Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ludzie bez certyfikatu

Zanim zakrzykniemy „oszołomy”, zastanówmy się nad sednem projektów PiS.

Najpierw przeprowadzili selekcję. Zdrowym i silnym pozwolili żyć, część ludzi zostawili na pewną śmierć, a resztę zamknęli w ciemnych pomieszczeniach i zalali ciekłym azotem. I są tam nieraz od lat. Nie wiadomo, co się z tymi ludźmi stanie.

Bo to ludzie. Ludzie. Co z tego, że nazywa się ich zarodkami. To taki sam etap człowieczeństwa jak niemowlęctwo, dzieciństwo, wiek dojrzały, starość. Nikt nie zdołał – i nie zdoła – wykazać, że zarodek jest mniej człowiekiem niż ktokolwiek inny. Z prostego powodu: bo prawda jest taka, że człowiekiem jest się od poczęcia. Kto zaś jest człowiekiem, tego nie można traktować jak przedmiot eksperymentu, nie można selekcjonować wedle przydatności i zdrowia, nie można go więzić w lodówce, a tym bardziej wyrzucać jak śmiecia.

PiS złożyło w Sejmie dwa projekty ustaw zakazujące in vitro. Jeden z nich za stosowanie tej procedury przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do 2 lat. Jak było do przewidzenia, od razu odezwały się głosy oburzenia i wielkopańskie śmiechy nad oszołomstwem „pisiorów”, co nie tylko chcą odebrać bezdzietnym parom szansę posiadania potomstwa, ale nawet wsadzać do więzienia tych, którzy im tę szansę przybliżają.

A jednak trzeba powiedzieć jasno: właśnie te projekty są najwłaściwsze. Ba, spośród tych dwu lepszy jest ten, który zakłada karanie sprawców stosowania in vitro. Ludzi nie wolno przecież zabijać, zostawiać bezradnych bez opieki, nie wolno ich trzymać w zamknięciu. To naturalne, że sprawców takich przestępstw się karze. To prawda, że trochę niskie te przewidywane kary. Za zabójstwo człowieka urodzonego są dużo wyższe. Jest to więc niekonsekwentne. Jednak jakakolwiek kara jest lepsza niż żadna, bo uświadamia ludziom ciężar czynu i odstrasza innych chętnych. Z czasem, gdy wzrośnie świadomość człowieczeństwa, kary trzeba będzie podwyższyć.

Oczywiście takie stwierdzenie zapiera dech w piersiach zwolennikom in vitro, bo w tej sprawie przyjęło się myśleć obrazkami uśmiechniętych bobasów i szczęśliwych rodziców. Ale to reklamówka, nie warta więcej niż przedwyborczy spot dowolnej partii. Rzeczywistość in vitro to nie ładny obrazek – to świat drapieżnego biznesu, śmierci lub upadlającej wegetacji najmłodszych. A w tle tego wszystkiego widać już koszmarne konsekwencje społeczne i duchowe.

Dramaty bezdzietnych par nie są absolutnie żadnym usprawiedliwieniem dla załatwiania sobie dzieci kosztem innych ludzi. Bezdzietność jest cierpieniem i nikt temu nie przeczy. Należy temu cierpieniu zaradzać, ale metodami uczciwymi. Gdy nasze dziecko wymaga przeszczepu, nie kradniemy innemu człowiekowi potrzebnego organu. Nasze dramaty nie mogą być powodem dramatów innych ludzi.

Jeśli mamy do czynienia z człowiekiem, nie wolno nam traktować go inaczej, niż każdego innego człowieka. A zarodek jest człowiekiem.

Tak więc nawet ci, którzy bardzo nie lubią PiS, i ci, którzy nie wierzą w szczere intencje jakiegokolwiek polityka, powinni uczciwie uznać, że całkowity zakaz stosowania in vitro jest jedyną właściwą decyzją. I za nią się stanowczo opowiedzieć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka