11 kwietnia stolicą Białorusi wstrząsnął wybuch, który diametralnie zmienił sytuację całego kraju.
<b>Stacja metra Kastrycznickaja (co w języku białoruskim oznacza Październikowa), nazwana tak na cześć bolszewickiej rewolucji, jest centralnym punktem stolicy Białorusi. Pierwsze informacje o wybuchu w metrze pojawiły się na internetowym serwisie Twitter, który oferuje komunikację poprzez wysyłanie krótkich informacji. Już w dwie minuty od tragicznego zdarzenia, o godzinie 18.00 czasu mińskiego, jeden z użytkowników napisał: „Wybuch na stacji metra Kastrycznickaja, są ranni”. Kiedy państwowa telewizja i stacje radiowe jeszcze długo nie decydowały się na przerwanie codziennej ramówki, niezależne portale internetowe, media społecznościowe i blogi w lawinowym tempie podawały kolejne informacje. – A w państwowej telewizji ciągle nic – denerwował się użytkownik Twittera o pseudonimie Tormashka. – Mam wolny samochód. Jestem w centrum. Czy potrzebny jest transport? – pisał internauta o nicku vlandreev. To internauci pierwsi stworzyli bazę punktów krwiodawstwa w Mińsku, skontaktowali się z milicją oraz podawali kolejne informacje. Sytuacja zmieniała się dynamicznie.
Eksplozja w mińskim metrze zaskoczyła wszystkich. – Usłyszałem cichy dźwięk, podobny do tego przy otwieraniu szampana, a następnie uderzenie wybiło okna wagonów. Było dużo dymu, baliśmy się, że się udusimy – brzmiały pierwsze relacje świadków dla agencji Interfaks. Wraz z upływającymi minutami stało się jasne, że są ofiary w ludziach. Liczba rosła, aby po paru godzinach zatrzymać się na 12 ofiarach śmiertelnych i ponad 100 rannych, w tym wielu walczących o życie w szpitalach. – Rzucono nam poważne wyzwanie. Komuś zależało na wysadzeniu stabilności naszego państwa. Powtarzałem wam, że nie dadzą nam spokojnie żyć – na nadzwyczajnym zebraniu w pałacu prezydenckim Aleksander Łukaszenka instruował ministrów i generałów, co mają robić: – Musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, kim są te potwory. I to szybko! – wypowiedzi prezydenta nie pozostawiały wątpliwości: według głowy państwa za eksplozją stali zamachowcy. Słowa Łukaszenki brzmiały jak rozkaz i tak je potraktowano. Postępy w śledztwie były zdumiewające. We wtorek, dzień po zamachu, śledczy informowali o tropie sprawców, a w środę rano zamachowcy siedzieli już w areszcie. – Moim czekistom i milicji wystarczyły 3 doby, aby bez zbędnego szumu i fajerwerków odnaleźć wykonawców zamachu – poinformował media Łukaszenka. Dwóch mężczyzn poniżej trzydziestki w parę godzin przyznało się do przeprowadzenia zamachu.
Tych sprawców nie wykryto
Rok 1999 – znikają działacze opozycji, którzy w sposób otwarty demonstrowali nieposłuszeństwo wobec prezydenta Łukaszenki. Mijają miesiące, a sprawa zaginięcia ministra spraw wewnętrznych Jurija Zacharenki, popularnego polityka Wiktora Hanczara oraz biznesmena wspierającego opozycję Anatola Krasouskiego stoi w miejscu. Dodatkowo 7 lipca 2000 r. znika Dmitry Zawadzki, operator filmowy pracujący dla Łukaszenki. Przez zaginięciem rozpoczął współpracę z rosyjskim kanałem ORT, gdzie powstające materiały często w krytycznym świetle przedstawiały prezydenta Białorusi. – Nigdy ci tego nie wybaczę – powiedział prezydent do młodego dziennikarza na jednej z konferencji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Łukasz Grajewski, redaktor portalu Eastbook.eu