Była podstawa prawna do stworzenia polsko-rosyjskiego zespołu prokuratorskiego. Jego brak spowodował, że najważniejsze dowody w śledztwie smoleńskim są poza zasięgiem polskich prokuratorów. Niszczejący w Smoleńsku wrak tupolewa nie jest przedmiotem żadnego postępowania. Jest za to symbolem oblanego przez państwo egzaminu dojrzałości.
Jedno jest pewne: większość Polaków ma tych tematów po dziurki w nosie. Nie miejsce tutaj na szczegółową analizę powodów antysmoleńskiej alergii. Przyznajmy tylko, że winni są zarówno nadgorliwi autorzy pośpiesznie ferowanych wyroków, którzy ze Smoleńska uczynili centrum swojego programu politycznego, jak i bagatelizujący znaczenie śledztwa wyznawcy mitycznego pojednania polsko-rosyjskiego, wygłaszający śmieszne banały o zaufaniu do Putina i traktujący z pogardą wszystkich, którzy próbują dociec prawdy. Czy w takiej atmosferze można jeszcze na serio pytać o Smoleńsk? O leżący wrak tupolewa i czarne skrzynki – najważniejsze dowody w śledztwie? Czy można jeszcze, nie narażając się na śmiech, pytać o to, dlaczego nie ma wspólnego polsko-rosyjskiego śledztwa prokuratorskiego, a są dwa niezależne, podczas których prośby strony polskiej są ignorowane? Czy można pytać, dlaczego doszło do rozdzielenia wizyt w Katyniu po telefonie Putina do Tuska, choć dużo wcześniej planowano wspólny wyjazd polskiego prezydenta i premiera? Można i trzeba. Z nadzieją, że jest jeszcze w tym kraju grupa ludzi, którzy na racjonalne pytania odpowiadają czymś więcej niż kibolskim rechotem błogiej ignorancji (nie mylić z inteligencją).
Dowód utracony
Mija pierwsza rocznica katastrofy, a wrak rozbitego samolotu ciągle nie został udostępniony polskim prokuratorom i biegłym. Tak naprawdę podstawowy dowód rzeczowy z miesiąca na miesiąc traci na wartości dowodowej. W październiku ubiegłego roku mogliśmy zobaczyć w TVP1, jak „zabezpieczany” jest tupolew: rozcinanie na części, tłuczenie resztek szyb itp. było przecież, być może bezmyślnym, zacieraniem śladów. W badaniu przyczyny katastrofy każdy szczegół jest ważny. Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar, złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa „przez nieznaną z imienia i nazwiska osobę lub osoby, polegającego na utrudnianiu śledztwa w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M (…) przez niszczenie dowodów w postaci pozostałości wraku (…), tj. czynu z art. 239 § 1 kodeksu karnego”.
Stan wraku po katastrofie jest już właściwie nie do odtworzenia, także dlatego, że przez wiele miesięcy Rosjanie nie reagowali na apele ze strony polskiej, żeby go zabezpieczyć. Apele zresztą nie były wystarczająco stanowcze, ograniczone zostały do trwających tygodnie procedur związanych z wnioskami o pomoc prawną. Bez żadnego wsparcia politycznego. – Zwracaliśmy się dwukrotnie z wnioskiem o pomoc prawną, aby polscy biegli zostali dopuszczeni do oględzin na miejscu złożenia tego wraku, i czekamy na odpowiedź – mówi płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Podobnie rzecznik Prokuratora Generalnego, Mateusz Martyniuk: – Polska prokuratura już w dniu katastrofy wystąpiła do Rosjan o wydanie najważniejszych dowodów w śledztwie. Takim dowodem, obok rejestratorów, jest również wrak samolotu. Odpowiednie wnioski ponawialiśmy. W części dotyczącej przekazania wraku i rejestratorów wniosek nie został dotąd zrealizowany – dodaje Martyniuk.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek DZiedzina