Stan wyjątkowy

Mamy w Polsce nieogłoszony formalnie stan wyjątkowy. Nie od wczoraj. Co najmniej od marca 2015 r.

Wtedy stało się jasne, że rządząca jeszcze wówczas PO i wywodzący się z niej prezydent Bronisław Komorowski – wbrew pysznym zapewnieniom liberałów – mają jednak z kim przegrać kolejne wybory. Aby powstrzymać zmiany, które miał przynieść rząd PiS i prezydent Andrzej Duda, rządzący postanowili przyjąć ustawę, pozwalającą im na wybór na zapas sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Na zapas, czyli na miejsca, które miały być zwolnione w TK dopiero w kolejnej kadencji Sejmu. Chodziło o zabetonowanie systemu prawnego przynajmniej na jakiś czas.

W rewanżu zwycięski w wyborach prezydenckich i parlamentarnych PiS nie ograniczył się do odrzucenia sędziów wybranych na zapas. Prezydent Duda nie przyjął ślubowania od żadnego z sędziów wybranych przez stary Sejm – ani tych wybranych zgodnie z zasadami fair play, ani tych wybranych na zapas – a zdominowany przez PiS Sejm wybrał do TK własnych kandydatów. W ten sposób praktycznie wysadzony w powietrze został autorytet Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego?

Jarosław Kaczyński tłumaczył to na długo przed przejęciem władzy, bo już w 2010 r. Mówiąc w skrócie, lidera PiS, który jest posiadaczem doktoratu z prawa, nie tyle interesowała i interesuje jego litera, co jego funkcjonowanie w rzeczywistości społecznej. Kaczyński uznał, że w naszych konkretnych warunkach praworządność czy państwo prawa (Kaczyński rozróżnia te pojęcia) źle służą Polsce, Polakom i demokracji, bo tworzą fasadę, za którą chronią się podłe interesy. Dlatego – w imię wyższego dobra – po przejęciu władzy wybrał demontaż znacznej części systemu prawnego III RP. Oznaczało to wprowadzenie swego rodzaju stanu wyjątkowego. Detalicznie omówił to na stronie Klubu Jagiellońskiego dr Krzysztof Mazur w tekście: Jarosław Kaczyński – ostatni rewolucjonista III RP. 

Wydaje mi się, że to, co stało się później, było już tylko konsekwencją obrania tej drogi. Były to m.in. kolejne nowelizacje ustaw dotyczących Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i chyba także incydenty takie, jak opisywana w mediach reasumpcja sejmowego głosowania ("Trzeba anulować, bo przegramy.").

Choć dzisiejsi rządzący szli do wyborów z okrzykiem „Konstytucja!” na ustach, po objęciu władzy przyznali, że – znów – wyższe dobro nie pozwala im postępować zgodnie z nią. Premier Donald Tusk trzyma jeszcze fason i zapewnia, że sprzątanie po PiS odbywa się zgodnie z prawem. Ale już stojący jakby na intelektualnym zapleczu tej formacji prof. Wojciech Sadurski przyznaje, że jeśli przy tym sprzątaniu nowy rządzący nie będą przekraczać przepisów konstytucji, to doprowadzi to do tragedii. Jeśli chodzi o sprawy dotyczące publicznego radia, telewizji i PAP, to o pozaprawnym charakterze działań ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza zupełnie wprost – i usprawiedliwiająco – pisze szef wywodzącego się „Gazety Wyborczej” serwisu Oko.press Piotr Pacewicz: Decyzja Sienkiewicza, czyli zamach na bezprawie, które było zamachem na Konstytucję.

W ten sposób i jedni, i drudzy –  i PiS, i PO – działają metodami kojarzącymi się ze stanem  wyjątkowym. Znawcy myśli Carla Schmitta być może usłyszą w tym miejscu jego chichot zza grobu.

Zastanawiam się, czy cała ta sytuacja nie jest jednym z przejawów znacznie szerszego zjawiska, o którym pisał przed paru laty dr Dariusz Karłowicz w eseju pt. „Reset czy rewolucja?” na łamach „Teologii Politycznej”. Mówiąc w ogromnym skrócie, dostrzega on fundamentalny kryzys zachodniej liberalnej demokracji. Warto raz jeszcze przeczytać cały ten tekst nie tylko dla przyjemności obcowania z erudycją autora, ale także dlatego, że opisuje on przyczyny i składowe kryzysu. Podaje też historyczny przykład dający tak dziś potrzebne światełko nadziei.

Bohaterem tej historii jest Solon, wielki prawodawca starożytnych Aten. Doprowadził on do udanego ustrojowego resetu po kilkudziesięciu latach poważnych napięć między eupatrudami (dobrze urodzonymi posiadaczami wielkich majątków) a zadłużonymi u nich hektemoroi. Zdał sobie sprawę, że dotychczasowy porządek to równia pochyła. Jak z niej zejść? „Solon – pisze dr Karłowicz – stanął w obliczu pytania o proporcję ciągłości do zmiany, która zadowoliłaby obie strony”. Ostatecznie udało mu się doprowadzić do reform, które – jak zauważa autor eseju – zaspokoiły dążenia hektemoroi, ale eupatrydów nie ustawiły po stronie przegranych. Solonowy reset nie niszczy ciągłości politycznej – podkreśla dr Karłowicz – nie jest zerwaniem, lecz kompromisem, głęboką wprawdzie, ale legalną zmianą przeprowadzoną w imię sprawiedliwej równowagi rozpoznanej jako wspólne dobro obu stron [podkr. – JD]. Jak o tym sam pisał Solon: „Bowiem tyle, co trzeba, ludowi władzy przyznałem, ani mu czci nie ujmując, ani jej dając zbyt wiele; tym zaś, co władzę dzierżyli i podziw budzili majątkiem, też nakazałem się wyzbyć tego, co z hańby się bierze. Tarczą mocną i jednych, i drugich chroniąc, stanąłem, żadnej stronie nie dałem niesprawiedliwie zwyciężyć.”

Czekamy na Solona.

Stan wyjątkowy   21 grudnia. Policja przed budynkiem TVP przy ul. Woronicza w Warszawie PAP/Leszek Szymański

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała