Jeśli dla kogoś życzliwy rozdział to sojusz, strach pomyśleć, co rozumie przez „zerwanie sojuszu”.
Ksiądz Kazimierz Sowa zastanawiał się na łamach „Gazety Wyborczej” nad tym, co w powyborczej sytuacji zrobi Kościół. „Wybory w Dzień Papieski miały przypieczętować triumf Kościoła sprzymierzonego ze zwycięskim PiS-em. Tymczasem zakończyły się klęską i PiS-u i Kościoła” – napisał. Zdaniem duchownego „sojusz tronu z ołtarzem przyczynił się do utraty przez PiS władzy, a w przypadku Kościoła instytucjonalnego oznacza w najlepszym przypadku zmarginalizowanie jego głosu i wpływu na to, co dzieje się w przestrzeni życia publicznego”.
Triumf Kościoła? Będzie w niebie, na inny nie liczymy. Co zaś do tego sojuszu tronu z ołtarzem, to wielokrotnie o nim słyszałem, ale na żywo nie widziałem. Owszem, on istnieje medialnie, podkręcany do granic obsesji mieleniem w kółko: „Rydzyk, Rydzyk, Rydzyk” czy „finansowanie Kościoła przez państwo”. Jeśli się jednak temu przyjrzeć, okaże się, że chodzi o zwykłe relacje, jakie istnieją między instytucjami w ramach porządku prawnego. Jeśli gdzieś były nadużycia, to proszę – sędziowie są rozgrzani, niech się tym zajmą. Ale coś mi się widzi, że wszyscy spragnieni lawiny procesów „po wyborach” będą mocno zawiedzeni, gdy się okaże, że nie ma do nich podstaw.
To prawda, że gdy do władzy dochodzi ekipa normalnie traktująca obywateli, z których znaczną większość tworzą katolicy, wtedy także instytucje związane z Kościołem są traktowane równoprawnie w stosunku do innych podmiotów. Ale czy to źle?
Wiele lat temu, gdy pracowałem w „Małym Gościu”, przyznano temu miesięcznikowi dla dzieci pieniądze z państwowego funduszu związanego z ochroną środowiska na plakaty o treści przyrodniczej, które zamieszczaliśmy w kolejnych numerach. Wszystko legalnie i przejrzyście. Ale gdy zmieniła się władza na bardziej lewicową, już nie byliśmy odpowiednim podmiotem do promowania ekologii i dotacje dostał kto inny. Ani nas to zdziwiło, ani zbulwersowało – skoro fundusz był, mieliśmy prawo się o niego ubiegać, a władza miała prawo decydować o tym, komu go przyznać.
Oczywiście rządzący zawsze próbują traktować Kościół instrumentalnie i czasem im się udaje – ale nie dajmy się zwariować, incydenty nie stanowią zasady. Teraz, gdy zacznie rządzić kolejna ekipa, z pewnością życzliwszym okiem spojrzy na zasłużone dla niej „organizacje pozarządowe”, krzewiące rozmaite gendery i wywracające wartości na lewą stronę. Nie będzie to żadne odcięcie Kościoła od tronu, bo co tu odcinać, jak nie było sklejenia. Nie było sojuszu tronu z ołtarzem przed laty, gdy Platforma Obywatelska jeździła na rekolekcje, i nie ma go teraz, gdy kończy rządy ekipa, której było po drodze z Kościołem.
Kościół to jest nasz, katolików, dom i władza nie robi łaski, jeśli okazuje mu przychylność. Natomiast łamie swoją deklarację służenia całemu społeczeństwu, jeśli okazuje mu wrogość. I tyle.
KRÓTKO:
Drogi pacjent
Lekarze w Belgii przeprowadzili eutanazję 16-letniej dziewczyny, pobierając jej narządy do przeszczepów jeszcze za jej życia. Chora na raka mózgu nieletnia poprosiła o eutanazję, a namówiona przez doradców medycznych wyraziła zgodę na pobranie jej narządów. Serwis HLI informuje za portalem Life News, że szesnastolatkę poddano sedacji i zaintubowano na 36 godzin w celu zbadania jej narządów i wytypowania biorców. Następnie wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej i pobrano jej narządy, wskutek czego zmarła. HLI zwraca uwagę, że sposób, w jaki doprowadzono do śmierci nieletniej, nie miał na celu jej dobra i poprawienia stanu, w jakim się znalazła – celem było wyłącznie zbadanie jej narządów i znalezienie odpowiednich biorców, którym je przekazano. „Innymi słowy, kiedy ta dziewczyna zgodziła się na oddanie swoich narządów, części jej ciała stały się ważniejsze i cenniejsze od jej życia” – czytamy.
Podobnie instrumentalne traktowanie ludzi poddawanych eutanazji jest obecnie w Belgii oraz Holandii zjawiskiem coraz częstszym. Tamtejsze prawo nie wymaga już nawet, żeby pacjent był śmiertelnie chory. Legalnie pozbawia się tam życia także ludzi chorych psychicznie, zdolnych wyrazić zgodę na eutanazję i na pobranie narządów. Jak widać, tam, gdzie doszło do złamania podstawowej zasady, że nie odbiera się ludziom życia, degeneracja moralna wciąż postępuje. Wskutek tego nawet hasło „każdy pacjent jest dla nas cenny” w Belgii i Holandii brzmi złowrogo.
Franciszek Kucharczak