Jeszcze do niedawna Kościół dysponował wyłącznością na towarzyszenie w przełomowych momentach życia. Trudno je było sobie wyobrazić bez chrztu, chrześcijańskiego ślubu i pogrzebu. Chrześcijaństwo przetrwa, jeśli przekona ludzi, że dysponuje środkami, których nie zastąpią żadne alternatywne rytuały przejścia.
07.05.2024 08:02 GOSC.PL
W poprzednim „odcinku” przytoczyłem prognozy statystyczne na temat przyszłości chrześcijaństwa. Wypadają one optymistycznie dla Afryki, ale pesymistycznie dla Europy. W tej sytuacji pojawia się pytanie, jak wykorzystać wciąż ogromny potencjał zachodniego chrześcijaństwa, by przetrwało ono czas obecnego kryzysu cywilizacyjnego i mogło się w przyszłości odrodzić. Na co powinniśmy zwrócić uwagę w naszej religii? Co w niej powinno być tym czynnikiem, który przyciąga ludzi?
Czytaj też: Czy chrześcijaństwo przetrwa?
W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania pewną wskazówką może być cytat z (przywołanej poprzednio przeze mnie) książki Franza-Xavera Kaufmanna pt. „Czy [jak] chrześcijaństwo przetrwa?” W książce tej Autor zauważa: „Istnieją nieliczne tylko dobra oferowane przez Kościoły ze świadomością, że ich oferta ma charakter ekskluzywny: towarzyszenie człowiekowi w przełomowych momentach jego życia – przy narodzinach, ślubie i śmierci. Coraz bardziej wzrasta zresztą wachlarz rozwiązań alternatywnych, proponowanych przez inne organizacje.”
Rzeczywiście, te trzy ceremonie kościelne – chrzest, ślub, pogrzeb – gromadziły i wciąż jeszcze gromadzą wielu ludzi. Nawet tych, którzy z wiarą się nie utożsamiają lub utożsamiają się z nią w sposób luźny. Dzieje się tak dlatego, że w sytuacjach granicznych lub w sytuacjach przejścia (zwłaszcza „przejścia do życia” lub „przejścia od życia”) wszyscy czujemy potrzebę sakralizacji i nadawania sensu naszej egzystencji. A właśnie sakralizacja – wprowadzanie ludzkiej doczesności w głębszą i Boską perspektywę – jest podstawową funkcją religii. Kościół katolicki spełnia tę funkcję przez bogactwo sakramentów i sakramentaliów, które swą mocą wpisują się w poszczególne etapy lub momenty przełomowe życia człowieka: narodziny, dojrzewanie, tworzenie własnej rodziny (lub realizowanie innego powołania), duchowe odrodzenie, chorowanie i umieranie. Patrząc od strony teologicznej, można powiedzieć, że sakramenty wiążą wszystkie te etapy lub momenty z życiem Boga, który właśnie dla nas stał się człowiekiem i przeszedł taką samą wędrówkę, jak my. A skoro zwyczaje towarzyszące sprawowaniu sakramentów weszły głęboko w naszą kulturę, nic dziwnego, że nawet ludzie religijnie obojętni nie wyobrażają sobie przełomowych momentów życia bez ceremonii kościelnych. A jeśli sobie wyobrażają, to szukają ich podróbek.
Właśnie te „podróbki” sprawiają, że chrzest, ślub i pogrzeb przestają już być chrześcijańską „ofertą ekskluzywną”. Skoro można je zastąpić świeckimi lub para-religijnymi obrzędami, Kościół traci wyłączność na nadawanie sensu przełomowym momentom naszego życia. Traci – ale czy straci? Sądzę, że nie. Dlaczego? Wyjaśnię to na konkretnym przykładzie.
Jakiś czas temu uczestniczyłem w pogrzebie świeckim. W jego trakcie bardzo szybko zauważyłem, że jest on imitacją lub modyfikacją pogrzebu katolickiego. Liturgię Słowa zastąpiono czytaniem wierszy Szymborskiej, kazanie – refleksją nad naszym przelotnym udziałem w wielkim łańcuchu życia, Komunię Świętą – dotknięciem urny z prochami zmarłego. Pomysłowość mistrza ceremonii pomogła uczestnikom pogrzebu oswoić się ze śmiercią bliskiej osoby i doznać przez chwilę uczucia wzniosłości. Czy jednak nowe (jeszcze nieskodyfikowane) obrzędy zadomowią się w nowym laickim społeczeństwie? Po co zresztą tworzyć nowe obrzędy, skoro mamy obrzędy stare – obrzędy, które łączą nas z wieloma pokoleniami naszych przodków? Po co nam podróbki, skoro mamy oryginał?
Pamiętajmy – i to jest rzecz najważniejsza – że chrześcijański oryginał daje nam realną nadzieję zakotwiczoną w historii. Sakramenty Kościoła opierają się na wierze w zmartwychwstanie Chrystusa – zmartwychwstanie, którego świadków potrafimy nazwać po imieniu i zlokalizować w konkretnym okresie dziejów. Pogrzeb chrześcijański nie jest więc samym – lepiej lub gorzej urządzonym – obrzędem. Jest on raczej miejscem głoszenia i uobecniania uzasadnionej nadziei na życie wieczne. Takiej nadziei nie daje, a nawet nie zamierza dać, pogrzeb świecki. Może on nam pomóc pogodzić się z losem, ale nie może dać żadnej nadziei.
Potrzeba nadziei i prawdziwej sakralizacji życia jest jedną z najgłębszych potrzeb, która w nas tkwi. Kościół dysponuje sprawdzonymi przez wieki środkami, które na tę potrzebę odpowiadają. Te środki – sakramenty, sakramentalia i związane z nimi „rytuały przejścia” – stanowią największy „kapitał egzystencjalny” chrześcijaństwa. Trzeba o nim nieustannie przypominać, trzeba go „reklamować” i trzeba sprawiać, by przynosił owoce. Warto przy tym pamiętać, by te owoce – mówiąc językiem cytowanego wyżej Autora – oferować kompleksowo. „Znaczy to chociażby – pisze Franz-Xaver Kaufmann – że Kościół mógłby nie tylko błogosławić związki małżeńskie”, lecz także bardziej angażować się w „poradnictwo małżeńskie i profilaktykę antyrozwodową; nie tylko sprawować ceremonie pogrzebowe”, lecz również w większym stopniu „roztaczać opiekę nad umierającymi”; nie tylko chrzcić i „apelować o zaniechanie aborcji, ale też [na szerszą skalę] prowadzić poradnictwo dla kobiet w ciąży, tworzyć grupy rodziców, zakładać domy dla samotnych matek itp.” To są obszary, na których chrześcijaństwo – w swej misji uświęcającej, misji nauczającej i misji czynnej miłości – może i powinno przetrwać.
A co jeśli chrześcijaństwo nie wykorzysta swego egzystencjalnego kapitału i zostanie zepchnięte na margines kultury europejskiej? Czy wtedy obrzędowość religijna zostanie zastąpiona obrzędowością świecką? Sądzę, że nie. Aby (tak lub inaczej) świętować narodziny, trzeba wpierw płodzić i rodzić dzieci. Aby (tak lub inaczej) zawierać związki małżeńskie, trzeba chcieć założyć trwałą rodzinę. Niestety, jak pokazują statystyki laicyzujących się społeczeństw, coraz mniej ludzi chce się żenić i coraz mniej ludzi „chce” się rodzić. W zamian za to coraz więcej ludzi starzeje się i umiera. Prawdopodobnie więc ostatnim rytuałem przejścia stanie się pogrzeb. Czy będzie to jednak pogrzeb z nadzieją czy bez niej?
Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki, założone przez siostrę Michaelę Rak (na zdjęciu) Henryk Przondziono / Foto GośćJacek Wojtysiak