Po latach spędzonych w kościołach protestanckich odnalazłam w katolicyzmie głębszą tradycję, mocniejsze fundamenty i wezwanie do świętości, którego nie mogłam zignorować – tak wyjaśniła swoją decyzję przejścia na katolicyzm Angielka Heather Tomlinson, autorka i felietonistka protestanckiego magazynu „Premier Christianity”. Jej świadectwo zamieściła 20 kwietnia amerykańska strona katolicka „National Catholic Register” (NCR).
Dziennikarka nawiązała do swojego, typowego dla młodych konwertytów, odejścia od hedonizmu i wejścia na „piękną drogę” stawania się uczniem Chrystusa. Nastąpiło to jeszcze pod koniec ubiegłego wieku. „Nie ma przesady w stwierdzeniu, że moje życie zmieniło się, gdy stałam się chrześcijanką ok. 20 lat temu. Odeszłam od trajektorii liberalnego hedonizmu z jego nieuchronnie żałosnym końcem i weszłam na trudną, ale piękną drogę do Chrystusa” – napisała była już anglikanka.
Przyznała, że „podobnie jak w przypadku tankowca, zwrot ten trwał długo i czasami nadal zdarza mi się zbaczać z kursu”, ale dodała, że bardzo pomogło jej w tym „umiłowanie Pisma Świętego, które przejęłam od protestanckich kościołów ewangelikalnych, do których uczęszczałam jeszcze jako nastolatka”. Pomogło jej to podważyć i ostatecznie odrzucić świeckie „dogmaty,” wpajane jej w coraz bardziej świeckiej Anglii, w której mieszka. „Biblia naprawdę stała się żywym Słowem, które pomogło mi wzrastać i kochać” – podkreśliła Tomlison.
Ochrzczono ją w Kościele Anglii, ale gdy raz zdarzyło jej się uczestniczyć w katolickiej Mszy św., odkryła największy dar w katolicyzmie – Eucharystię. „Gdy ja, ochrzczona w Kościele anglikańskim, poszłam na katolicką Mszę św., płakałam, ponieważ nie mogłam przyjąć Eucharystii. Czułam, że brakuje mi czegoś ważnego, a jednak minęło dziesięć lat, zanim w ogóle zaczęłam rozważać Mszę jako opcję dla niedzielnego nabożeństwa. Po raz pierwszy zostało to wywołane doświadczeniem słuchania komplety śpiewanej przez mnichów w Boże Narodzenie w benedyktyńskim opactwie Ampleforth (32 km na północ od Yorku w środkowej Anglii), a także inspirującym przykładem ich poświęcenia, ubóstwa i pokory” – wspominała angielska dziennikarka.
Zaznaczyła, że uczestnicząc wielokrotnie w niedzielnych Mszach św. słyszała piękne cytaty wielkich świętych, które jeszcze bardziej przyciągnęły ją do katolicyzmu i ukazywania w nim Chrystusa. „Szczególne wrażenie wywarł na mnie św. Franciszek Salezy i jego łagodne, ale surowe nauczanie o miłości i pokorze. Później dowiedziałam się, że jest on patronem dziennikarzy i że walczył z moją najmniej ulubioną szkołą teologiczną, czyli kalwinizmem, obdarzając mnie szczególnym uczuciem do tego wielkiego francuskiego biskupa” – stwierdziła autorka.
Potem stopniowo „wchodziła” coraz głębiej w tradycje Kościoła katolickiego. „Im więcej czytałam o «starych świętych», takich jak Aelred z Rievaulx (1110-67, angielski pisarz, opat cysterski i święty Kościoła katolickiego i anglikańskiego) z mojego ukochanego Yorkshire i św. Hilda z Whitby (614-80, benedyktynka, ksieni i święta Kościoła katolickiego i anglikańskiego), tym więcej głębi, dobroci i duchowej mądrości dostrzegałem w historii i tradycji Kościoła katolickiego w ciągu wieków. To bezcenny skarb” – wyznała konwertytka.
Przyznała, iż pisma tych świętych katolickich mężczyzn i kobiet są dla niej natchnieniem „do otwarcia serca na Boga i do wzrastania w miłości”. Ich słowa uczą, że świętość jest możliwa, choć „moje własne wysiłki coraz częściej okazywały się beznadziejne. Zostałam pokierowana, aby patrzeć w górę w poszukiwaniu niezbędnej łaski, aby kochać Boga i służyć Jemu, a nie sobie”. Podkreśliła, że codzienna modlitwa różańcowa skłoniła ją do rozważań nad życiem Jezusa i nad Pismem Świętym „w przemieniający sposób, zwłaszcza nad tajemnicami bolesnymi”. Jej zdaniem „otrzymała więcej praktycznej nauki dzięki kontemplowaniu Getsemani, biczowania i krzyża w tajemnicach różańcowych niż nawet w tysiącu grup studiujących Biblię”. Wszystko to sprawiło, że w 2021 poprosiła o przyjęcie do Kościoła katolickiego.
