O szansach i zagrożeniach związanych z rządami nowego prezydenta USA mówi Marek Magierowski, były ambasador RP w USA i w Izraelu.
Przemysław Kucharczak: Pół Polski cieszy się z wygranej Donalda Trumpa, a drugie pół boi się, co teraz będzie. W której Pan jest połowie?
Marek Magierowski: Ani nie jestem wielkim entuzjastą, ani też nie panikuję, nie histeryzuję, jak część liberalnych elit. Donald Trump rozpoczął swoje rządy z przytupem. Podpisał całą masę dekretów prezydenckich, które wskazują na kierunek jego rządów w najbliższym czasie. Wydaje mi się, że – w przeciwieństwie do kilku poprzednich prezydentów – będzie chciał budować hegemonię Ameryki głównie działaniami na polu ekonomicznym.
W jaki konkretnie sposób?
Mówi o taryfach, o cłach, o rywalizacji ekonomicznej z Unią Europejską i Chinami. Jego zdaniem USA były do tej pory traktowane nieuczciwie nawet przez swoich partnerów czy sojuszników. Pojawia się więc na horyzoncie zagrożenie wojny handlowej z Unią Europejską, która do tej pory wydawała się najważniejszym partnerem i sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Najwyraźniej dla prezydenta Trumpa nie ma przyjaciół, nie ma partnerów na światowej szachownicy. Można się więc spodziewać drastycznych kroków. Zresztą, kiedy zdarzało mi się rozmawiać o relacjach transatlantyckich z amerykańskimi urzędnikami, ekspertami, politykami, bardzo rzadko słyszałem w odniesieniu do Europy słowa: partner, sojusznik, przyjaciel. Raczej zmierzało to w kierunku definiowania Europy jako ekonomicznego konkurenta USA.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.