Od samego początku po przybyciu pojedynczego pontonu do brzegu sytuacja od tygodni wygląda tak samo. Ludzie gorączkowo wysiadają na brzeg, często wpadają do wody przewracając się na śliskich kamieniach. Później, któryś z pasażerów wyciąga nóż i dziurawi ponton. Potem pojawiają się różni ludzie i zgarniają silniki - nawet kilkadziesiąt dziennie.
Jakub Szymczuk /Foto Gość