Ze szkodnikami się nie dyskutuje. Szkodników należy likwidować. Niezależnie od tego, czy mają pieczątkę WHO, MEN czy innej instytucji zarządzanej przez szkodliwych durni. Zwłaszcza gdy dobierają się do moich dzieci.
23.04.2013 12:11 GOSC.PL
Kiedyś krzywiłem się, gdy w programie Jana Pospieszalskiego Wojciech Cejrowski powiedział „Z durniami i szkodnikami się nie rozmawia”, pijąc w ten sposób do siedzącej również w studio Joanny Senyszyn. Skrzywiłem się, bo przecież „jak to tak, nie po chrześcijańsku”. Wiedziałem, że wizerunkowo Cejrowski przegrał tę „debatę”, bo widzowie są jednak przyzwyczajeni, że nawet na największe bzdury należy reagować jakimś inteligentnym wywodem, tzw. dialogiem i innym Ą czy Ę. I choć akurat fanem pana Cejrowskiego na co dzień nie jestem, to dziś już na pewno nie krzywiłbym się na tę jego wówczas zjadliwą ripostę, która faktycznie była jedyną racjonalną.
Piszę o tym w kontekście „konferencji” pod patronatem MEN, której celem jest nic innego jak zabicie dziecka w moich dzieciach (więcej o sprawie tutaj: MEN promuje demoralizację naszych dzieci). I Twoich dzieci. I milionów rodziców, którzy utrzymują szkodników organizujących podobne imprezki udające naukowe konferencje. I niech mi nikt nie mówi, że „może by tak trochę spokojniej, bez emocji, bardziej kulturalnie, porozmawiajmy o problemie...”. Jak widzę na ulicy, że mi bandziory napadają na dziecko, to nie podchodzę i nie mówię „przepraszam, czy nie zechcieliby panowie zrezygnować z napadu na moją córkę, może usiądziemy i porozmawiamy...”. Chyba nie trzeba tłumaczyć, co w takiej sytuacji robi każdy normalny ojciec. I nie mam wątpliwości, że dokładnie tak samo potraktuję każdego bandziora, przebranego za instruktora czy tzw. wychowawcę, który w przedszkolu czy szkole, do której pójdzie moje dziecko, odważy się „wprowadzać w życie wytyczne WHO” dotyczące „edukacji seksualnej”.
Jacek Dziedzina