Jan Paweł I chciał co roku w Wielki Piątek powtarzać akt skruchy za grzechy chrześcijan wobec Żydów

Dzień Judaizmu to nie żadna „judeizacja” chrześcijaństwa. To przywracanie chrześcijaństwu jego natury. I nie jest to rzecz o współczesnej polityce Izraela ani o gwarancjach nietykalności dla Benjamina Netanjahu.

Przez trzy dni we Wrocławiu odbywała się duża, bogata w treści i ożywione dyskusje, ale też wspólną modlitwę, konferencja z okazji przypadającego zawsze 17 stycznia Dnia Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce. Padło tam wiele słów o dialogu, o wzajemnym szacunku, o ranach i przebaczeniu, nazywano po imieniu różnice, ale i elementy wspólne. Wiemy, że te drugie interesują przede wszystkim chrześcijan, dla Żydów zaś istotniejsze są różnice (co podkreślił w swoim wystąpieniu rabin Dawid Szychowski z Łodzi). Nie ma wątpliwości, że każda z tych rzeczy – dialog, szacunek i zrozumienie - jest ważna i konieczna jako warunek podstawowy jakiegokolwiek współżycia w społeczeństwie. Tyle że dla chrześcijan to tylko plan minimum – choć, jak się okazuje, i tak jego realizacja jest nieraz okupiona wielkim wysiłkiem. To plan minimum, bo Dzień Judaizmu jest potrzebny przede wszystkim samemu Kościołowi do czegoś o wiele głębszego i fundamentalnego.

Dzień Judaizmu w Kościele nie jest po to, by wzruszyć się dźwiękami klezmerskiej muzyki (choć jest zawsze mile słyszana). Nie jest po to, by „doświadczyć kulturowej różnorodności” (choć z pewnością to pożyteczne i pożądane doświadczenie). Ba, nie jest nawet tylko po to, by „poznać korzenie chrześcijaństwa” (choć w naszych warunkach to i tak już coś). I z całą pewnością nie jest po to, by demonstrować bezkrytyczne poparcie dla wszelkich działań władz współczesnego Państwa Izrael (raz, bo nie o politykę tu chodzi, dwa, bo przy całym zrozumieniu prawa do samoobrony przed terroryzmem, nie można tym prawem usprawiedliwiać nieproporcjonalnej odpowiedzi, skutkującej zagładą tysięcy niewinnych ofiar). Dzień Judaizmu jest potrzebny Kościołowi do czegoś zupełnie innego: by stale pogłębiał swoją własną tożsamość. To nie żadna „judeizacja” chrześcijaństwa. To przywracanie chrześcijaństwu jego natury (więcej o tym w rozmowie sprzed kilku lat z prof. Janem Grosfeldem).

Wielokrotnie i na różne sposoby na łamach „Gościa Niedzielnego” staraliśmy się wskazywać na tę rzeczywistość – ciągle trudną, często nieakceptowaną przez katolików, choć nauczanie Kościoła, wsparte m.in. listami św. Pawła Apostoła, nie pozostawia tu żadnych wątpliwości: Żydzi nigdy nie przestali być narodem wybranym, „bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11, 29). A jeśli to wybraństwo nie zostało odwołane, to do końca czasów naszym zadaniem będzie rozeznawanie, co to konkretnie oznacza dla dalszego biegu historii zbawienia, w której uczestniczymy i w której będą uczestniczyć kolejne pokolenia. Jak bardzo zerwanie z tą wiarą w wierność Boga danemu słowu (a słowa danego Abrahamowi nigdy nie odwołał) przyczyniło się do wielu tragedii w historii, Kościół uświadomił sobie dopiero z całą mocą po Holokauście. I choć nie sama Zagłada, nie samo wspominanie i dotykanie ran, jest główną treścią Dni Judaizmu i pogłębiania tożsamości Kościoła, to jednak bez przywoływania tej traumy nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, co wydarzyło się w ostatnich dziesięcioleciach w relacjach chrześcijańsko-żydowskich, kiedy w oficjalnym nauczaniu Kościoła nastąpił powrót do podkreślania tego, o czym pisał Apostoł Narodów:

Jeżeli zaś niektóre gałęzie zostały odcięte, a na ich miejsce zostałeś wszczepiony ty, który byłeś dziczką oliwną, i razem [z innymi gałęziami] z tym samym korzeniem złączony na równi z nimi czerpałeś soki oliwne, to nie wynoś się ponad te gałęzie. A jeżeli się wynosisz, [pamiętaj, że] nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie. Powiesz może: Gałęzie odcięto, abym ja mógł być wszczepiony. Słusznie. Odcięto je na skutek ich niewiary, ty zaś trzymasz się dzięki wierze. Przeto się nie pysznij, ale trwaj w bojaźni! Jeżeli bowiem nie oszczędził Bóg gałęzi naturalnych, może też nie oszczędzić i ciebie. Przyjrzyj się więc dobroci i surowości Bożej. Surowość [okazuje się] wobec tych, co upadli, a dobroć Boża wobec ciebie, jeśli tylko wytrwasz w [kręgu] tej dobroci; w przeciwnym razie i ty będziesz wycięty. A i oni, jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni. Bo Bóg ma moc wszczepić ich ponownie. Albowiem jeżeli ty zostałeś odcięty od naturalnej dla ciebie dziczki oliwnej i przeciw naturze wszczepiony zostałeś w oliwkę szlachetną, o ileż łatwiej mogą być wszczepieni w swoją własną oliwkę ci, którzy do niej należą z natury (Rz 11,17-24).

Wszyscy uczestnicy dialogu chrześcijańsko-żydowskiego podkreślają, że powrót do tego nauczania św. Pawła był możliwy właśnie na skutek wstrząsu, jaki wywołał Holocaust. Choć jego wykonawcami byli reprezentanci neopogańskiej ideologii, wrogiej zarówno judaizmowi, jak i chrześcijaństwu (ale też cywilizacji w ogóle), to jednak skala tragedii, jaka dotknęła przede wszystkim naród żydowski, uruchomiła w końcu wyrzuty sumienia również w ludziach Kościoła za grzechy popełniane wobec Żydów przez samych chrześcijan w ciągu wieków. I nie chodzi wyłącznie o pogromy i dyskryminację, ale o cały bagaż antyjudaistycznego i antysemickiego nauczania. W tym kontekście niezwykle mocno zabrzmiały słowa Jana Pawła I (tak, to nie błąd - pierwszego), które przytoczył w czasie wspomnianej wrocławskiej konferencji kard. Grzegorz Ryś (cytował je za Luigim Accattolim z książki „Kiedy papież prosi o przebaczenie”). Proszę pozwolić, że przytoczę w całości ten ważny i pewnie wstrząsający, być może budzący nadal opór, fragment z wypowiedzi papieża, który nie zdążył wprowadzić tego, co zamierzał:

Jeśli Chrystus Pan pozwoli mi żyć [pisze papież, który przeżył tylko miesiąc swojego pontyfikatu – przyp. J.Dz.], jeśli będę miał wystarczająco dużo siły, odpowiedniego światła i przyzwolenia, chciałbym zwołać zgromadzenie biskupów z całego świata w celu spełnienia aktu skruchy, pokory, naprawy, pokoju i miłości Kościoła powszechnego, aktu, który byłby co roku odnawiany w Wielki Piątek przez papieża i biskupów w Kościołach lokalnych. My, chrześcijanie, zgrzeszyliśmy przeciw Żydom, naszym braciom w Bogu i w Abrahamie, przez wieki ignorowaliśmy ich i obrzucaliśmy oszczerstwami. Dialog żydowsko-chrześcijański jest już na dobrej drodze, przez wieki jednak nagromadziło się wiele cieni. Konieczna jest przejrzystość intencji, jasność idei, pokora i dobra wola kontynuowania dialogu. Aby obudzić sumienie ludzkości i chrześcijan w stosunku do Żydów, trzeba było aż nazistowskich obozów zagłady. Holocaust jest również faktem religijnym – Żydzi byli zabijani także z powodu swojej religii. Myśl i postawa Kościoła w kwestii Żydów uległa głębokiej przemianie. My, chrześcijanie, powinniśmy się jeszcze wiele nauczyć z wydarzeń w historii narodu żydowskiego. Powinniśmy pozbawić Wielki Piątek znaczenia pamiątki przeciwko Żydom, która trwała przez niemal 2000 lat. Uczynił to już Jan XXIII, ale trzeba zrobić więcej. Nie zapominajmy, że te dwa słowa – Wielki Piątek – w uszach starych Żydów rozproszonych po świecie wciąż jeszcze brzmią jak smutna, a czasami tragiczna pamiątka aktów, którego tego dnia były wymierzane przeciwko ich wspólnotom.

Winy chrześcijan wobec Żydów nie są główną treścią i istotą Dnia Judaizmu. Ale bez ich uznania trudno będzie zrozumieć to, o co w tym dniu właściwie chodzi: że Kościół potrzebuje korzenia żydowskiego, na którym wyrasta, aby być w pełni sobą, a zaprzeczanie temu w ciągu wieków doprowadziło do wielu tragedii. I przede wszystkim – pozbawiło samo chrześcijaństwo tego smaku i rysu, jaki nadaje myślenie semickie. Bez znajomości tego myślenia trudno też zrozumieć język Boga, który objawił się światu właśnie przez ten naród – za pomocą jego języka, kultury, mentalności.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.