Wiosną Pentagon padł ofiarą największego cyberataku w historii - ujawnił wiceszef amerykańskiego Departamentu Obrony James Lynn. Amerykanie wiedzą, kto to zrobił, ale…
Do ataku doszło w marcu. Podczas jednego włamania z komputerów Pentagonu ukradziono 24 tysiące tajnych plików. Lynn nie ujawnił, co zawierały. Zdradził tylko, że napastnik „był obcym rządem”. - Mamy całkiem niezłe pojęcie, kto to zrobił - stwierdził. Nie powiedział jednak, o kogo chodzi.
Pentagon to oczywiście nie tylko czołgi i karabiny. To także 15 tys. sieci komputerowych i 7 mln komputerów w dziesiątkach krajów. Jak zauważa telewizja FOX News, jedną z obaw Pentagonu jest, że któraś z terrorystycznych grup, która ma mniej do stracenia niż obce rządy, nabędzie możliwości nie tylko inwigilowania sieci rządowych USA, ale także będzie potrafiła uszkodzić system obrony, a nawet spowodować śmierć.
Trzy miesiące temu dyrektor CIA Leon Panetta ostrzegał, że w wyniku zmasowanego ataku może dojść do „cybernetycznego Pearl Harbor”. Miesiąc później Ministerstwo Obrony ostrzegło, że „podejmowany przez inne państwo sabotaż komputerowy może stanowić akt wojny”, a USA będą mogły na niego „odpowiedzieć zbrojnie”.
jd, tvn24.pl