Pisząc dalej o przyczynach swojego nawrócenia, które porównała do „przepłynięcia Tybru”, dziennikarka podkreśliła „niezachwianą naukę Kościoła katolickiego jako niezawodnego strażnika prawdy, tak jak była ona przekazywana przez Jezusa i Jego apostołów przez wieki”. Wskazała, że „Kościół doświadczył wielu ataków ze strony materialistycznych, indywidualistycznych filozofii, które szaleją wokół nas, podobnie jak ze strony protestantyzmu. Ale choć zagrożenia pojawiają się ze wszystkich stron, wydaje się, że Kościół katolicki potrafi przetrwać skutecznie te burze”.
Według Tomlison w ostatnich latach pojawiło się na to wiele dowodów praktycznych. Na przykład w kulturze, w której się wychowała, katolicki zakaz antykoncepcji był powszechnie postrzegany jako „niewiarygodnie głupi i zacofany, a prawie wszystkie wyznania protestanckie porzuciły to nauczanie w pewnym okresie XX wieku”. I „dopiero teraz, patrząc wstecz, możemy dostrzec mądrość tej nauki w obliczu niebezpiecznie spadającego wskaźnika urodzeń i zagrażającej nam rozwiązłości, by wymienić tylko dwa z negatywnych skutków owej «pigułki», która stała się symbolem niszczącej rewolucji seksualnej” – zauważyła autorka tekstu w NCR.
Zwróciła przy tym uwagę, iż Kościół katolicki jest również jednym z niewielu wyznań chrześcijańskich, które mocno trzymają się zasady nierozerwalnego małżeństwa. Przyznała, że jest to trudne do przestrzegania i znacznie utrudniło jej życie osobiste. „Biorąc jednak pod uwagę chaos społeczny spowodowany rozpadem rodziny, katolickie trzymanie się nauczania Jezusa na temat rozwodów jest słuszne. Każde moje osobiste poświęcenie wesprze większe dobro dla rodziny i przyniesie błogosławieństwo następnemu pokoleniu” – podkreśliła.
Ale „naglącym powodem”, dla którego Tomlison postanowiła mówić głośno o swoim przejściu na katolicyzm, był i jest „horror brytyjskiego ustawodawstwa dopuszczającego «wspomagane umieranie»”, które rząd Partii Pracy może narzucić Wielkiej Brytanii. Na podstawie swych doświadczeń rozmów z osobami wymagającymi szczególnego traktowania stwierdziła, że wniosek ten ma poważne konsekwencje. „Jakże wyraźnym znakiem naszego moralnego upadku jest to, że zamiast spędzać ostatnie miesiące z (umierającym) człowiekiem w miłości i w słuchaniu jego słów, podczas gdy natura robi swoje, państwo finansuje śmiercionośne leki na zimny, kontrolowany finał, który przypomina uśmiercanie psa a nie człowieka” – stwierdziła z ubolewaniem dziennikarka.
Wskazała, że były anglikański arcybiskup Canterbury George Carey aktywnie wspiera wspomagane samobójstwo. Podobna mieszanina apatii, niepokoju i zamieszania w kwestii aborcji panuje od wielu lat w protestantyzmie. „Dlatego bardzo doceniam szybki, jasny i bezkompromisowy sprzeciw biskupów katolickich wobec tej tragicznej ustawy, gdy została ona ogłoszona, a także ponawiane listy pasterskie nakłaniające parafian do pisania do parlamentarzystów i zachęcające do modlitwy. Coraz częściej podejrzewam, że tego rodzaju moralna jasność jest możliwa tylko w Kościele katolickim, który podporządkowuje się zarówno autorytetowi hierarchii kościelnej, jak i swemu nauczaniu w ciągu wieków” – stwierdziła H. Tomlison.
Na zakończenie swego tekstu wyraziła wdzięczność za „wartości duchowe i za dar zbliżenia się do Chrystusa w Kościele katolickim”. Dodała, że podziwia „zdolność Kościoła katolickiego do opierania się zaciekłym atakom w XX wieku na prawdę, miłość i dobro” oraz wyraziła nadzieję, że „każdy z nas, kto twierdzi, że nazywa się chrześcijaninem, może zrobić to samo”.