Sąd Okręgowy w Radomiu uznał, że sprawa trzech byłych oficerów peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa, którzy próbowali w 1981 roku otruć Annę Walentynowicz, uległa przedawnieniu.
W sierpniu ubiegłego roku pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie oskarżył ich o popełnienie zbrodni komunistycznej i zarazem przeciwko ludzkości; ta druga nie ulega przedawnieniu. Radomski sąd uznał jednak, że można mówić w tym wypadku tylko o zbrodni komunistycznej, której karalność przedawniła się.
Postanowienie nie jest prawomocne. IPN może złożyć zażalenie po zapoznaniu się z jego pisemnym uzasadnieniem.
Przypomnijmy tę historię sprzed 30 lat.
Trzej byli esbecy, pracownicy departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który zajmował się zwalczaniem „działalności antysocjalistycznej”, zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień, ponieważ- jak zapisano w akcie oskarżenia - „wzięli udział w opracowaniu i wdrożeniu kombinacji operacyjnej zmierzającej bezpośrednio do podstępnego podania działaczce NSZZ »Solidarność« Annie Walentynowicz środka farmakologicznego o nazwie Furosemidum za pośrednictwem tajnego współpracownika posługującego się pseudonimem »Karol«, czym usiłowali „narazić ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu albo utraty życia”.
Akt oskarżenia dotyczy też ich udziału „w związku mającym na celu popełnienie przestępstwa na szkodę działaczki opozycji antykomunistycznej, funkcjonującym w strukturach organizacyjnych resortu spraw wewnętrznych”. Działali bowiem poprzez podjęcie „pozaprawnych czynności o charakterze przestępczym” i tym samym dopuścili się„zbrodni komunistycznej w postaci represji wobec jednostki oraz zbrodni przeciwko ludzkości w postaci poważnego prześladowania osoby z powodu przynależności do określonej grupy politycznej”.
Według IPN, oskarżonym esbekom chodziło „co najmniej” o uniemożliwienie odbywania Walentynowicz spotkań z załogami zakładów pracy. Spodziewanego celu nie osiągnęli, gdyż działaczka wyjechała z Radomia zanim „Karol” zdołał jej podać Furosemidum.
Podejrzani nie przyznali się do zarzucanych im przestępstw.
Jerzy Bukowski