Kapitalizm wmówił nam, że czas spędzony z dzieckiem jest bezproduktywny, a tym samym zmarnowany. To kapitalizm próbuje nas zachęcić, abyśmy „utowarowali” i zmonetyzowali każdą sekundę naszego życia. Jaki jest efekt? Uciekamy od swoich dzieci. Boimy się ich, bo wydaje nam się, że blokują nam możliwość rozwoju.
08.01.2024 14:27 GOSC.PL
Nowy Rok to często okazja do postanowień. Mniej słodyczy, więcej ruchu, mniej alkoholu, rzucenie palenia, mniej czasu przed ekranem, etc. Są ważniejsze i mniej istotne. Mądrzejsze i te niekoniecznie (tak, tak, bywają i całkiem głupie). Większość z nas doskonale to zna. Podobnie jak większość z nas wie, że często z tych postanowień nie za wiele wychodzi. Mimo to nadal je robimy, bo a nuż kiedyś się uda, prawda?
Podobnie jest z politykami. Aby zdobyć władzę, obiecują. Oj, czego to politycy nie obiecają w kampanii. Trudno się zresztą dziwić, bo też wyborcy nie patrzą zbyt przychylnym okiem na tych kandydatów, co to niczego nie obiecują. Tyle, że podobnie jak w przypadku noworocznych postanowień, przychodzi w końcu czas weryfikacji.
Nowy premier złożył w kampanii wiele obietnic. Były pomysły całkiem rozsądne, jak choćby podwyżki dla budżetówki, bo ta grupa zawodowa strasznie dostała finansowo po głowie w ostatnich latach. Ale były też pomysły mniej przemyślane, żeby nie powiedzieć głupie i szkodliwe. Takim postulatem było tzw. „babciowe”, czyli świadczenie zachęcające młode matki do powrotu na rynek pracy. Niestety, Donald Tusk w ostatnich dniach powtórzył, że na „babciowym” mu zależy.
Dlaczego to świadczenie jest szkodliwe? Znalazłoby się kilka powodów, ale chciałbym się skupić na dwóch w moim odczuciu najistotniejszych. Nie jest żadną tajemnicą, że czeka nas demograficzne tsunami. Polityka w tym obszarze to jedno z najważniejszych wyzwań dla każdej władzy w Polsce, ktokolwiek by ją sprawował. Co wiemy? Współczynnika dzietności nie „robią” rodziny wielodzietne 3/4/5+, bo ich po prostu nie ma zbyt wiele, ale przeciętne rodziny z jednym lub dwójką dzieci.
Kluczem do co najmniej utrzymania współczynnika dzietności na obecnym i tak niskim poziomie jest zatem zachęcenie Polek, aby decydowały się na drugie dziecko. Jak pokazują badania, jeśli kobieta decyduje się na urodzenie kolejnego dziecka, to najłatwiej przychodzi jej to niedługo po urodzeniu pierwszego. Dlatego wprowadzony przez poprzedni rząd tzw. Rodzinny Kapitał Opiekuńczy (RKO), który oferował wsparcie rodzicom dzieci w wieku 12-36 miesięcy, był ze wszech miar sensowny. Zachęcanie kobiet do szybkiego powrotu na rynek pracy poprzez wprowadzenie „babciowego” (notabene o wartości wyższej niż RKO) jest krokiem dokładnie w przeciwnym kierunku.
Ktoś powie, że nie powinno się dezaktywizować zawodowo młodych matek, bo to w końcu zwykle kobiety opiekują się najmniejszymi dziećmi. Sęk w tym, że w Polsce z aktywnością młodych kobiet, w tym mam, na rynku pracy nie mamy większego problemu. Ba, w przeciwieństwie choćby do takich Czech w Polsce istnieje wręcz społeczna presja, aby kobiety jak najszybciej wróciły do pracy i nie marnowały czasu na niańczenie malucha. Od tego są przecież żłobki lub prywatne opiekunki. W tej logice „babciowe” to wręcz idealne rozwiązanie.
A co jeśli ta logika jest zabójcza? A co jeśli dziecko do 3. roku życia powinno funkcjonować w bliskiej relacji z rodzicem (matką lub ojcem)? A co jeśli opieka żłobkowa, nawet dobrze prowadzona, skutkuje większym ryzykiem zaburzeń psychicznych w dorosłym życiu? Nie wymyślam sobie tego, takie wnioski przynosi nam współczesna nauka.
Dlaczego tak wielu z nas trudno to zaakceptować? Dlaczego takie tezy jeżą włos na głowie licznych ekspertów od polityki społecznej, którzy jak mantra powtarzają „budujmy żłobki”? Odpowiedź brzmi – kapitalizm. To właśnie kapitalizm wmówił nam, że czas spędzony z dzieckiem jest bezproduktywny, a tym samym zmarnowany. To kapitalizm próbuje nas zachęcić, abyśmy „utowarowali” i zmonetyzowali każdą sekundę naszego życia. To kapitalizm przekonuje nas, że nasza wartość zależy od pracy zawodowej. Dziś kapitalizm dopada nas nawet w domach, gdzie cenne sekundy „inwestujemy” w sklepach internetowych czy mediach społecznościowych, w których sprzedajemy swój czas w zamian za dostawę bodźców w postaci wirtualnych przeżyć.
Jaki jest efekt? Uciekamy od swoich dzieci. Boimy się ich, bo wydaje nam się, że blokują nam możliwość rozwoju. To prawda, czas spędzony zwłaszcza z najmniejszymi pociechami potrafi być strasznie nudny, męczący, a do tego kompletnie (na pierwszy rzut oka) bezproduktywny, a zatem zmarnowany. Ale jednocześnie może stanowić swego rodzaju antidotum przed trucizną, którą sączy nam do głów kultura współczesnego kapitalizmu.
W tym sensie „babciowe” to trucizna. Zniechęcenie do urodzenia drugiego dziecka z pewnością jest problemem z perspektywy demograficznej, ale to nic w porównaniu do kolejnego perfidnego narzędzia, które wpina nas jako społeczeństwo w kapitalistyczny matrix.
Na koniec jednak ważne zastrzeżenie. Małymi dziećmi niekoniecznie musi opiekować się matka. Równie dobrze może być to ojciec. Dlatego zamiast fiksować się na tradycyjnym modelu rodziny, próbujmy wszyscy tworzyć taki społeczny i regulacyjny klimat, aby zachęcać nie tylko kobiety, ale i mężczyzn, do „marnowania” czasu z dziećmi. Zapewniam, Drogi Czytelniku, skorzystamy na tym wszyscy.
Pixabay
Marcin Kędzierski