Nowy numer 18/2024 Archiwum

Mowa ciemności

Ks. Lemański mówi i mówi – a zamęt narasta.

Ksiądz Lemański znowu dziś coś napisał na poczytnym portalu. A niedawno coś do kamery powiedział. I niedługo weźmie udział w debacie. Wszystko o Kościele. I wszystko z głęboką troską.

Ale cokolwiek by nie mówił, z jaką swadą by nie przemawiał, jakiej by prawdy nie ujawniał, ani jedno jego słowo, które teraz wypowiada w mediach, nie przyniesie nikomu Bożego błogosławieństwa, za to niejednemu przyniesie duchową szkodę.

Dlaczego? Bo obowiązuje go wciąż zakaz wypowiadania się w mediach, nałożony przez jego biskupa. Działa więc w duchu nieposłuszeństwa, a ten jest – powiedzmy to jasno – ulubionym obszarem diabła.

Owszem, ks. Lemański twierdzi, że nie łamie zasad, bo notorycznie stosując – jak to określił abp Hoser – „ekwilibrystykę formalną”, wymyślił sobie, że posłuszeństwo obowiązuje księdza dopiero, gdy wyczerpie on wszelkie dostępne w prawie ścieżki sprzeciwu. Od dawna stosował więc taktykę odwoływania się do Watykanu, gdy tylko nie spodobała mu się decyzja biskupa. Zawzięty formalista, przywiązany do litery prawa, a lekceważący jego ducha, mógłby powiedzieć, że w takim razie ks. Lemański może wygadywać w mediach co mu się podoba, dopóki ostatecznie nie zakaże mu tego Watykan. Jednak z dokumentów ujawnionych przez kurię wynika, że nawet wówczas, gdy Watykan przyznawał rację biskupowi, ks. Lemański zwyczajnie to ignorował (przeczytaj Ks. Lemański – kuria ujawnia fakty)

Gdyby w ten sposób inni księża traktowali „cześć i posłuszeństwo”, które przed Bogiem i ludźmi uroczyście przyrzekali biskupowi, biskup straciłby jakąkolwiek realną władzę. Władzę, którą – przypomnijmy – nadał im sam Jezus. I nie uzależnił tej władzy od tego, czy biskupi mają, zdaniem podwładnych, rację. Bo w Kościele akt posłuszeństwa uprawnionym przełożonym jest aktem zaufania Bogu. To komunikat przekazany Bogu: „ufam Tobie bardziej niż sobie, i nawet jeśli przełożony się myli, to Ty i tak nad tym panujesz – i swoją wolę przeprowadzisz”.

To, co robi ks. Lemański, jest po prostu kpiną nie tylko z dyscypliny kościelnej, ale przede wszystkim z nauki Chrystusa. Jakie to naśladowanie Tego, który stał się „posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”?

Dziś, gdy działa wbrew świętemu zobowiązaniu, szkodzi. Najpierw sobie. A innym w najlepszym razie nie przyniesie pożytku.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka