Dyskusje o polityce toczą się dziś w Polsce przede wszystkim w medialnych bańkach.
Nikogo nie trzeba do niczego przekonywać, bo wszyscy (w naszej bańce) mamy takie same zdanie. Możemy się co najwyżej w nim coraz mocniej utwierdzać. Nie jest to oczywiście żadne odkrycie, ten proces trwa od lat, jedynie bańki stają się coraz szczelniejsze. A politycy sprawujący władzę wyciągają z tego wnioski. Już nie tylko wybierają, którym redakcjom udzielać wywiadów (tym z naszej bańki), a którym nie. Selekcja odbywa się także przed konferencjami prasowymi, zaś dziennikarzy (tych z nie naszej bańki) czających się na korytarzach sejmowych traktuje się jak powietrze. Przedstawiciele różnych ugrupowań spotykają się co prawda wciąż na rytualnych debatach, ale choć mówią „na żywo”, robią to tak, jakby czytali z kartki. Partyjne przekazy dnia. Słowem nuda, jak w polskim filmie. Dialogi słabe, brak akcji…
Nic dziwnego, że widownia ucieka do sieci. Bo tam sporo się dzieje. Przede wszystkim pojawia się coraz więcej niezależnych programów, wywiadów, dyskusji łamiących schematy. Ostatnio największą burzę wywołał jednak podcast – należący niewątpliwie do jednej z baniek – rozmowa duetu Wojewódzki–Figurski z Wojciechem Szczęsnym. Zasada jest tam prosta, goście przychodzą, by zasłużyć na pochwałę gospodarzy, pozwalają się grillować, kupują konwencję. Burza wzięła się stąd, że bramkarz reprezentacji Polski konwencji nie kupił. Nie chciał się tłumaczyć, że nosi logo Orlenu na bluzie, że uważa Andrzeja Dudę za swojego prezydenta i w ogóle nie ma zamiaru nikogo pouczać, który polityk jest dobry, a który zły, bo to nie jego rola. Takie słowa w tej bańce wywołały szok i niedowierzanie. Poza bańką zaś stały się prawdziwym hitem.
Kuba Wojewódzki – bo to on głównie miał pretensje do Szczęsnego, że „marnuje zasięgi”, nie uczestnicząc w krucjacie przeciw zaściankowej Polsce – świadomie lub nie dostarczył tym jednym programem sporego materiału do sądu… nad samym sobą. Trudno zliczyć, ilu ławników internautów zabrało głos. Zarzucano mu, że sam nie marnuje zasięgów. Wykorzystuje je np., namawiając (wraz z Januszem Palikotem) ludzi do uczestnictwa w piramidzie finansowej, nie mówiąc o otwartej agitacji politycznej. Chętnie sprzedaje swoją twarz i nazwisko, także konkurentom Orlenu, głównego sponsora polskiego sportu. I tak dalej, i tak dalej. Okazuje się więc, że jeśli ktoś nie trzyma dziennikarskich standardów, nie może liczyć – nawet w swojej bańce – na luksus komfortu. Pod warunkiem, że stawi mu czoła ktoś trzymający standardy i posiadający, rzadki dziś, luksus własnego zdania.