W najnowszym „Gościu Niedzielnym” - czy synody mogą się mylić?

Skąd się wzięły synody i jakie jest ich znaczenie? Jaka jest rola trwającego właśnie zgromadzenia synodalnego?

W najnowszym "Gościu Niedzielnym" nr 40/2023
Gość Niedzielny
  • Zaczęło się Zgromadzenie Synodu Biskupów. Bez obaw: doktryna nie zostanie zmieniona [Franciszek Kucharczak]


O co chodzi w synodzie? Co jest w syntezach, nad którymi pracują jego członkowie? Kto i jak zdecyduje? Franciszek Kucharczak przygląda się niepokojom, które wzbudza rozpoczynające się właśnie Zgromadzenie Synodu Biskupów. „Wielu katolików obawia się, że oczekiwania zawarte w syntezach kontynentalnych staną się dla uczestników synodu swoistym zobowiązaniem i w konsekwencji spowodują nieuprawnione zmiany w doktrynie Kościoła. Obawy te wynikają często z założenia, że synod jest czymś w rodzaju parlamentu, w którym decyduje większość. Tak jednak nie jest. Choć w metodologii synodu istnieją mechanizmy podobne do parlamentarnych, to jednak nie odzwierciedla on systemu demokratycznego. Synod to ‘odkrywanie ze zdumieniem, że Duch Święty wieje w sposób zawsze zaskakujący, aby podsunąć nowe drogi i języki’ – mówił papież Franciszek dwa lata temu podczas Mszy inaugurującej proces synodalny. Podkreślił, że ‘synod jest procesem rozeznania duchowego, które dokonuje się podczas adoracji, w modlitwie, w kontakcie ze słowem Bożym’. To właśnie ono ukierunkowuje synod, ‘aby nie był on kościelnym »zjazdem«, konferencją naukową czy kongresem politycznym, ponieważ nie jest parlamentem, lecz wydarzeniem łaski, procesem uzdrowienia prowadzonym przez Ducha Świętego’” – pisze autor.

  • Cały obecny synod zmierza do pytania: ile demokracji w Kościele? [Jarosław Dudała]

Skoro papież ma pełną władzę w Kościele powszechnym, a biskup w swojej diecezji, to po co zwoływać synody? Jaka jest historia synodów? Czy w Kościele jest miejsce na elementy demokracji? Jarosław Dudała pyta o to ks. Stanisława Adamiaka, historyka Kościoła, rektora seminarium w Toruniu, profesora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. „Kościół prowadził dyskusje o tym, co może sobór czy synod, na początku XV w. Po wielkiej schizmie zachodniej, kiedy mieliśmy trzech papieży i dość trudno było ustalić, który ma rację, Sobór w Konstancji zdawał się uważać, że to on jest najwyższą władzą w Kościele. Mimo gorszącego widowiska z trzema papieżami po zażegnaniu schizmy udało się Kościołowi dojść do tego, że najwyższą władzą jest papież, a sobór nie może niczego bez jego zgody. Tak samo synod diecezjalny nie może nic zrobić bez zgody biskupa. Było to trochę jak w niektórych XIX-wiecznych monarchiach, w których był parlament, ale król miał prawo weta absolutnego. W Kościele jest tak samo. Odpowiadam więc: sam synod nie może zrobić nic bez zgody papieża” – mówi ks. Adamiak.

  • Czy synody mogą się mylić? [ks. Rafał Bogacki]

O synodach, wewnątrzkościelnych napięciach i sposobie rozwiązywania sporów w rozmowie z ks. Rafałem Bogackim mówi o. Jarosław Kupczak OP. „Pierwsze 500 lat istnienia Kościoła to okres niezwykle żywego tworzenia się doktryny chrześcijańskiej. Komunikacja pomiędzy centrum, którym bardzo szybko stał się Rzym, a prowincjami była utrudniona. Chrześcijanie musieli jednak formułować prawdy wiary, wiedzieć, w co wierzą. Te dyskusje odbywały się na synodach prowincjalnych. Nierzadko ich owocem były błędne decyzje, np. podczas kryzysu ariańskiego, gdy synody umniejszały rolę Syna Bożego. Zdarzały się także fałszywe sobory. Przykładem jest tzw. sobór zbójecki zwołany w 449 roku, na którym ogłoszono błędne tezy dotyczące chrystologii. Decyzje tego zgromadzenia nie zostały przyjęte przez Kościół. Myliły się więc synody, a także poszczególni biskupi, ale w całej historii Kościoła nigdy nie zdarzyło się, by biskup Rzymu popadł w stan formalnej herezji i sprzeciwił się doktrynie katolickiej. Pomiędzy Rzymem a lokalnymi Kościołami istniały tarcia i wymiana argumentów. Nierzadko też biskupi wymagali od papieża, by skorygował jakąś opinię bądź ją jednoznacznie wyraził” – przypomina dominikanin.

  • Zgorszenie w Kościele. Jesteśmy grzesznikami, ale nie musimy być hipokrytami [Franciszek Kucharczak]

Gdzie szukać Boga, gdy środowisko ożywiania wiary staje się miejscem zepsucia? – pyta Franciszek Kucharczak, nawiązując do głośnych wydarzeń z Dąbrowy Górniczej. „Kolejne zgorszenia są wielką raną i nie powinny się nigdy zdarzyć, ale skoro się zdarzają, to nie należy udawać, że nic się nie stało. Funkcjonujące do niedawna założenie, że zgorszenie jest wtedy, gdy wychodzi na jaw, doprowadziło do ukrywania brudów ‘dla dobra Kościoła’. W praktyce skutkowało to utrzymywaniem w świętej posłudze ludzi niemoralnych, którzy zarażali otoczenie swoim cynizmem i hipokryzją. Prowadziło to do wzajemnego wspierania się w drodze do najwyższych funkcji kościelnych ludzi, którzy nie powinni być nawet ministrantami. Nawet jeśli sprawiali wrażenie pobożnych, to w istocie odstręczali ludzi od Kościoła. Nie mogło być inaczej, bo żadna forma kłamstwa, a więc także podwójnego życia, nie przynosi Bożego błogosławieństwa” – podkreśla Franciszek Kucharczak.

  • Żołnierze z różańcami, mężczyźni na wzór kobiety. Męskie wspólnoty rosną jak grzyby po deszczu [Jakub Jałowiczor]

Jedne wywodzą się z ruchu charyzmatycznego, inne mają silny rys patriotyczny. Prawie wszystkie akcentują nabożeństwo do Maryi. Wszystkie łączy to, że przygotowują swoich członków do wzięcia odpowiedzialności – za siebie i innych. Jakub Jałowiczor przygląda się męskim wspólnotom modlitewnym. „Męskie wspólnoty powstają w całej Polsce. Widać je podczas ulicznych modlitw różańcowych czy takich wydarzeń jak Męskie Oblężenie Jasnej Góry, które w 2023 r. odbyło się już po raz siódmy. Czy duszpasterstwo tylko dla mężczyzn to coś nowego w Kościele? Męskie zakony i bractwa istnieją od wieków. Pewną nowością jest natomiast widoczny w całym zachodnim świecie kryzys męskości. Nowe wspólnoty mają być sposobem na ten kryzys” – podkreśla autor.

  • Nienormalna normalność. Wyją alarmy przeciwrakietowe, życie toczy się dalej [Andrzej Grajewski]

Jadąc przez kraj od półtora roku prowadzący wojnę, przekonałem się, że największą siłą Ukraińców jest umiejętność normalnego życia w nienormalnych warunkach
– pisze Andrzej Grajewski,
dzieląc się spostrzeżeniami ze swojej niedawnej podróży na Ukrainę. „Rosyjskie pociski mogą w każdej chwili spaść na miasto czy okolicę, która dotychczas w ogóle nie była atakowana, rażąc dowolny cel. Alarmy, które np. w Zaporożu rozlegały się kilka razy w ciągu dnia i w nocy, dezorganizują wszystkim życie. Na dworcu w Zaporożu próbowałem kupić bilet kolejowy. Wchodziłem do budynku, gdy zawyły syreny. Dworzec natychmiast zamknięto. Stojący przed nim ludzie sięgnęli po komórki, aby śledzić informacje, ile rakiet i z jakiego kierunku nadlatują. Chociaż obok był przygotowany schron, nikt z niego nie korzystał. Po godzinie, kiedy alarmu nie odwołano, zrezygnowałem z dalszego czekania, gdyż – jak mi powiedział kolejarz – alarm może być odwołany za chwilę, za godzinę lub dwie. W Krzywym Rogu chcieliśmy zjeść w McDonaldzie. Wybraliśmy menu, gdy zawyły syreny. Wszyscy natychmiast musieli opuścić lokal, a cała załoga udała się do schronu. Jednak ludzie, którzy otrzymali zamówione wcześniej porcje, siedzieli przed budynkiem, spokojnie kontynuując konsumpcję. Obok był mały Burger King, który, nie zważając na alarm, był otwarty i tam się posililiśmy. Biorąc pod uwagę, że alarmy powodują także przerywanie nauki w szkołach czy pracy w urzędach i zakładach pracy, nawet jeśli później nie następują bezpośrednie uderzenia, dewastują one życie na Ukrainie, budzą niepewność i rosnące zmęczenie” – opowiada reporter „Gościa Niedzielnego”.

  • Pałac Intensywnej Miłości. W hospicjum fundacji Gajusz celebruje się każdą chwilę życia [Agnieszka Huf]

Łódzkie hospicjum dla dzieci, prowadzone przez fundację Gajusz jest jednym z czterech takich miejsc w Polsce. Agnieszka Huf opowiada o ludziach, którzy wkładając całe serce, aby ciężko chore dzieci mogły żyć pełnią życia. „Hospicjum – Pałac. Pacjenci – Książęta. To nie tylko słowa stosowane, aby wyróżnić się z tłumu. Za nimi kryje się idea, jaka przyświeca załodze Gajusza: że życie, nawet jeśli jest krótkie, może być piękne. A skoro nie da się dodać dni do życia podopiecznych, to trzeba zrobić wszystko, aby dodać życia do ich dni. Dlatego te maluchy, które są najbiedniejsze z biednych – nie dość, że nie mają zdrowia, to jeszcze najczęściej także rodziców – zasługują na wszystko, co najlepsze, najpiękniejsze. Dlatego w Pałacu dba się o piękny wystrój wnętrza, Książęta noszą śliczne ubranka, a zapewniana im opieka wykracza ponad minimum finansowane przez NFZ” – tłumaczy autorka.

« 1 »