Fale uderzeniowe wywołane przez rosyjskie, nocne ostrzały rakietowe Mikołajowa były tak silne, że budynek kościoła i plebani "aż chodził" - powiedział w czwartek PAP proboszcz miejscowej parafii rzymskokatolickiej Ołeksandr Repin.
"My nie tylko słyszeliśmy te wybuchy, my je odczuwaliśmy, bo budynki (kościoła i plebani) aż chodziły. Fale uderzeniowe były bardzo silne, a eksplozje następowały jedna po drugiej" - podkreślił w rozmowie telefonicznej.
W wyniku ataku, który nastąpił około godziny 1 (północ w Polsce), ranne zostały 23 osoby. Jedna osoba zginęła. Wśród poszkodowanych jest dwoje dzieci - podała Prokuratura Generalna Ukrainy. Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że Rosjanie użyli do ostrzału czterech rakiet Kalibr, wystrzelonych z akwenu Morza Czarnego.
"Wybuchy nastąpiły niedaleko od kościoła, jakieś 1,5 kilometra od nas, kwadrans drogi pieszo. Rakiety spadły w centrum miasta. Nie wiem, czego chcieli Rosjanie, może chcieli trafić w siedzibę gubernatora. Ale było to bardzo blisko od nas" - relacjonował duchowny.
Mieszkańcy Mikołajowa w pierwszym odruchu po eksplozjach zaczęli dzwonić do bliskich i znajomych z pytaniami, czy są oni bezpieczni - opowiedział proboszcz. "Całe miasto nie spało" - wyjaśnił.
"Takich ataków nie mieliśmy od pół roku, od kiedy Siły Zbrojne Ukrainy wzięły (zajmowany wcześniej przez wojska rosyjskie) Chersoń. Potem na Nowy Rok przyleciało kilka rakiet, a później była już cisza, która trwała aż do tej nocy" - dodał.
Pytany przez PAP, jak rosyjskie ataki rakietowe wpływają na mieszkańców miasta duchowny odpowiedział, że nie upadają oni na duchu.
"Powiedziałbym, że takie ataki jeszcze bardziej nas jednoczą. Bardziej myślimy o tych, którzy zostali ranni, którzy są w szpitalu. Modlimy się o nich. Ale nie ma żadnej paniki. Tramwaje jeżdżą, ludzie idą do pracy, żyjemy jak co dzień" - powiedział ksiądz Repin.
Zobacz też: Inwazja Rosji na Ukrainę. Relacjonujemy na bieżąco