Ministerstwo Gospodarki chce, by banki nie zarabiały na tzw. spreadach, czyli na różnicach w kursie walut. Banki zarabiają na tym krocie, a klienci tracą majątek.
Jan Kowalski bierze kredyt we frankach szwajcarskich. Chce wybudować dom. Bank sprawdza jego dochody i wspólnie z panem Janem uzgadnia, że kredyt zostanie rozłożony na 30 lat, a jedna rata wyniesie 100 franków szwajcarskich. Tyle właśnie co miesiąc musi oddawać bankowi pan Jan. No i pojawia się problem. Według jakiego kursu tę kwotę przeliczyć? Kursu oficjalnego NBP czy kursu, jaki wyznaczy sobie bank? Banki mają dzisiaj pełną dowolność w określaniu wysokości kursu.
Na rynku frank może kosztować 3 zł, ale gdy bank jego wartość określi na 3,5 zł, Kowalski zamiast oddać 300 zł (100 franków po 3 zł każdy), musi wpłacić 350 zł (100 franków po 3,5 zł każdy). Jan Kowalski co miesiąc musi oddawać 100 franków, ale ile to jest w złotówkach, zależy od kursu rynkowego i od tego, ile bank na Kowalskim chce zarobić. Dzisiaj nikt nie kontroluje spreadów, czyli różnic w kursach walut. Dla banków to sytuacja idealna, bo mogą zarabiać bez ograniczeń. Dla klientów tragiczna, bo o różnicach w kursach nie mają pojęcia, podpisując umowy. Wysokość spreadów jest płynna. Niektóre banki podnoszą spready na kilka dni w ciągu miesiąca. Na czas, w którym największa grupa ich klientów spłaca swoje zobowiązania.
Przykręcić kurek
Ministerstwo Gospodarki chce odebrać bankom prawo do swobodnego przeliczania kursów walut, tak by spłaty kredytów odbywały się według średniego kursu NBP. Resort naradza się w tej sprawie z przedstawicielami Związku Banków Polskich, Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego. Na razie z tych narad niewiele wynika. Bankowcy – co oczywiste – spread chcą zachować. A jak ustąpią, to chcą, by zmiany nie dotyczyły osób, które już mają zaciągnięte kredyty, tylko nowych kredytobiorców. Twierdzą, że prawo nie działa wstecz.
Tylko czy to trafiony argument? Nikt nie myśli o tym, by banki zwracały klientom nadpłacone ponad średni kurs NBP pieniądze. W sprawie pewnie muszą się wypowiedzieć prawnicy. – Powinny zostać stworzone warunki, w których żadna strona – ani bank, ani kredytobiorca – nie będzie poszkodowana – wypowiada się koncyliacyjnie wiceminister gospodarki Mieczysław Kasprzak. To niemożliwe. Bank zyskuje, gdy klient traci. A że przez spread można stracić majątek, wiedzą ci, którzy dokładnie sprawdzają harmonogram spłat swojego kredytu i kursy walut, jakie w dniu spłaty obowiązywały na rynku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek