Mózg to nie komputer, to coś znacznie bardziej skomplikowanego. Nawet nie zdajemy sobie jeszcze sprawy z tego, jak bardzo. A może nigdy nie zdamy sobie z tego sprawy…
To przychodzi do mnie falami. Nie wiem, co je wywołuje. Czasami przeczytane zdanie, czasami ciekawa książka. A czasami – wydaje mi się – przychodzi samo z siebie. Myślę wtedy nad myśleniem, zastanawiam się, niemal wizualizuję sobie to, co dzieje się w mojej głowie. Znaczy w moim mózgu. A potem nie mogę o myśleniu przestać myśleć.
W pierwszym przybliżeniu – czasami, żeby po prostu odpowiedzieć dziecku (czy sobie) na jakieś pytanie – mózg traktujemy jak komputer, a naszą pamięć jak twardy dysk. Te analogie są jednak bardzo niedoskonałe. Mózg jest znacznie bardziej skomplikowany. I działa zupełnie inaczej niż procesor. Podam prosty przykład. Oczy, nos, dotyk, język… to wszystko dostarcza mózgowi danych do analizowania rzeczywistości. Ale to nie oczy widzą i nie nos czuje, tylko mózg interpretuje. W efekcie to, jaki smak czujemy, zależy od wielu „niesmakowych” czynników, takich jak np. pora dnia, stopień zmęczenia, wiek, płeć, a nawet ilość światła wokoło, kolory, które widzimy, i to, co jedliśmy przed chwilą. Ani nos, ani mózg nie czytają świata w sposób bezwzględny, czytają go kontekstowo. Dla każdego z nas ten kontekst może być inny. Dlatego i my jesteśmy inni. Mamy różne smaki i pewnie stąd jedne rzeczy nam smakują, a inne niespecjalnie. Ta względność dotyczy w zasadzie wszystkiego, co widzimy, co czujemy, co słyszymy… Inaczej słyszymy dźwięki w zależności od kolorów, na które patrzymy, inaczej widzimy kolory w zależności od zapachów, które czujemy.
A gdyby mózg był komputerem? Nawet bardzo skomplikowanym? Czy wtedy nie bylibyśmy tacy sami? I chyba nawet nie chodzi o to, że świat byłby strasznie nudny. Stawiam tezę, że świat stałby w miejscu. Bo czy nie różnice w postrzeganiu rzeczywistości są kołem zamachowym postępu? Czy nie inne patrzenie, inne czucie jest tym, co nas rozwija? Gdyby wszyscy widzieli to samo, czuli to samo, doświadczali tego samego, postęp czy rozwój – także ten duchowy – byłby w ogóle możliwy?
Czasami tak mam, że nachodzą mnie takie myśli. Ta pojawiła się dość nagle, gdy kładłem kafelki. Zastanawiałem się, czy tylko ja widzę, że położyłem je odrobinę krzywo… Może jak nie pokażę tych krzywizn palcem, inni (choćby z grzeczności) nie zauważą? Względność i relatywizowanie mają swoje granice, a nadmierne ich rozszerzanie prowadzi raczej do rozchwiania obrazu rzeczywistości niż do jego budowy. Krzywo położone kafelki są po prostu krzywo położone. Można się ewentualnie spierać o to, czy to ładnie, czy brzydko.
Tomasz Rożek Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Założyciel i prezes Fundacji Nauka To Lubię. Autor wielu książek o tematyce popularnonaukowej. Obecnie stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.