Remis z Francją, przegrany turniej, zachowany honor. Czy Dawid mógł wygrać z Goliatem?

Polska kończy udział w Mistrzostwach Europy w Niemczech z jednym punktem, na ostatnim miejscu w swojej grupie. Wracamy z turnieju z nadziejami na reset i nową, silniejszą drużynę.

Piłka nożna to jest gra, w której bierze udział 22 mężczyzn, a i tak zawsze przegrywają Polacy. Tak w swoim dzienniku Jerzy Pilch w 2013 r. sparafrazował słynne powiedzenie Linekera. Bardzo możliwe, że autor „Innych rozkoszy” – gdyby dziś żył – zapisałby to zdanie raz jeszcze po dwóch pierwszych kolejkach grupy D. W ostatnim meczu Polacy wywalczyli jeden punkt.

W trakcie niemal każdej imprezy z udziałem biało-czerwonych (począwszy od 2002 roku, czyli od mistrzostw świata w Japonii i Korei Płd.) snuje się w polskich domach podobna refleksja. W wersji anegdotycznej i skróconej brzmi ona tak: „mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor”. Nasza triada narodowa – jak trzy akordy pieśni nadziei i rozczarowania. Tym razem ostatni akord zabrzmiał na stadionie w Dortmundzie.

Obraz meczowy

Francja grała o zwycięstwo, ponieważ walczyła o pierwsze miejsce w grupie D, czyli o to, aby trafić w fazie pucharowej na potencjalnie łatwiejszego przeciwnika. Polska grała o zwycięstwo, ponieważ był to mecz o honor, ale też o kredyt zaufania dla selekcjonera. Mecz o honor wypadł nieźle. Przed jego rozpoczęciem wzięlibyśmy remis w ciemno. Wraz z każdą minutą rósł jednak apetyt na zwycięstwo. W pierwszej połowie Polacy toczyli z Francją wyrównaną grę. Momentami przeważali szybkością, skutecznie rozgrywali piłkę, tworząc dobre sytuacje do strzelenia bramki. Fenomenalnie spisywał się Łukasz Skorupski. Bronił kąśliwe strzały Mbappe i Dembele. Czuł się pewnie w linii bramkowej i na przedpolu.

Po zmianie stron obraz gry wyglądał podobnie. Aż do 54. minuty, kiedy Jakub Kiwior podciął w polu karnym Ousmane’a Dembele, a karnego na bramkę zamienił Kylian Mbappe. Później Trójkolorowi mocniej rozkręcili swoją maszynę do konstruowania groźnych akcji. Trwał Łukasz Skorupski show.

Wreszcie nastąpił piąty kwadrans gry. Seria nerwowych zdarzeń: 1. Karol Świderski faulowany. 2. Analiza Var. 3. Rzut karny dla Polski. 4. Lewandowski strzela, Maignan broni. 5. Powtórka karnego, Maignan ruszył z linii przed strzałem. 6. Lewandowski strzela. 7. Piłka w siatce. Jest remis.

Obraz przedmeczowy

Cofnijmy się nieco w czasie. Szeroka kadra Francji naszpikowana szybkimi snajperami, której wartość rynkową szacuje się łącznie na jeden miliard i 230 milionów Euro. I kadra Polski bez Szczęsnego w bramce, warta około 210 milionów Euro. I jeszcze – w rankingu FIFA obie drużyny dzielą 24 miejsca. Obraz przedmeczowy. Dawid przeciwko Goliatowi. Kilka dni temu, przez jakieś trzy godziny wierzyliśmy, że Dawid może pokonać Goliata. Kiedy dokładnie? Pomiędzy ostatnim gwizdkiem sędziego w meczu Polski z Austrią a ostatnim gwizdkiem sędziego w spotkaniu Francji z Holandią. Wówczas padły słowa zarazem wiary i niewiary: „mamy jeszcze czysto teoretyczne szanse”. Szybko jednak – za sprawą remisu we wspomnianym meczu naszych grupowych rywali – przeszliśmy do ostatniej części turniejowego eposu, zaprezentowaliśmy narodową galerię memów. Jeszcze przez pewien czas pośmiejemy się z Lewego i spółki. Być może tylko tak radzimy sobie z syndromem zbiorowego urazu pomeczowego.

Czy Dawid mógł tym razem pokonać Goliata? Mógł, bo sport zna takie bitwy. Tyle że nie musiał. Bo kolejne, może te najważniejsze, bitwy przed nim. Przed turniejem w Niemczech Michał Probierz studził nieco nastroje oczekiwania na turniej życia. Sukcesem miało być wyjście z grupy i udział w 1/8 finału. Ten realizm selekcjonera nie wszystkim się udzielił, a mitologia grecka wróciła pod polskie strzechy. Równo 20 lat temu Grekom udało się sprawić największą niespodziankę w historii mistrzostw Europy. Duńczycy, Czesi, Turcy – im też udało się kiedyś dojść w drabince Euro wyżej, niż ktokolwiek mógł zakładać. Dlaczego więc nie miałoby się to udać Polakom?

Pamięć o polskich występach w turniejach o mistrzostwo Starego Kontynentu okazuje się wybiórcza: rok 2016, ćwierćfinał. Tymczasem w pozostałych startach (2008, 2012, 2021) zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie. Podobnie dzisiaj.

Obraz pomeczowy

Kończy się czas „Pokolenia 2016” (od daty wspomnianego wyżej największego sukcesu). Czas Lewandowskiego, Szczęsnego, Grosickiego... Ten trzeci ogłosił już zakończenie reprezentacyjnej kariery po powrocie z Niemiec. Pora nie tyle na nowe rozdanie, co na twardy reset. „Mam 36 lat, ale wciąż mam ogień w sobie” – zapewnił w poniedziałek Robert Lewandowski. Oby nim rozpalił „Pokolenie 2028”. Za cztery lata mistrzostwa Europy odbędą się w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Przed selekcjonerem niełatwy czas budowania drużyny na miarę oczekiwań. Póki co najbliższe dni spędzimy z trzecią zwrotką „Hymnu” Słowackiego. Mamy bądź co bądź opinię narodu rozmiłowanego w futbolu i poezji. „Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze/Smutno mi Boże!”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Sacha Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu” od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”.