Listy o. Michała Zioły tętnią życiem, jakby klasztor położony w górach Afryki Północnej był w samym centrum świata.
Ta chwila, gdy wyciągasz list ze skrzynki. Z niedowierzaniem czytasz raz po raz na kopercie dane adresata i wreszcie potwierdzasz: to do mnie. Trudno opanować emocje i coś o tym mówi później koperta – ślady otwarcia, rozerwania. Jeśli taką sytuację kiedykolwiek przeżyliśmy, to książka ojca Michała Zioły złożona z trzydziestu trzech listów dostarczy… No właśnie: czego? Że intelektualnej uczty – to jasne, to Zioło. Że świetnego warsztatu, lekkiego pióra – przecież to wiadomo. Że połączenia śmiechu, zamyślenia, wzruszenia w proporcjach idealnych – nic nie napisałem, każdy zna te iście „zielarskie” proporcje. Jakiegoś podsumowania życia? Na pewno. Ale takiego podsumowania, które nie jest definitywnie zamknięte, a raczej otwarte. Otwarte na ciąg dalszy, bowiem w życiu zakonnika widzę także swoje życie. Sprzeczności – ale takie jak list sam w sobie, który, choć przeczytany i złożony z powrotem, to przecież wciąż rezonuje w czytającym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Cielecki