Do Lourdes po raz pierwszy pielgrzymowali członkowie stowarzyszenia Alliance - Przymierze. To ludzie, którzy, jak sami wyznają, idą pod prąd: ich małżeństwo się rozpadło, a oni nie ułożyli sobie życia na nowo, lecz nadal dochowują wierności danemu przed Bogiem słowu.
Od 40 lat mają swoje stowarzyszenie, działające pod patronatem arcybiskupa Rennes. W Lourdes spędzili cztery dni. Jak inni poranieni na ciele czy duchu pielgrzymi szukali tam przede wszystkim ukojenia w modlitwie.
Historie członków stowarzyszenia Matki Bożej Przymierza są bardzo różne. Niektórzy modlą się o powrót współmałżonka, innym zależy już tylko na zachowaniu wewnętrznej równowagi. 45-letnia Agnès, matka czwórki dzieci sama musiała wystąpić o rozwód, aby chronić siebie i swą rodzinę przed patologicznym związkiem z mężem, który ją upokarzał i od kilku lat zdradzał z innym mężczyzną. Początkowo miała poczucie winy, że i ona zniszczyła to, co Bóg złączył, teraz szuka swego miejsca w Kościele, wie, iż jej przymierze z Bogiem trwa nadal. Nie chce zakładać nowego związku, odzyskała wewnętrzny pokój.
66-letnia Odile rozwiodła się po 35 latach małżeństwa, ale nadal nosi obrączkę. Jej mąż rozpoczął nowe życie. Ona pozostaje wierna. Najbliższe otoczenie nie akceptuje jej wyboru. Z tego powodu czuje się niezrozumiana. Ale dla mnie – mówi – nowy związek jest nie do pomyślenia. Małżeństwo jest święte – dodaje, przyznając że to niełatwy wybór. Nadal czuje się zraniona. Najboleśniejsze są rocznice ślubu. Ukojenia szuka w modlitwie. Do Lourdes pielgrzymowała w intencji wewnętrznego uzdrowienia.
W stowarzyszeniu Przymierze pomocy szukają też ludzie, którzy nie mieli ślubu kościelnego, lecz czują, że również ich małżeństwo cywilne czy raczej naturalne miało być nierozerwalne. Tak to postrzega Delphine, dla której aktem fundującym nierozerwalną rodzinę okazał się chrzest jej dziecka. Zwierzając się na łamach dziennika La Croix, przyznaje ona, że to, co potęguje jej ból, stanowi często presja wywierana przez środowisko, aby jak najszybciej ułożyła sobie życie na nowo.
Na ten sam problem zwraca też uwagę dyrektor zakończonej wczoraj pielgrzymki Emmanuel Houssin. Sam żyje w separacji od 2009 r. i przyznaje, że również on spotkał się z podobnym nastawieniem ze strony swych krewnych czy przyjaciół. To, jak mówi, swoista relatywizacja małżeństwa. Zbyt łatwo odstawia się na bok sakrament i jego nierozerwalność. „Dla mnie wierność nie jest jednak ciężarem, lecz darem, który otrzymałem – przyznaje. To forma ascezy, która prowadzi do wolności, a nie frustracji” – dodaje Houssin, prosząc zarazem o większe poszanowanie intymności tych, którzy doświadczyli dramatu separacji.
O szczególną opiekę dla tej kategorii wiernych zaapelował też kościelny asystent Stowarzyszenia Przymierze. Ci ludzie noszą w sobie rozdzierającą ranę i potrzebują wielkiej duszpasterskiej troski ze strony Kościoła – dodał ks. Grégoire Cieutat.
Krzysztof Bronk