Franek fałszerz

|

14.03.2013 07:00 MGN 04/2013

dodane 14.03.2013 07:00

Co za zdumienie!

Któż z nas nie zna Alberta Edelfelta... Aha, nikt z nas go nie zna – no, może poza mną. No patrzcie, a taki wybitny malarz.

Jak to możliwe, żebyście nie słyszeli o jednym z najwybitniejszych malarzy w kraju? Chociaż… może to dlatego, że ten kraj to Finlandia. W dodatku Edelfelt był tam najwybitniejszy sto lat temu. Choć studiował i malował w różnych miejscach na świecie, to jednak najchętniej przedstawiał fińskie krajobrazy i życie tamtejszych wsi. Nawet gdy malował sceny biblijne, to też na tle fińskiej przyrody. Obraz, który tu widzicie, jest tego najznakomitszym przykładem. Bo to, jak przystało na najwybitniejszego malarza, wybitny obraz. Nazywa się „Chrystus i Maria Magdalena”. Według tradycji, Maria Magdalena była pokutującą grzesznicą, a nawróciła się, gdy spotkała Jezusa. Z Ewangelii to nie wynika, za to znamy z niej inne spotkanie – jedno z najwspanialszych i najbardziej zachwycających, jakie kiedykolwiek przydarzyły się śmiertelnikom. Nastąpiło ono po zmartwychwstaniu Jezusa. Maria zobaczyła Go w ogrodzie i z początku myślała, że to ogrodnik. Gdy „nieznajomy” wypowiedział jej imię, poznała Go. Co się wtedy musiało w niej dziać! Edelfelt próbował to namalować, i chyba mu się udało. Spójrzcie na tę twarz: zaskoczenie, radosne zdumienie, a do tego jeszcze załzawione oczy, bo dopiero co płakała, przestraszona zniknięciem z grobu ciała Zbawiciela.

► Albert Edelfelt (1854–1905) „Chrystus i Maria Magdalena”, 1649 Ateneum Art Museum, Helsinki   ► Albert Edelfelt (1854–1905) „Chrystus i Maria Magdalena”, 1649 Ateneum Art Museum, Helsinki

Edelfelt kilka miesięcy pracował nad tym obrazem. Szczególnie skupił się na twarzy Marii, no i też są efekty. Grzesznica Maria Magdalena jest na tym obrazie pokazana jak Finka (nie, nie chodzi o nóż harcerski, widzicie, że napisałem z dużej litery), w stroju, jakie nosiły tamtejsze kobiety. Brzozy i jezioro też są fińskie, bo – jak wspomniałem – Albert Edelfelt osadzał sceny w fińskich pejzażach również wtedy, gdy mieszkał w Paryżu. Wszystko to sprawiło, że widz łatwiej utożsamiał się z wydarzeniem, o którym obraz opowiada. I to nawet widz współczesny, przynajmniej środkowoeuropejski – bo to jednak, co by nie gadać, nasze klimaty. Równie dobrze taka scena mogłaby rozgrywać się w Polsce. Edelfelt jest dla Finów bardzo ważnym malarzem. Przed nim malarstwo fińskie praktycznie nie było znane na świecie. Po nim też nie jest szczególnie znane, ale z polskim malarstwem także nie jest specjalnie lepiej, więc nie rzucajmy się. Tak czy owak, ten malarz został zauważony wiek temu w Paryżu, ówczesnej stolicy kultury, a to już było coś. Za tym poszły dalsze wyrazy uznania, dzięki czemu, jeśli ktoś wie coś o fińskim malarstwie, musi coś wiedzieć o Edelfelcie. I słusznie. Uważam, że należałoby mu się wyróżnienie już choćby tylko za ten obraz. No to, smoki moje, doceniajcie malarza, przyglądając się szczegółom, co ułatwię wam, skłaniając do szukania moich fałszerstw – tym razem ośmiu.