Jan Błoński, Błoński przekorny, Znak, Kraków 2011 s. 472
Wystarczy nazwisko: Błoński. I wszystko jasne. Zmarły dwa lata temu profesor, eseista i krytyk literacki dla ludzi kultury był człowiekiem instytucją. Miał wiernych czytelników, bo o literaturze zawsze opowiadał ciekawie. Dlatego, gdy zobaczyłem nowy, blisko 500-stronicowy tom z twórczością profesora, wiedziałem, że szybko go połknę. Tak jak połyka się dobrą powieść.
Z kilkunastu wywiadów, jakie przeprowadził Jan Błoński (głównie dla „Przekroju”), oraz z kolejnych kilkunastu, w których przepytują go dziennikarze, wyłania się portret humanisty – jak sugeruje tytuł – przekornego. Tę przekorę odczytuję jako sprzeciw wobec schematów w pisaniu, wobec stereotypów w myśleniu. Błoński-dziennikarz rozmawia m.in. z takimi tuzami jak Staff, Tuwim, Dąbrowska, Nałkowska, Miłosz, Ionesco, znanymi nam ze szkolnych lektur.
Autorowi wywiadów momentami zdarza się zacierać granicę między dziełem dziennikarskim i literackim, okraszać rozmowy własnym komentarzem. Zaś z wywiadów z profesorem poznajemy jego ulubione lektury i pisarzy faworytów. Dostajemy pogłębioną analizę stanu polskiej literatury i sztuki. A może przede wszystkim tego, czym w ogóle jest dla niego polskość. Błońskiego przekornego rozpoczynają „Dzienniki”. Proszę sobie nie wyobrażać jednak zbyt wiele.
To raptem kilka miesięcy 1962 i 1968 roku. Wpisy są jak strzępki dziennika, uratowane z jakiegoś kataklizmu. W tych strzępkach Błoński spogląda na kraj z paryskiej perspektywy. Po ich lekturze pozostawiam w pamięci jeszcze kilka sentencji profesora. Jak tę, że wiary w Boga nie można komuś wyjaśnić, ale można uchwycić jej niedoskonałości. Lub lapidarne wyznanie, które może stać się cenną radą dla wszystkich twórców: „Lepiłem moje książki starannie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Poleca - Piotr Sacha