Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres poinformował w poniedziałek, że personel jego organizacji przebywający w Sudanie nie będzie ewakuowany i pozostanie na miejscu, by nadal pomagać lokalnej ludności. Ostrzegł, że konflikt sudański może rozlać się na cały region.
Guterres powiedział, że część pracowników ONZ z rodzinami będzie mogła tymczasowo przeprowadzić się w bezpieczniejsze miejsca w obrębie Sudanu lub poza nim.
Szef ONZ ostrzegł, że przemoc w Sudanie może przerodzić się w katastrofalny pożar, który ogranie cały region" i rozleje się dalej. Poinformował, że jest w stałym kontakcie ze stronami sudańskiego konfliktu i zabiega o nakłonienie ich do ponownego podjęcia negocjacji.
Guterres wezwał kraje członkowskie Rady Bezpieczeństwa ONZ do wywarcia "maksymalnej presji" na walczące strony w Sudanie, aby doprowadzić do przerwania walk, przywrócenia porządku i nakłonienia kraju do "demokratycznej transformacji".
"Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby powtrzymać Sudan, który znalazł się nad skrajem przepaści" - powiedział Guterres, zwracając się do członków Rady.
Kraje Zachodu wycofują z Sudanu pod osłoną wojskową swoich dyplomatów oraz, na ile to możliwe, starają się pomóc wydostać się stamtąd swoim obywatelom. Jednak brytyjski minister spraw zagranicznych James Cleverly przyznał wcześniej w poniedziałek, że możliwości rządu w tej kwestii są "poważnie ograniczone". Jak się ocenia, w Sudanie jest około 4 tys. obywateli Wielkiej Brytanii.
Obywatele Francji są dowożeni do francuskiej bazy wojskowej, gdzie otrzymują, jeśli to konieczne, pomoc medyczną i skąd będą ewakuowani tak szybko jak to możliwe, zajmie to jednak kilka dni - podała telewizja France24.
W konwojach francuskim i hiszpańskim ewakuowano też 11 Polaków; m.in. polskich dyplomatów - w tym ambasadora - oraz osoby prywatne - przekazał PAP w poniedziałek rzecznik MSZ Łukasz Jasina.
Około 10 tys. osób przedostało się do Sudanu Południowego z Sudanu, uciekając przed walkami, w których zginęło już ponad 400 osób.
Konflikt w Sudanie wybuchł 15 kwietnia, a jego stronami są sudańska armia i paramilitarne Siły Szybkiego Wsparcia (RSF). W ramach proponowanych przez rząd zmian RSF miały zostać wcielone do regularnych sił zbrojnych. Generałowie nie mogli jednak zgodzić się co do terminu, w jakim miałoby to nastąpić, obawy rodziło też pytanie, kto po połączeniu jednostek byłby dowódcą. Polityczny spór przerodził się w wojnę domową.
Duża część mieszkańców stolicy, którzy ukrywają się w swoich domach przed strzelaninami na ulicach, nie ma prądu, brakuje im żywności i innych zapasów. Wiele szpitali zostało zniszczonych lub są przepełnione rannymi, te które są jeszcze czynne nie są już w stanie przyjmować chorych i rannych.