Czy obywatele mogą podać do sądu rząd Donalda Tuska za to, że majstrując przy OFE, naraża ich w przyszłości na mniejsze emerytury? Prawnicy mówią: to trudne i precedensowe.
Poważnie rozważam uruchomienie akcji społecznej polegającej na zorganizowaniu pozwu zbiorowego obywateli przeciw rządowi o utracone korzyści wynikające z proponowanej zmiany w systemie emerytalnym – napisał na swoim blogu prof. Krzysztof Rybiński następnego dnia po tym, jak rząd ogłosił projekt zmniejszenia składki emerytalnej przekazywanej od naszych pensji do otwartych funduszy emerytalnych z 7,3 do 2,3 proc. I rozpętał burzę.
Blef czy konkret?
W ciągu czterech dni gotowość podpisania się pod pozwem przeciwko rządowi zgłosiło 1,5 tys. osób. Poparły go dwie partie: PJN i UPR, a kolejne dwie kibicują mu z ukrycia. – Szanse Rybińskiego zależą od zmobilizowania przez niego opinii publicznej, a więc komunikacji projektu, ale i niezbędnej powagi – ocenia Eryk Mistewicz, ekspert marketingu politycznego. – Jak na razie robi wszystko, aby zrobić dużo hałasu i nic nie osiągnąć. Porównując rząd do Bezpiecznej Kasy Oszczędności Lecha Grobelnego, obrażając premiera porównaniem do oszusta wszech czasów Bernarda Madoffa, wzmocni swoją pozycję na rynku celebrytów medialnych, ale pozbawia się szans stania się poważnym partnerem dla strony rządowej. Czasami jednak wystarcza nawet sama medialna wrzawa. Tak było w przypadku poszkodowanych przez PZU Życie, którzy skrzyknęli się na jednym z portali internetowych. Ubezpieczyciel odmówił im wypłaty ubezpieczenia, stosując zawężoną definicję zawału serca, która nijak miała się do wiedzy medycznej i ograniczała grupę uprawnionych do zaledwie kilku procent zawałowców. Po tym, jak poszkodowani zaczęli się jednoczyć, PZU Życie zmienił kontrowersyjny przepis. 170 poszkodowanych jednak zdania nie zmieniło i chce wspólnie dochodzić odszkodowania w sądzie.
Wspólnym frontem
Pozew zbiorowy to novum w polskim prawie. Wprowadzony w lipcu ubiegłego roku, miał ułatwić wspólne dochodzenie roszczeń. Składa go co najmniej 10 osób poszkodowanych w tej samej sprawie.
Do tej pory do sądów okręgowych, bo one są adresatami takich pozwów, wpłynęło 25 spraw. Prawie połowa została zwrócona, bo zawierała błędy albo nie dopełniono formalności. 14 jest w toku – najwięcej w Sądzie Okręgowym w Warszawie, gdzie trafił pierwszy taki pozew w Polsce: mieszkańców zalanego podczas ulewy podwarszawskiego Piaseczna przeciwko gminie i Skarbowi Państwa. Sąd nie przyjął go do rozpatrzenia, ponieważ wnioskodawca nie podał wysokości poniesionych strat. W sądach leżą jeszcze dwa inne pozwy zbiorowe od powodzian oraz pozew od poszkodowanych w katastrofie hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Żadnemu z pozwów nie wyznaczono nawet terminu pierwszej rozprawy. – Pozew zbiorowy to nie jest łatwa sprawa. Ma tak rozbudowaną procedurę, że zanim dojdzie do rozpatrywania istoty sprawy, można się solidnie zmęczyć – mówi adwokat Małgorzata Szczypińska-Kozioł – pełnomocnik 378 pacjentów, którzy domagają się od Skarbu Państwa blisko 76 mln zł za podanie im w placówkach zdrowia krwiopochodnych preparatów zarażonych wirusem żółtaczki typu C. Chorzy najpierw mieli problem z zebraniem 100 tys. zł na pokrycie kosztów sądowych, teraz pozew utknął na etapie uzupełniania dokumentów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Jureczko-Wilk