A co, gdyby uznać, że właściciele mediów społecznościowych są jak producenci papierosów? Przecież wiedzą doskonale, że ich produkt uzależnia i szkodzi, a mimo to czerpią z niego (niemałe) korzyści. Jeżeli analogia pomiędzy tymi biznesami rzeczywiście istnieje, należałoby się spodziewać, że za chwilę właściciele dużych platform zaczną być – skutecznie – pozywani za szkody, jakich dokonują.
Choć teza o podobieństwie mediów i papierosów brzmi rewolucyjnie, wcale taka rewolucyjna nie jest. I najlepiej pokazuje to historia wyrobów tytoniowych.
O tym, że substancje smoliste w wyrobach tytoniowych dewastują zdrowie, a nikotyna uzależnia, wiadomo od prawie 100 lat. Badania na ten temat były prowadzone przed II wojną światową, a niebudzące wątpliwości wyniki zostały przedstawione na przełomie lat 30. i 40. XX wieku. Biznes tytoniowy nic sobie jednak z tego nie robił do procesu, który w 1957 roku wytoczyła przeciwko American Tobacco Company rodzina Edwina Greena. W pozwie napisano, że firma promowała palenie papierosów jako element nowoczesnego stylu życia, nie wspominając słowem o tym, że konsekwencją korzystania z jej produktów są poważna choroba i śmierć. W skrócie mówiąc, sprzedawała produkt niebezpieczny bez ostrzeżenia, a to, że miała pełną świadomość tego niebezpieczeństwa, na przełomie lat 50. i 60. XX wieku nie ulegało wątpliwości. I choć ten pierwszy proces, po długich perypetiach, firma tytoniowa przegrała, sąd nie zasądził finansowego odszkodowania. Ale już wtedy było jasne dla wszystkich, że odszkodowania – i to potężne – to tylko kwestia czasu.
Czy mamy pewność, że właściciele dużych platform społecznościowych mają świadomość wpływu ich produktów na zachowania, zwyczaje, jak również mózgi odbiorców? Czy istnieją na ten temat niezbite dowody naukowe? W 2021 roku przed Kongresem USA zeznawała Frances Haugen, menedżer produktu na Facebooku, która zajmowała się algorytmami platformy. Z jej zeznań wynikało, że Facebook (do jego właściciela należy także Instagram) stosował praktyki, które miały destrukcyjny wpływ na psychikę użytkowników (głównie dzieci i nastolatków) oraz na poziom dyskusji. Ale Haugen powiedziała coś ważniejszego. Mianowicie, że firma miała pełną świadomość, że stosowane przez nią praktyki mają szkodliwe skutki oraz że mimo zapewnień firmy o „działaniach na rzecz poprawy bezpieczeństwa psychicznego użytkowników firma nie podjęła wystarczających kroków w tym zakresie”.
Dzisiaj z mediami społecznościowymi jesteśmy w tym miejscu, w którym producenci tytoniu byli w latach 60. XX wieku. Nie ma jeszcze odszkodowań finansowych, ale winnego wszyscy znają. Pieniądze to tylko kwestia czasu.
Tomasz Rożek Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Założyciel i prezes Fundacji Nauka To Lubię. Autor wielu książek o tematyce popularnonaukowej. Obecnie stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.