Wielu wolałoby, by jako papież był bardziej dostojny, roztropniej ważył słowa, myślał więcej o geopolityce i zachowywał się tak, by splendor dwóch tysięcy lat istnienia Kościoła bił z każdego jego gestu i słowa. Papież jednak wiedział, że największym bogactwem Kościoła jest miłość.
21.04.2025 16:02 GOSC.PL
Jedno słowo przychodzi mi do głowy, gdy myślę o Ojcu Świętym Franciszku w dniu, gdy podano informację o jego śmierci: prostota. Urząd kościelny czy państwowy – nawet bardzo mało znaczący - potrafi tak wpłynąć na człowieka, że nie tyle on go piastuje, co raczej powierzony urząd kształtuje człowieka na nowo. Nie znałem Jorge Bergoglio osobiście, żeby mieć pewność, że gdy Kościół powierzał mu coraz ważniejsze urzędy, nie tracił tego, co Bóg dawał osobiście jemu. Widziałem za to papieża, który był mało „papieski”.
Każdy następca świętego Piotra przyjmuje ten najwyższy urząd w Kościele świadom jego wagi i zobowiązań z nim związanych. Bycie papieżem – jak każde powierzone nam zadanie czy misja – jakoś musi wpływać na sposób myślenia i mówienia, a na pewno decyduje o stylu życia i codziennym funkcjonowaniu. Na niektórych księży, którzy otrzymali urząd biskupa, tak to wpływa, że mamy na ten proces odpowiedni czasownik: zbiskupieć.
Byłoby fatalnym błędem nie pozwolić, żeby urząd jakoś kształtował człowieka, byłoby błędem pozwolić być papieżem wyłącznie „po swojemu”. Franciszek tego błędu uniknął i powierzoną mu misję pełnił pięknie i godnie, nie uchylając się od papieskich obowiązków nawet w trakcie choroby. Doskonale jednak rozumiał, że skoro to jemu Opatrzność powierzyła stery Kościoła, ma pełnić swoją posługę wyrażając w niej siebie i to, w jaki sposób Bóg go ukształtował.
Wybrał proste imię najprostszego ze świętych Kościoła. Zamieszkał w Domu Świętej Marty, przedkładając proste kontakty z ludźmi nad tradycję i prestiż pałacu apostolskiego. Jako biskup Rzymu kontynuował pracę nad encykliką swojego poprzednika, a dopiero potem napisał coś „od siebie”: najpierw „Evangelii Gaudium”, adhortację, której przesłanie komentatorzy określają mianem „rewolucji czułości”, potem „Laudato si” trochę o ekologii, ale przede wszystkim o sprawiedliwości społecznej, i wreszcie „Fratelli tutti” – tekst który kocham całym sercem – dojrzałe i uwzględniające realia świata zaproszenie do działania na rzecz powszechnego braterstwa. Na pół roku przed śmiercią zostawił nam encyklikę „Dilexit nos” (Umiłował nas) – o Sercu Jezusa.
Zarówno słowa jak i czyny Franciszka świadczą o tym, że udało mu się zachować na najwyższym urzędzie kościelnym prostotę i bliskość z ludźmi, którą niektórzy stracili zaraz po wstąpieniu do seminarium. Zachował i dawał nam wszystkim prostotę Ewangelii: skoro Bóg jest miłością, trzeba po prostu kochać. Wielu wolałoby, żeby jako papież był bardziej dostojny, roztropniej ważył słowa, myślał więcej o geopolityce i zachowywał się tak, by splendor dwóch tysięcy lat istnienia Kościoła bił z każdego jego gestu i słowa.
Papież jednak wiedział, że Bóg chce, by Jego Kościołem przez ostatnie 12 lat kierował Franciszek. Po prostu Franciszek, biedaczyna, który zrozumiał, że największym bogactwem Kościoła jest miłość.
ks. Przemysław Szewczyk Historyk Kościoła, patrolog, tłumacz dzieł Ojców Kościoła, współzałożyciel Stowarzyszenia „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, twórca portalu patres.pl, poświęconego Ojcom Kościoła.