze miało być inicjatywą, która była właśnie reakcją naszego regionu na niebezpieczeństwo współpracy Niemiec z Rosją bez naszego udziału. Dlatego do współpracy zaproszono też USA.

Niemcy coraz mniej ukrywają chęć rywalizacji z USA. I jako partnera w tej rywalizacji widzą Rosję. Dlatego największym zagrożeniem dla ambicji Berlina jest pogłębienie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi krajów rozdzielających Rosję i Niemcy. Taką inicjatywą jest właśnie Trójmorze. I ma ono ambicje w dziedzinie energetyki, czyli tam, gdzie współpraca niemiecko-rosyjska jest najbardziej intensywna. Akces do Trójmorza może być więc próbą osłabienia tej inicjatywy.

Polskie władze, zamiast zachować życzliwy sceptycyzm wobec awansów Berlina, wydają się cieszyć jak dzieci, które dostały piątkę z zadania domowego. Tyle tylko, że Polacy zdążyli pogonić już jedną ekipę, która ekscytowała się awansami krajów zachodnich. Wielu Polaków pracuje na Zachodzie, odwiedza regularnie kraje zachodnie, ma przyjaciół z tamtych stron i informacje czerpie z Internetu, w którym nie ma barier narodowych. Widzą oni więc, że nie wszystko na Zachodzie jest super, że politycy zachodni też mogą być głupi. Więc nie trzeba przejmować się ich opiniami.

Oczywiście, bezrefleksyjna chęć małpowania Zachodu jest często maskowana… realizmem. Według „realistów”, Niemcy są dla Polski największym partnerem handlowym, powinniśmy się więc tego kraju słuchać, np. w kwestii reformy sądownictwa. Idąc jednak tym tropem, Korea Południowa musiałaby zreformować swój wymiar sprawiedliwości pod dyktando Komunistycznej Partii Chin. Bo Chiny są największym partnerem handlowym Koreańczyków z Południa.

Do handlowania z Niemcami wcale nie potrzebujemy ich pozytywnej opinii na temat naszego sądownictwa, naszych działań w Puszczy Białowieskiej czy naszej polityki względem zagrożeń związanych z imigracją. Tak samo mamy prawo realizować inicjatywę Trójmorza, nawet jeśli jest sprzeczna z interesami Niemiec. Ważne, żeby była zgodna z interesami Polski, Rumunii, Chorwacji, Czech czy innych krajów naszego regionu. I wcale nie musimy oglądać się co chwila na Berlin.

Nad świat znowu nadciąga zawierucha. Niestety, nie mamy na nią żadnego wpływu. Za to możemy wyciągnąć z tej zawieruchy maksymalne korzyści. Tak jak to czynili nasi przodkowie. Po I Wojnie Światowej odzyskali oni niepodległą Polskę. Po ostatecznej wygranej przez USA w Zimnej Wojnie, odzyskali oni dla Polski suwerenność i wolność gospodarczą. Teraz historia daje nam niepowtarzalną szansę na wzmocnienie niezależności i integracji naszego regionu. I temu właśnie, a nie niemieckiej satysfakcji, ma służyć Trójmorze.

Jeszcze w PRL byli tacy „realiści”, którzy nie chcieli zrzucić zależności od ZSRR, gdyż bali się, że Polacy nie poradzą sobie bez radzieckiego rynku zbytu i radzieckiej „ochrony” przed Niemcami. Nic takiego jednak się nie stało. Dziś podobni „realiści” uważają, że swoją politykę powinniśmy podporządkować niemieckim planom integracji UE w superpaństwo. Bo inaczej sobie nie poradzimy.

Do polityków powinna dotrzeć taka wiadomość, że wcale nie muszą zabiegać o uznanie niezbyt refleksyjnych „realistów”. Nie muszą się w TVP chwalić awansami Niemców. Polacy nie gęsi, i rozumieją, że ich kraj ma swoje własne interesy i własną przyszłość.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka