Gdzie jest OJCIEC dziecka? Mężatką pani nie jest, ale obowiązki chyba ma, czyż nie? Zachowuje się jak gnojek. Dlaczego mówi to Pani gazetom???!!!!!??!!! To jest miejsce na "spowiedź"?
Głosów 16, ocena - 4. W katolickiej prasie. Za pytanie gdzie jest ojciec dziecka tej panny. To wiemy już gdzie jesteśmy. A my nastolatkom chłopcom i dziewczętom tłumaczymy przy obrazi bł. Karoliny czym jest wartość czystości, jakie bezpieczeństwo daje małżeństwo itd, itp.
A dorosła kobieta idzie z tym jeszcze do gazet i dalej do portali.
Oczywiście możemy jej współczuć, ale spójrzmy też po męsku od drugiej strony. Zakładając, że medalistka nie poszła z pierwszym lepszym po imprezie dla sportowców, powtarzam pytanie: gdzie w tych okropnych chwilach jest OJCIEC dziecka i dlaczego zostawia ją samą, na pastwę dziennikarzy i gazecin?!!!
Jak przy takiej postawie nie ma być popularną piosenka "facet to świnia"?
Tu nie chodzi o to, żeby promować życie bez męża i ojca. Widać były jakieś okoliczności, że tak się potoczyło życie pani Justyny. Ale myślę, że Pan, nie znając tych okoliczności, nie ma prawa jej osądzać. Piszę to jako katolik, żeby nie było...
Ślązaku, w którym miejscu osądzam tę ikonę sukcesu finansowego i sportowego, dawaną za wzór dzieciom i młodzieży? (Vide wywiady i artykuły rok, dwa, trzy, pięć lat temu). Sama wyszła z tym przed publiczność i opowiada nam o sobie, a my ładnie i grzecznie to tytułujemy 'gwiazda walczy z depresją'.
Dla katolika jest oczywiste, że współżyła bez ślubu (in vitro to raczej nie było), co uznajemy za grzech. Ciągle tak jest, prawda? O czym tu dyskutować?
Ale pytam gdzie jest OJCIEC dziecka, bo z pyłu śnieżnego ono nie powstało i dlaczego nie stoi przy tej kobiecie, tylko zmusza ją do latania po gazetach i twitterach z poronieniem i depresją? Skoro podano nam do pod komentarz, to trzeba to pytanie zadać bo jest kluczowe. Pani mogą ronić łzy i rozpływać się w utożsamianiu z Justysią a naszą rolą jest zapytać o gościa (kawalera, żonatego?) który był w stanie wykorzystać słabość moralną a nie jest w stanie dać wsparcia i kobieta szlaja się po 'GW'.
Podpisany, pytasz, czy GW to miejsce na spowiedź? Takie czasy. Szatan nie umie być twórczy, małpuje wszystko po Panu Bogu. Czymś trzeba zastąpić Kościoły, księży, konfesjonały. Bo człowiek z natury jest religijny. I potrzebuje kościoła, kapłana, spowiedzi. Eliminując chrześcijaństwo z życia społecznego, zastępuje się je erzacami - centrami handlowymi, marketami, gazetami, telewizją. Zamiast kapłana mamy psychoterapeutę, zamiast konfesjonału krzesełko w Pytaniu na śniadanie. Po takiej "spowiedzi" idziemy do domu, dalej gapimy się bezmyślnie w sufit, albo sięgamy po wyrzucone wcześniej tabletki antydepresyjne. Cóż powiedzieć Pani Justynie? Życzę Jej z całego serca, by trafiła do prawdziwego konfesjonału, zdjęła z siebie wszystkie ciężary i zaufała Temu Jedynemu, któremu można zaufać w ciemno. W Jego ramionach znajdzie ukojenie.
do tych którzy mają za złe ten wywiad i to jeszcze w GW. Zastanówcie się odpowiedzcie sobie dlaczego ten materiał (który tu jest komentowany) znalazł się w katolickim Gościu Niedzielnym? Czy po to by potępić? Czy po zmobilizować opinię do protestów? Czy po to by ostrzec tych, którzy nie korzystają z innych mediów przed stawianiem je za wzór "dzieciom i młodzieży"?
Ja mniemam, że z powodu tego jednego zdania: "Trzy ostatnie lata mojego życia okazały się kłamstwem".
Ile osób publicznych, katolików, także gorliwych i pobożnych, także księży i biskupów (np. ten od słabostek) potrafi przyznać się do zła, konkretnego, osobistego (pomińmy retoryczne sformułowania ze "spowiedzi powszechnej)?
Po stracie dziecka nie można cierpieć samemu. Trzeba udać się po pomoc. Dlatego przyszła depresja, smutek, żal itp. sprawy. Tego nie można wymazać z pamięci, a co najważniejsze trzeba przebaczyć sobie i innym. Wierzę, że spotka teraz na swojej dorodze prawdziwych przyjaciół i dobrych doradców. Pozostaje tylko modlitwa.
Nigdy nie wywoływały u mnie pozytywne emocje olimpiady, czy zawody. TO PRAWDA, PO CO TO KOMU???? Przecież, te wszystkie olimpiady wywodzą się z pogaństwa wystarczy poszukać w historii. Szkoda czasu na robienie sobie bożka z celu życiowego tych ludzi czyli sportu. Marnowanie czasu na oglądanie olimpiad czy sportu, to nic innego jak oglądanie seriali. A na końcu nic nie ma nic...
Pani Justyno, bardzo, ale to bardzo Panią szanuję. Współczuję ogromnie utraty dziecka. Mam nadzieję, że uda się Pani pokonać wszelkie przeciwności i założyć szczęśliwą rodzinę. Tego z serca życzę. Tylko zaskoczyło mnie jedno - ta publiczna spowiedź, no i do tego w Wyborczej!!!! Czy nie dała się Pani zmanipulować? Proszę uważać również na psychoterapeutów! Najlepsze jest wsparcie najbliższych i modlitwa. Wiem coś o tym...
Bardzo trafny głos, bo tez mi się wydaje, że pani Justyna została nieco zmanipulowana. Gdy spojrzy na to z innej perspektywy, zobaczy, że lepiej było takiego wywiadu w Wyborczej nie udzielać. Ale jestem całym sercem z nią i również będę się modlił o powrót do pełnej równowagi wewnętrznej.
Wszystko rozumiem, ale czy z takimi sprawami trzeba iść do mediów? To rodzina, przyjaciele, lekarz, terapeuta są tymi, którzy powinni o tym wiedzieć, a nie cała Polska.
Depresja ciagle jest tematem tabu w spoleczenstwie. I chyba o to Justynie Kowalczyk chodzilo, zeby pokazac, ze jest to choroba, ktorej nie nalezy sie wstydzic i ja ukrywac i ze mozna i nanelzy ja leczyc.
A jezeli powiedziala A, to powiedziala i tez o przyczynach choroby a glownie jej pogorszenia.
Hmmm, dziś trzeba być na zewnątrz radosnym, uśmiechniętym, pokonującym przeciwności jakie by nie były. A i bezrefleksyjnym. Co by nie było to cacy... A coraz więcej Polek i Polaków ma problemy- duchowe, fizyczne, materialne. I o tym się nie mówi, bo taki ktoś nie jest na topie. Boi się o pracę, wizerunek, że uznają go za innego, za kogoś kto sobie nie radzi.
Dużą rolę odgrywa tutaj jeszcze medialna bezmyślna propaganda głosi, że jest tak cudownie że nie ma prawa być nikomu źle.
Chyba kadra oszczędzała na opiece psychologa. Wyciskanie sukcesów najmniejszym kosztem i taki koniec. Przy nienaturalnej dla kobiety harówce niczym koń pod Morskim Okiem powinna mieć od dawna psychoterapeutę, Norweżki pewnie mają.
Kobieta zagoniona do roboty niczym stachanowiec to jest właściwie dramat. Pewnie to się odbywa kosztem zdrowia emocjonalnego. Łatwiej o niewłaściwe relacje, bo ktoś udziela wsparcia kiedy jest potrzebne, bo się żyje pod dużą presją. Wiele osób na sukcesach Justyny nieźle zarabia to mogły się znaleźć pieniądze na psychologa czy terapeutę wcześniej.
Pani Justynko! Wiem jak Pani się czuje. Jestem z Panią w tym trudnym czasie - tak jak byłam, gdy świętowaliśmy Pani wielkie sukcesy. Płakałam i modliłam się wtedy, żeby Pani dała radę i żeby nic złego się nie stało. Miała Pani tyle siły w sobie. Byłam dumna ze świadectwa wiary w Boga, jakie ze swoimi rodzicami Pani dawała. Wierzę, że podniesie się Pani z Bożą pomocą ze smutku i będzie jeszcze dobrze. A plotkarskie gazety nie poprawią samopoczucia - lepiej ich unikać. Głowa do góry Pani Justynko!
Ogromne wyrazy współczucia Pani Justyno, jesteśmy z Panią, podobnie jak na zawodach. Proszę się nie poddawać, wszystko jeszcze przed Panią, będzie dobrze, ja w to wierze
Depresja... czy to brak pokoju? Ponoć utrata dziecka w pierwszym trymestrze zdarza się prawie każdej kobiecie przynajmniej raz w życiu. Jedne to przeżywają bardziej inne mniej. Jedynie Bóg daje życie... Ale Justyna, chyba o tym wiesz. Sprawdziłaś co może trening, to zobacz teraz po co jest modlitwa i do czego uczyłaś się 10-ciu przykazań. To nie zakazy, jedynie wskazówki. Gdyby to miały być zakazy nie mielibyśmy wolnej woli... Poczytaj Biblie: np taki kawałek: "Jarzmo moje jest ..." Gwarantowany koniec depresji.
"Ponoć utrata dziecka w pierwszym trymestrze zdarza się prawie każdej kobiecie przynajmniej raz w życiu" (czy także tym, które nie zachodzą w ciążę?) I co to tłumaczy? Niektórzy tego samego argumentu używają dla usprawiedliwienia aborcji, że rzekomo naśladuje naturę. Bólu nie da się wytłumić argumentami. Osobiście uważam, że żyjemy w kulturze, która zakazuje nam przeżywania żałoby po stracie dziecka przed urodzeniem a w każdym razie nie daje nam zbyt wielu środków wyrazu dla tego bólu. Zbywa się go często półsłówkami, próbą zracjonalizowania, tanim pocieszaniem ("dobrze, że już jedno dziecko masz"). Mało kto gotów jest mówić o stracie, w kulturze, która zorientowana jest na sukces i która zamiast słuchaczy promuje zaprzeczaczy, pocieszaczy i zmieniających temat. Mam znajome, które rok i kilka lat noszą w sobie te niewypowiedziane historie straty dziecka, zaciskając usta i odwracając wzrok na widok ciążowych brzuszków. Dlatego uważam, że opowieść Justyny Kowalczyk jest czymś bardzo potrzebnym i mimo wszystko pod prąd popkulturze. Życzę Pani Justynie, aby i dla niej opowiedzenie swojej historii było pomocne. Mnie jakoś bliższa i pełniejsza jako człowiek, jest pani Justyna wyłaniająca się z tej dramatycznej opowieści, niż pani Justyna zrobotyzowana, lansowana jako skazana na sportowy sukces.
Epitety możemy sobie chyba na tym forum darować, prawda? Zwłaszcza, że po mężczyznach spływają. Mężczyzna analizuje, kobieta czuje - zna to Pani? Dlatego nie poświęcam pierwszego akapitu użalaniu się nad niedolą Justyny.
To dorosła kobieta. Wie skąd się biorą dzieci. Niestety w całym swoim wywiadzie ani raz nie wspomina o wsparciu od OJCA dziecka, wspomina o lepszym doborze przyjaciół...
Nie będę jej tu doradzał by się trzymała przykazań jak trzyma się zaleceń trenera i będzie mniej nieszczęść - ma od tego proboszcza.
Podnoszę sedno, czyli kwestię OJCA - MĘŻCZYZNY, który wykorzystał jej uczucie i teraz (uwaga, grubo ponad rok od poczęcia) o nim cisza. A Justyna musi lecieć do gazety z duszą całą, by ta miała wywiad dnia. Jaki mężczyzna by do tego dopuścił?
Nie wspomina, że ojciec dziecka zginął w wypadku albo coś - znaczy istnieje tylko okazał się gnojkiem. Nie ma go przy niej.
Wniosek: kościół dobrze radzi by ślubować miłość (wolę poświęcenia życia dla kobiety), wierność i uczciwość, a później rozpoczynać staranie o dziecko. Można tych rad nie słuchać. Często kończy się jak w wywiadzie dla "GW". CBDO
A Justynie może ktoś bliski poda Dzienniczek Siostry Faustyny. Pan Jezus czeka na otwarcie drzwi.
Najczystsze chamstwo. To oczywiste. Przywoływanie katechizmu, przywoływanie odpowiedzialności mężczyzny (sic!!!), przywoływanie odpowiedzialności dorosłej kobiety, zamiast lania łez i łączenia się w boleści w ponad rok po sprawie, to oczywiście nie do wybaczenia.
Wszyscy jesteśmy dziećmi we mgle, nie wiemy, że skutek ma przyczynę i chętnie dzielimy się tajnikami duszy z Drzyzgą albo z "GW", która teraz czeka aż jakiś dyżurny "katol" powie Justynie "do piekła" i będzie piękna trampolina do plucia na Kościół.
Tymczasem o "takich sprawach" księża dawniej na religii mówili dziewczynkom i chłopcom na osobnych lekcjach w 7 klasie podstawówki.
Podsumowując czyste chamstwo i pytam po raz kolejny GDZIE JEST OJCIEC DZIECKA, dlaczego nie ma go przy Justynie?!!
Przywoływać katechizm? Panie! Pan chyba jak to mówią Rosjanie "z uma zaszoł".
Sęk w tym, że Pan już więcej wie niż powiedziała Justyna i szybciej sądzi niż sam Pon Bócek.
Popatrz Pan w lustro, bo coś mi się zdaje, że znajdzie Pan w oku sporą belkę.
Co do Pana słów: "przywoływanie odpowiedzialności dorosłej kobiety, zamiast lania łez i łączenia się w boleści w ponad rok po sprawie"
Niech Pan poleje lepiej trochę łez nad bliźnim i pomodli się za niego w trudnych chwilach. Zrobi to najlepiej dla Pana samego i Pana skostniałej duszy!
to jest świadectwo życia,tu nie ma przypadkow są konsekwencje,głębia -"spowiadam się...Wam bracia i siostry...". Dla wielu jestes przykładem pomocnym w akceptacji swojej choroby duszy ,walki o nadzieje.Być moze jest to etap dezintegracji pozytywnej w Twoim życiu.Pan Bog wie jakimi sciezkami Cię prowadzic ,wie ile mozesz unieść i nie da więcej ponad to.Odwagi ,zaufaj,oprzyj się na Nim.
Damian, wszyscy będziemy sądzeni. I by ten sąd nie był dla nas druzgocący, dobrze jest, jak ktoś naprawdę życzliwy powie zawczasu: " grzeszysz". Ja byłabym wdzięczna, gdyby mi ktoś choć raz powiedział: "grzeszysz", "nawróć się". W całym swoim życiu, bodajże nigdy nie usłyszałam takich słów od moich współwyznawców. A myślę, że gdyby choć raz dosadnie ktoś mi to powiedział, to może wcześniej uporządkowała bym swoje życie. Tu nie chodzi o to, by kogoś kamieniować, sądzić, czy oceniać, ale by powiedzieć mu wprost : " depczesz Świętą Krew, która spływa z Krzyża". Czy może być lepsza psychoterapia? Czy może być lepszy środek antydepresyjny? Nigdzie pani Justyna nie znajdzie takiej pociechy, jak w ramionach Jezusa Chrystusa. Ale by się w nich znaleźć, trzeba mieć czyste serce.
Myślę, że Ona to wszystko już wie. A na takim prawomyślnym portalu, jak GN, powinna znaleźć same wsparcie i otuchę... (nie mylić z rozgrzeszeniem, bo po nie, to gdzie indziej...).
Tematem artykułu jest depresja, a nie rozważania o "grzesznym życiu Justyny Kowalczyk". Nie sądzę by udzielała całej tej informacji, po to by poddać ją kolejnej ocenie publiczności, mimo tego, że sport ma oczywiście ma w sobie coś z ekshibicjonizmu niezdrowej rywalizacji i nienaturalnego wyścigu, to jednak proszę go nie traktować jak jednostki chorobowej omawianej publicznie przez domorosłych psychiatrów i teologów moralistów, czy kolejnej dyscypliny sportowej o nazwie depresja sportowa. Jeśli Pani Justyna ma coś na sumieniu, to od tego jest konfesjonał i nie sądzę, by pomyliła wybiórczą z tym miejscem. Wątpię też by traktowała ją jako kozetkę u psychologa. Poinformowała publicznie o swoich problemach w brukowcu o wystarczającej sile rażenia, ponieważ jest osobą publiczną. Do tego dosyć szczególnego rodzaju, bo traktowaną jak maszyna do zdobywania medali (najlepiej złotych) i bicia rekordów. Niewątpliwie sport na tym poziomie ma także i swoje ciemne strony. Jak widać uzależnia (bo praktycznie nie ma życia poza nim i wszystko inne jest od tego sposobu życia uzależnione) i do tego wypacza naturę ludzką, naturalne potrzeby kobiety, dając zaledwie substytuty normalnego życia. Koszty takiego życia są wysokie i o tym właśnie jak mi się wydaje mówi Pani Justyna. Nie wiem, czy dobrze zrobiła, dzieląc się publicznie swoimi problemami, ale skoro żyje publicznie i wie jakie są wobec niej oczekiwania sympatyków, więc, pewnie za sprawą psychoterapeutki właśnie oznajmiła swoim kibicom, że osiągnęła kres własnych możliwości w spełnianiu tych oczekiwań. Trudno radzić komuś, kto podzielił się swoimi problemami publicznie o sposobach wyjścia z tychże problemów, bo publiczność ani nie jest od tego, ani nie ma takich kompetencji. Nie mamy także prawa do oceny czyjegoś prywatnego życia to, że kogoś znamy z ekranu telewizora, o ile nie jest celem tej postaci zaistnienie za wszelką cenę publicznie, najczęściej w formie budzącej publiczne zgorszenie. Natomiast ktoś kto działa tak intensywnie w sporcie budząc powszechne emocje, właściwie nie ma wyjścia i musi wydawać komunikaty medialne o tym, że zamierza dokonać zasadniczych zmian w swoim dotychczasowym zachowaniu sportowym, skoro dało ono takie a nie inne efekty w sferze prywatnej. Bycie zawodnikiem, to na ogół nie jest też dożywocie i po skończeniu kariery zwykle wraca się do normalnego życia w społeczeństwie. Pani Justyna w zasadzie nie zna normalnego życia poza sportem, więc sport może być obecnie jedynym dostępnym jej remedium, na zaistniałem problemy, naturalnie pod warunkiem ich jednoczesnego przepracowania, bo inaczej czekał by ją los konia pociągowego z "Folwarku zwierzęcego". Jest też na tyle dojrzała, że analizując swoje problemy, może z nich zrobić niejako "drugą specjalizację" w zakresie psychologii sportowej. To co potrafimy nazwać, przestaje pełnić rolę destrukcyjną, daje się oswoić i ujarzmić, a przy okazji może i być pomocne innym, z podobnymi problemami. Nie da się też ukryć, że 31 letnia kobieta jest w tym wieku, kiedy i hormony i instynkt domagają się czegoś zupełnie innego niż zarzynania w sporcie. A na tym poziomie nie da się stosować ani półśrodków, ani złapać wszystkich srok za ogon. Może pora wyrwać się z uzależnienia od osiągania oczekiwanych wyników i przejść stopniowo do normalnego życia kobiety, żony i matki? Wydany komunikat, wydaje się sugerować taką właśnie drogę, ale nie jest to celem tej dyskusji. Jej cel stanowi przyjęcie do wiadomości przekazanej informacji, jak myślę. Reszta jest co najwyżej memento dla potencjalnych naśladowców Pani Justyny. Sport, to nie jest życie, to najwyżej jeden ze sposobów na życie, w dzisiejszych czasach, z pewnością nie na całe i warto o tym pomyśleć, zanim zaczną się kłopoty.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Dlaczego mówi to Pani gazetom???!!!!!??!!!
To jest miejsce na "spowiedź"?
A dorosła kobieta idzie z tym jeszcze do gazet i dalej do portali.
Oczywiście możemy jej współczuć, ale spójrzmy też po męsku od drugiej strony. Zakładając, że medalistka nie poszła z pierwszym lepszym po imprezie dla sportowców, powtarzam pytanie: gdzie w tych okropnych chwilach jest OJCIEC dziecka i dlaczego zostawia ją samą, na pastwę dziennikarzy i gazecin?!!!
Jak przy takiej postawie nie ma być popularną piosenka "facet to świnia"?
Dla katolika jest oczywiste, że współżyła bez ślubu (in vitro to raczej nie było), co uznajemy za grzech. Ciągle tak jest, prawda? O czym tu dyskutować?
Ale pytam gdzie jest OJCIEC dziecka, bo z pyłu śnieżnego ono nie powstało i dlaczego nie stoi przy tej kobiecie, tylko zmusza ją do latania po gazetach i twitterach z poronieniem i depresją? Skoro podano nam do pod komentarz, to trzeba to pytanie zadać bo jest kluczowe. Pani mogą ronić łzy i rozpływać się w utożsamianiu z Justysią a naszą rolą jest zapytać o gościa (kawalera, żonatego?) który był w stanie wykorzystać słabość moralną a nie jest w stanie dać wsparcia i kobieta szlaja się po 'GW'.
Skąd wiesz geniuszu , że ojciec dziecka nie daje jej wsparcia?
Cała twoja wypowiedź jest zwyczajnie chamska.
Pana wpis to czyste chamstwo, Jesteś Pan zwykłym frustratem i tyle w temacie - niestety.
Przepraszam innych czytelników za te słowa.
Cóż powiedzieć Pani Justynie? Życzę Jej z całego serca, by trafiła do prawdziwego konfesjonału, zdjęła z siebie wszystkie ciężary i zaufała Temu Jedynemu, któremu można zaufać w ciemno. W Jego ramionach znajdzie ukojenie.
Ja mniemam, że z powodu tego jednego zdania:
"Trzy ostatnie lata mojego życia okazały się kłamstwem".
Ile osób publicznych, katolików, także gorliwych i pobożnych, także księży i biskupów (np. ten od słabostek) potrafi przyznać się do zła, konkretnego, osobistego (pomińmy retoryczne sformułowania ze "spowiedzi powszechnej)?
:)
A na końcu nic nie ma nic...
Tego z serca życzę.
Tylko zaskoczyło mnie jedno - ta publiczna spowiedź, no i do tego w Wyborczej!!!! Czy nie dała się Pani zmanipulować? Proszę uważać również na psychoterapeutów! Najlepsze jest wsparcie najbliższych i modlitwa. Wiem coś o tym...
A jezeli powiedziala A, to powiedziala i tez o przyczynach choroby a glownie jej pogorszenia.
Dużą rolę odgrywa tutaj jeszcze medialna bezmyślna propaganda głosi, że jest tak cudownie że nie ma prawa być nikomu źle.
http://plock.gosc.pl/doc/2031321.Jak-krzyk
a w Krakowie też są spotkania dla rodziców i rodzin dzieci utraconych
Obudźcie się!!!!!
Ona Was najbardziej teraz potrzebuje!!!!
Nie kogo innego!!!!!
Tylko i wyłącznie Was!!!!
Ona potrzebuje Waszej pomocy!!!!
Głowa do góry Pani Justynko!
tylko czy ja z tym latam do gazety?
Pozdrawiam
(czy także tym, które nie zachodzą w ciążę?)
I co to tłumaczy? Niektórzy tego samego argumentu używają dla usprawiedliwienia aborcji, że rzekomo naśladuje naturę.
Bólu nie da się wytłumić argumentami.
Osobiście uważam, że żyjemy w kulturze, która zakazuje nam przeżywania żałoby po stracie dziecka przed urodzeniem a w każdym razie nie daje nam zbyt wielu środków wyrazu dla tego bólu. Zbywa się go często półsłówkami, próbą zracjonalizowania, tanim pocieszaniem ("dobrze, że już jedno dziecko masz"). Mało kto gotów jest mówić o stracie, w kulturze, która zorientowana jest na sukces i która zamiast słuchaczy promuje zaprzeczaczy, pocieszaczy i zmieniających temat. Mam znajome, które rok i kilka lat noszą w sobie te niewypowiedziane historie straty dziecka, zaciskając usta i odwracając wzrok na widok ciążowych brzuszków. Dlatego uważam, że opowieść Justyny Kowalczyk jest czymś bardzo potrzebnym i mimo wszystko pod prąd popkulturze. Życzę Pani Justynie, aby i dla niej opowiedzenie swojej historii było pomocne. Mnie jakoś bliższa i pełniejsza jako człowiek, jest pani Justyna wyłaniająca się z tej dramatycznej opowieści, niż pani Justyna zrobotyzowana, lansowana jako skazana na sportowy sukces.
To dorosła kobieta. Wie skąd się biorą dzieci. Niestety w całym swoim wywiadzie ani raz nie wspomina o wsparciu od OJCA dziecka, wspomina o lepszym doborze przyjaciół...
Nie będę jej tu doradzał by się trzymała przykazań jak trzyma się zaleceń trenera i będzie mniej nieszczęść - ma od tego proboszcza.
Podnoszę sedno, czyli kwestię OJCA - MĘŻCZYZNY, który wykorzystał jej uczucie i teraz (uwaga, grubo ponad rok od poczęcia) o nim cisza. A Justyna musi lecieć do gazety z duszą całą, by ta miała wywiad dnia. Jaki mężczyzna by do tego dopuścił?
Nie wspomina, że ojciec dziecka zginął w wypadku albo coś - znaczy istnieje tylko okazał się gnojkiem. Nie ma go przy niej.
Wniosek: kościół dobrze radzi by ślubować miłość (wolę poświęcenia życia dla kobiety), wierność i uczciwość, a później rozpoczynać staranie o dziecko. Można tych rad nie słuchać. Często kończy się jak w wywiadzie dla "GW". CBDO
A Justynie może ktoś bliski poda Dzienniczek Siostry Faustyny. Pan Jezus czeka na otwarcie drzwi.
Wszyscy jesteśmy dziećmi we mgle, nie wiemy, że skutek ma przyczynę i chętnie dzielimy się tajnikami duszy z Drzyzgą albo z "GW", która teraz czeka aż jakiś dyżurny "katol" powie Justynie "do piekła" i będzie piękna trampolina do plucia na Kościół.
Tymczasem o "takich sprawach" księża dawniej na religii mówili dziewczynkom i chłopcom na osobnych lekcjach w 7 klasie podstawówki.
Podsumowując czyste chamstwo i pytam po raz kolejny GDZIE JEST OJCIEC DZIECKA, dlaczego nie ma go przy Justynie?!!
Panie! Pan chyba jak to mówią Rosjanie "z uma zaszoł".
Sęk w tym, że Pan już więcej wie niż powiedziała Justyna i szybciej sądzi niż sam Pon Bócek.
Popatrz Pan w lustro, bo coś mi się zdaje, że znajdzie Pan w oku sporą belkę.
Co do Pana słów: "przywoływanie odpowiedzialności dorosłej kobiety, zamiast lania łez i łączenia się w boleści w ponad rok po sprawie"
Niech Pan poleje lepiej trochę łez nad bliźnim i pomodli się za niego w trudnych chwilach. Zrobi to najlepiej dla Pana samego i Pana skostniałej duszy!
Z czego to jest? Wszyscy wiedzą? Czyżby...?
" grzeszysz".
