Konserwatywnym komentatorom zarzuca się, że niepotrzebnie przywołują widmo schizmy. Tymczasem nawet zwolennicy niemieckiej „drogi synodalnej” przyznają otwarcie, że schizma już dawno się dokonała. I to powinno boleć także katolików nad Wisłą, jeśli traktujemy Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa. Tymczasem, oprócz gniewnych listów, niewiele się dzieje – pisze dla GN z Berlina Tomasz Kycia, dziennkarz niemieckich rozgłośni radiowych.
„Ludzie listy piszą”, śpiewali Skaldowie. I tak jest również dzisiaj: pisze listy papież, piszą listy biskupi, w tym abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i bp Georg Bätzing, przewodniczący niemieckiego episkopatu. „Kto bardzo kocha, pisze długi list” – śpiewają Skaldowie. Czy autorzy tych listów rzeczywiście piszą z miłości do adresata? We mnie osobiście styl, tonacja i treść listu abp. Gądeckiego do papieża ws. niemieckiej „drogi synodalnej” budzą pewne wątpliwości. Niezrozumiałe dla mnie jest, dlaczego arcybiskup nie poinformował o nim niemieckich biskupów, a podczas Synodu w Rzymie siedział z biskupem Bätzingiem ramię w ramię, jakby nic się nie stało. Chciałbym też wiedzieć, czy pisząc list w swojej funkcji przewodniczącego episkopatu poinformował o treści listu i o całym procederze pozostałych polskich biskupów. Ale to kwestie, którymi powinni się zająć katolicy w Polsce. Jako katolik na co dzień mieszkający w Niemczech chciałbym zerknąć na list bp. Bätzinga. On także pozostawia wiele do życzenia.
Jak Watykan i świat ostrzegali Niemców
Po pierwsze, także przewodniczący niemieckiego episkopatu nie poinformował o swoim – stanowczym w tonie – liście wszystkich swoich współbraci. Niektórzy dowiedzieli się o nim z mediów. Bätzing zręcznie pominął także fakt, że czterech niemieckich ordynariuszy wycofało swoje wsparcie dla dalszych działań „drogi synodalnej” a episkopat jest mocno podzielony. Nie wspomniał Bätzing także o tym, że część członków „drogi synodalnej” opuściło ją jeszcze przed zakończeniem ostatnich obrad, nie godząc się na powolne ale stałe oddalanie się od Kościoła powszechnego. I wreszcie, w swoim liście bp Bätzing nie wspomniał, że zaniepokojenie sytuacją Kościoła w Niemczech wyrażało wcześniej wiele osób z całego świata. Wymienię w telegraficznym skróciete najważniejsze głosy:
Już w 2015 podczas wizyty ad-limina w Watykanie papież apeluje do niemieckich biskupów, że powinni się zająć nową ewangelizacją, Rok Miłosierdzia wykorzystać do spowiedzi i Eucharystii, wzmocnić rolę kapłanów, wzmocnić teologię akademicką na gruncie wiary, a także lepiej chronić życie nienarodzone, osoby starsze i chore.
W 2019 roku, na początku „drogi synodalnej” papież Franciszek pisze list „Do pielgrzymującego Ludu Bożego w Niemczech”, w którym stwierdza postępującą „erozję wiary” i zaznacza, że odnowa w Kościele jest możliwa „jedynie przy udziale całego Kościoła powszechnego”.
W tym samym roku w liście do przewodniczącego niemieckiego episkopatu kard. Ouellet potwierdza zaniepokojenie Watykanu rozwojem sytuacji w Kościele w Niemczech i załącza list Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych, która stwierdza, że plany biskupów niemieckich naruszają normy kanoniczne i faktycznie zmierzają do zmiany powszechnych norm i nauki Kościoła. Wcześniej w tej sprawie doszło do roboczego spotkania kardynałów Ladarii, Quelleta, Parolina i Kaspera a później także samego papieża. W 2021 roku watykańska Kongregacja Nauki Wiary odpowiadając na debaty i pierwsze dokumenty „drogi synodalnej” oficjalnie oświadcza, że Kościół nie ma uprawnień do błogosławienia związków między osobami tej samej płci. W tym samym roku kard. Parolin wzywa w Berlinie niemieckich katolików do jedności z Papieżem i Kościołem powszechnym.
W 2022 roku po raz pierwszy do niemieckich biskupów pisze abp Gądecki. Krótko potem swój list wysyłają biskupi skandynawscy, pisząc, że obrady „drogi synodalnej” „nie mają już nic wspólnego z synodalnością". W tym samym roku kolejny „list braterski” do niemieckich biskupów wysyła ponad 100 biskupów i kardynałów z USA, Afryki, Kanady i Australii a chwilę później własny list pisze Samuel Joseph Aquila z Denver, zarzucając wręcz niemieckim biskupom „zdradę Ewangelii”. Podczas kolejnej wizyty ad-limina w listopadzie 2022 roku niemieccy biskupi muszą przyjąć ostrą krytykę od niektórych szefów dykasterii a Franciszek ostentacyjnie nie przychodzi na zaplanowane z nimi spotkanie.
W 2023 niemieccy biskupi otrzymują kolejny list kardynałów Parolina, Ladarii i Ouelleta, którzy potwierdzają, że niemiecka „droga synodalna” nie ma kompetencji do ustanawiania rady synodalnej a biskupi nie powinni w tej radzie uczestniczyć. List ten zatwierdza i nakazuje jego przekazanie sam papież Franciszek. Jesienią 2023 na list czterech byłych członkiń „drogi synodalnej” błyskawicznie odpisuje papież Franciszek, przyznając, że on także jest zaniepokojony, że „duża część tego lokalnego Kościoła coraz bardziej oddala się od wspólnej drogi Kościoła powszechnego”. Franciszek dodaje, że utworzenie Rady Synodalnej w takiej formie, jaką planują Niemcy „nie da się pogodzić z sakramentalną strukturą Kościoła katolickiego”.
Niemiecka droga synodalna – błąd w DNA
A jak bp Bätzing na wszystkie te sygnały odpowiada? Zawsze uspokaja, że nic złego w Kościele w Niemczech się nie dzieje a tamtejszy Kościół pozostaje w jedności z Rzymem. W ostatnim liście do abp. Gądeckiego pisze wręcz, że „celem drogi synodalnej jest wzmocnienie episkopatu i papiestwa, a nie ich osłabienie”. To zaklinanie rzeczywistości. Niemiecka droga synodalna już w swoim DNA zawiera szereg błędów. Pierwszym jest kwestia reprezentacji wszystkich katolików: współorganizujący z episkopatem „drogę synodalną” Centralny Komitet Katolików Niemieckich, który Kościół traktuje nierzadko jako organizację polityczną lub pozarządową, zadbał o to, by wśród 94 członków tylko trzy osoby reprezentowały ruchy odnowy. Większość to ludzie, którzy od dziesięcioleci domagają się radykalnej liberalizacji.
Drugim błędem jest podział na cztery fora robocze - podział władzy w Kościele, możliwość kapłaństwa kobiet, sensowność celibatu i możliwość zmian w katolickiej etyce seksualnej. Ich pierwsze dokumenty robocze szybko pokazały, że „droga synodalna” nie będzie się zajmować tylko tym, do czego została powołana, czyli do wyjaśniania i rozliczenia się z pedofilią. Trzecim błędem było założenie, że demokratyczne głosowanie i transparentność obrad przy non stop włączonych kamerach polepszy przebieg obrad. Było dokładnie odwrotnie: nieustanna presja mediów i opinii publicznej na garstkę osób krytycznych wobec radykalnych zmian była dla nich, jak twierdzili później, nieznośna. Tu nieważne było słuchanie siebie nawzajem, ale zdobywanie większości i przegłosowywanie wniosków.
I wreszcie, czwarty błąd „drogi synondalnej”: nonszalancja. W każdej sesji pobrzmiewały głosy, że do przeprowadzenia „naszych reform” nie potrzebujemy Rzymu i Rzymu się nie boimy. Co więcej, trwający prawie równolegle proces synodalny papieża Franciszka został tu w Niemczech – z nielicznymi wyjątkami – kompletnie niezauważony lub pominięty. Tyle, że „droga synodalna” nie zajmowała się wyłącznie kwestiami dotyczącymi Kościoła lokalnego w Niemczech, ale także sprawami dotykającymi cały Kościół powszechny.
A jeśli tak, to uzasadnione jest pytanie, dlaczego Niemcy nie liczyli się ze zdaniem innych, którzy sygnalizowali: chcecie rozmawiać o sprawach, które dotyczą także nas? To nie rozmawiajcie o nich bez nas! To trochę tak, jak gdyby Francuzi w swoim parlamencie zajmowali się reformą Unii Europejskiej i nieustannie powtarzali, że nikt nie musi się martwić, bo przecież są oni częścią Unii i z Unii nie mają zamiaru wystąpić. No tak, ale sprawy mają się inaczej, kiedy Franuzi sami zaczęliby „majstrować” przy unijnym traktacie i sami przegłosowali w parlamencie zmiany dotyczące Parlamentu Europejskiego.
Schizma, wspólna sprawa
„Droga synodalna” wprowadziła w Kościele w Niemczech wielki rozłam. Część biskupów, mimo wyżej wymienionych ostrzeżeń i niepokojów, ma zamiar iść dalej. Inni zapowiedzieli, że nie dadzą pieniędzy na dalsze prace i tworzenie rady synodalnej, blokując fundusze w „Stowarzyszeniu Diecezji Niemieckich”. Ale nie to martwi mnie najbardziej. Najbardziej martwi mnie, że zmiany i głęboki podział jest już w sercach i głowach. Że wyraża się on w nauczaniu i w liturgii.
Konserwatywnym komentatorom zarzuca się czasem, że niepotrzebnie przywołują widmo schizmy. Tymczasem nawet sami zwolennicy „drogi synodalnej” – jak jeden z jej głównych strategów prof. Magnus Striet – przyznają otwarcie, że schizma się już dawno dokonała. I to powinno boleć także katolików nad Wisłą, jeśli traktujemy Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa. Tymczasem, oprócz gniewnych listów, niewiele się dzieje. A przecież to czas łączenia środowisk i większej współpracy ponadgranicznej przy Synodzie. Kościół – także Kościół w Niemczech – potrzebuje głębokiej odnowy. Ale powtórzę za papieżem Franciszkiem: odnowa w Kościele jest możliwa „jedynie przy udziale całego Kościoła powszechnego”.
Czytaj również:
Tomasz Kycia