To ogromna porażka Iranu - uważa ekspert Akademii Sztuki Wojennej dr Witold Repetowicz.
Wydarzenia w Syrii to ogromna porażka Iranu, która oznacza też gigantyczną zmianę układu geopolitycznego na Bliskim Wschodzie, porównywalną tylko z tym, co stało się w 2003 r., kiedy w Iraku został obalony Saddam Husajn - uważa ekspert Akademii Sztuki Wojennej dr Witold Repetowicz.
Ekspert wskazuje, że sytuacja jest bardzo dynamiczna, zmienia się z godziny na godzinę, jej dotychczasowy rozwój zaskoczył obserwatorów Bliskiego Wschodu, a następstwa rodzą wiele znaków zapytania dla przyszłości regionu.
Islamistyczni rebelianci z organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) i ich sojusznicy rozpoczęli kampanię przeciw wojskom reżimu Baszara al-Asada 27 listopada. Zdobyli m.in. drugie pod względem wielkości miasto kraju Aleppo i liczącą ok. pół miliona mieszkańców Hamę, a także przejęli kontrolę nad miastem Dara.
W niedzielę dowództwo armii syryjskiej poinformowało, że autorytarne rządy Asada dobiegły końca po sukcesie błyskawicznej ofensywy rebeliantów, w wyniku której praktyczne bez oporu ze strony wojsk rządowych w nocy z soboty na niedzielę zajęli oni także stolicę Syrii.
Premier Syrii Muhammad Gazi al-Dżalali oświadczył, że od sobotniego wieczoru nie wiadomo, gdzie znajduje się Asad i minister obrony Ali Mahmud Abbas. Asad, który dławił wszelkie przejawy sprzeciwu i zamknął tysiące ludzi w więzieniach, wyleciał z Damaszku w niedzielę w nieznanym kierunku.
Repetowicz komentując te informacje zaznaczył, że nie ma pewności, czy Asad doleciał na miejsce, jak zauważył, "wyraźnie leciał on do Lataki".
"Obecnie więcej nie wiemy niż wiemy, jednak parę rzeczy można powiedzieć. Z całą pewnością to, co stało się w Syrii to ogromna porażka Iranu, która oznacza też gigantyczną zmianę układu geopolitycznego na Bliskim Wschodzie, porównywalną tylko z tym, co stało się w 2003 r., kiedy w Iraku został obalony Saddam Husajn" - ocenił.
Według niego można sobie wyobrazić różne scenariusze, jeśli chodzi o wpływy w Syrii różnych podmiotów. "Jednak Iran definitywnie stracił Syrię i zarazem połączenie z Libanem, a także możliwość wspierania Hezbollahu, m.in. poprzez przekazywanie tą droga broni. Tym samym straci też Hezbollah w Libanie. I to jest dobra informacja dla Libanu, ale są też w tej kwestii wyraźne znaki zapytania" - ocenił ekspert.
"Trzeba pamiętać, że silna, sunnicka Syria - jeśli taka powstanie - może w dłuższej perspektywie negatywnie wpłynąć na Liban, bo Syria zawsze uważała Liban za część swojego terytorium. Nie należy się spodziewać, że Syria będzie miała możliwości takiej ekspansji w najbliższym czasie, ale historia nie kończy się na 2024 r." - zauważa.
Jego zdaniem "kolejne pytanie, jakie powstaje jest takie, czy dojdzie do jakichś walk między nowymi władzami w Syrii a Hezbollahem".
"Póki co on liże rany po atakach ze strony Izraela i nie miał siły, by realnie pomóc Asadowi. Znaki zapytania dotyczą też tego, jak do sprawy podejdzie Izrael. Początkowo sytuacja rozwijała się korzystnie dla tego kraju, niemniej jeśli dojdzie do konsolidacji władzy pod rządami sunnickimi - a jest to jedna z opcji, podobnie jak konsolidacja władzy pod patronatem tureckim - to te rozwiązania byłyby bardzo niekorzystne dla Tel Awiwu, bo Syria byłaby mocniejsza niż kiedykolwiek od 2011 r. Z perspektywy Izraela osłabianie Asada było korzystne, ale upadek jego reżimu nie był strategicznym celem Izraela" - podkreśla Repetowicz.
"Pozytywnym elementem dla Izraela jest to, że sunnicka Syria wbije się klinem między irańską strefę wpływów a Liban, ale trzeba też pamiętać, że sunnitami są też Palestyńczycy, więc granie przez te nowe siły, choćby przez islamistyczną grupa Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) na rzecz Hamasu, który się wywodzi z Bractwa Muzułmańskiego, oznaczałoby kolejne zagrożenie dla Izraela" - powiedział.
Według eksperta to, jak rozwinie się sytuacja rosyjska, też stanowi znak zapytania. "Wygląda na to, że Rosja nie potrafiła albo nie chciała obronić Asada; trudno stwierdzić czy nie miała sił, czy też zawarła jakiś układ z Turcją, której neutralności wobec Ukrainy Moskwa obecnie potrzebuje. Wszystko będzie tu jasne, gdy rozstrzygnie się los rosyjskiej bazy w Tartusie. Jeśli zostanie utrzymana, będzie to oznaczać, że doszło do dealu rosyjsko-tureckiego, jeśli zaś nie będzie utrzymana - będzie to wskazywało na ogromną słabość i bezradność Rosji" - ocenił.
Jego zdaniem kolejne pytania dotyczą roli Turcji i Kataru, wspierającego HTS. "Czy zostanie uzgodniona jedna wizja przyszłości Syrii, czy też ugrupowania wewnątrzsyryjskie zaczną walczyć? Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan chciałby ściągnąć ze Stambułu syryjski rząd opozycyjny, który składa się z +tureckich marionetek+, nie sądzę jednak, by przywódca syryjskich rebeliantów Abu Muhamad al-Dżaulani chciał do tego dopuścić. W jego rękach są teraz karty; zademonstrował, że jego siły są bardziej zdyscyplinowane od tych protureckich, zatem on daje większe gwarancje możliwej opieki mniejszości w Syrii" - uważa ekspert.
"Al-Dżaulani przejął też kontrolę nad premierem Syrii, a to kolejny jego atut. To daje możliwość legitymizacji nowej władzy, a jeśli to się powiedzie i zapewni mu uznanie międzynarodowe, to da mu dużą przewagę" - dodaje.
Ekspert zaznaczył, że ustrojowa przyszłość Syrii stanowi kolejny, wielki znak zapytania. Jak zauważył, "rozgrywka może toczyć się między Turcją a krajami arabskimi, które - by nie dopuścić do wzmocnienia Roli Turcji mogą +grać na Kurdów+"
Kolejna kwestia, na jaką zwrócił uwagę, dotyczy uchodźców . "Jeśli nie dojdzie do walk wewnętrznych w Syrii, grupa uchodźców będących obecnie w Libanie lub też częściowo w Turcji może chcieć wrócić do kraju. Jeśli jednak dojdzie do kolejnej wojny domowej, będziemy mieć exodus chrześcijan i być może Kurdów, a strumień uchodźców może popłynąć także do naszej części Europy, zwłaszcza jeśli sytuację wykorzysta Rosja, która może stworzyć sztuczny strumień migracyjny przez granicę białoruską, tak samo jak wtedy, gdy Talibowie zajęli Afganistan" - ocenia ekspert.