Ja byłabym wdzięczna, gdyby mi ktoś choć raz powiedział: "grzeszysz", "nawróć się". W całym swoim życiu, bodajże nigdy nie usłyszałam takich słów od moich współwyznawców. A myślę, że gdyby choć raz dosadnie ktoś mi to powiedział, to może wcześniej uporządkowała bym swoje życie. Tu nie chodzi o to, by kogoś kamieniować, sądzić, czy oceniać, ale by powiedzieć mu wprost :
" depczesz Świętą Krew, która spływa z Krzyża". Czy może być lepsza psychoterapia? Czy może być lepszy środek antydepresyjny? Nigdzie pani Justyna nie znajdzie takiej pociechy, jak w ramionach Jezusa Chrystusa. Ale by się w nich znaleźć, trzeba mieć czyste serce.
Poinformowała publicznie o swoich problemach w brukowcu o wystarczającej sile rażenia, ponieważ jest osobą publiczną. Do tego dosyć szczególnego rodzaju, bo traktowaną jak maszyna do zdobywania medali (najlepiej złotych) i bicia rekordów. Niewątpliwie sport na tym poziomie ma także i swoje ciemne strony. Jak widać uzależnia (bo praktycznie nie ma życia poza nim i wszystko inne jest od tego sposobu życia uzależnione) i do tego wypacza naturę ludzką, naturalne potrzeby kobiety, dając zaledwie substytuty normalnego życia. Koszty takiego życia są wysokie i o tym właśnie jak mi się wydaje mówi Pani Justyna. Nie wiem, czy dobrze zrobiła, dzieląc się publicznie swoimi problemami, ale skoro żyje publicznie i wie jakie są wobec niej oczekiwania sympatyków, więc, pewnie za sprawą psychoterapeutki właśnie oznajmiła swoim kibicom, że osiągnęła kres własnych możliwości w spełnianiu tych oczekiwań. Trudno radzić komuś, kto podzielił się swoimi problemami publicznie o sposobach wyjścia z tychże problemów, bo publiczność ani nie jest od tego, ani nie ma takich kompetencji. Nie mamy także prawa do oceny czyjegoś prywatnego życia to, że kogoś znamy z ekranu telewizora, o ile nie jest celem tej postaci zaistnienie za wszelką cenę publicznie, najczęściej w formie budzącej publiczne zgorszenie.
Natomiast ktoś kto działa tak intensywnie w sporcie budząc powszechne emocje, właściwie nie ma wyjścia i musi wydawać komunikaty medialne o tym, że zamierza dokonać zasadniczych zmian w swoim dotychczasowym zachowaniu sportowym, skoro dało ono takie a nie inne efekty w sferze prywatnej. Bycie zawodnikiem, to na ogół nie jest też dożywocie i po skończeniu kariery zwykle wraca się do normalnego życia w społeczeństwie. Pani Justyna w zasadzie nie zna normalnego życia poza sportem, więc sport może być obecnie jedynym dostępnym jej remedium, na zaistniałem problemy, naturalnie pod warunkiem ich jednoczesnego przepracowania, bo inaczej czekał by ją los konia pociągowego z "Folwarku zwierzęcego". Jest też na tyle dojrzała, że analizując swoje problemy, może z nich zrobić niejako "drugą specjalizację" w zakresie psychologii sportowej. To co potrafimy nazwać, przestaje pełnić rolę destrukcyjną, daje się oswoić i ujarzmić, a przy okazji może i być pomocne innym, z podobnymi problemami.
Nie da się też ukryć, że 31 letnia kobieta jest w tym wieku, kiedy i hormony i instynkt domagają się czegoś zupełnie innego niż zarzynania w sporcie. A na tym poziomie nie da się stosować ani półśrodków, ani złapać wszystkich srok za ogon. Może pora wyrwać się z uzależnienia od osiągania oczekiwanych wyników i przejść stopniowo do normalnego życia kobiety, żony i matki? Wydany komunikat, wydaje się sugerować taką właśnie drogę, ale nie jest to celem tej dyskusji. Jej cel stanowi przyjęcie do wiadomości przekazanej informacji, jak myślę. Reszta jest co najwyżej memento dla potencjalnych naśladowców Pani Justyny. Sport, to nie jest życie, to najwyżej jeden ze sposobów na życie, w dzisiejszych czasach, z pewnością nie na całe i warto o tym pomyśleć, zanim zaczną się kłopoty.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.