O głaskaniu niedźwiedzia, pokojowych czołgach Rosji i III wojnie światowej z prof. Wojciechem Materskim rozmawia Jacek Dziedzina
Jacek Dziedzina: Rosyjscy żołnierze w Osetii Południowej umieścili taki napis: „Gdie my, tam mir” (Gdzie my, tam pokój). Śmieszy to Pana czy przeraża?
Prof. Wojciech Materski: – To należy czytać tak, jak rozumieją pokój Rosjanie. To jest pax rusica – pokój rosyjski. Tak samo się czyta „demokrację rosyjską” i „prawa człowieka” po rosyjsku. Oczywiście to mnie nie śmieszy, raczej smuci. To jest naturalne dla rosyjskiej mentalności. Jeszcze nie tak dawno był to pax sovietica, teraz jest pax rusica, bardzo podobny. Pokój dla Rosjan oznacza to, co dziś obserwujemy – taką swoiście rozumianą opiekę.
Rosyjski ambasador w Polsce mówił niedawno, że Rosja od czasów rozpadu ZSRR czuwa nad pokojem na Kaukazie.
– Wypowiedź ambasadora Grinina jednak trochę łagodziła to, co mogliśmy usłyszeć np. od gen. Nogowicyna, zastępcy szefa sztabu generalnego Armii Rosyjskiej. Jego wypowiedzi to była buta i arogancja, przejaw polityki bliskiej terroryzmowi państwowemu. Grinin to tonuje, ale z jego wypowiedzi też wynika, że Rosjanie powinni mieć jakieś szczególne prawa w Europie Środkowej i na Kaukazie, a przynajmniej na terenie b. ZSRR. Oni się poczuwają do tego, żeby tam zaprowadzać „pokój”. To jest słowo-klucz. Pokój – czytaj: dominacja rosyjska. To mnie nie zaskakuje. Dwie kadencje Putina i obecna Miedwiediewa – czyli de facto trzecia Putina – to jest konsekwentnie ta sama imperialna polityka, to samo słownictwo, ta sama buta.
Propaganda rządzi się swoim prawem, ale w ten język święcie wierzą zwykli Rosjanie. Młoda inteligencja nie zna słowa „niet” wobec władzy. I to jest najgorsze.
– To jest nagromadzenie się w ciągu wieków różnych kulturowych, cywilizacyjnych naleciałości. Rosjanie od dawna mają tak kształtowaną mentalność, że są przekonani o tym, iż to oni są prawdziwą cywilizacją, trzecim Rzymem, że to oni przynoszą kulturę, a nie świat zachodni, który się zdegenerował. Dla nas brzmi to może abstrakcyjnie, jednak w świadomości rosyjskiej gdzieś głęboko tkwi. Z jednej strony mają pewne kompleksy cywilizacyjne, a z drugiej właśnie to przekonanie o swojej misji. Okres sowiecki bynajmniej tego nie zatarł, przeciwnie – wtedy uważano, że Rosjanie mają misję szerzenia nowego modelu państwa i nowego ustroju. Ten pseudomesjanizm ciągle towarzyszy kulturze rosyjskiej. Do tego dochodzi pretensja, że świat ich nie rozumie, że świat ich odtrąca. Niektórych to śmieszy. Patrzymy na młode pokolenie i dziwimy się, jak oni mogą w takim zaczadzeniu działać. Ale ich genealogia ideowa to niejako objaśnia.
To gdzie jeszcze Rosja będzie chciała zanieść swój pokój?
– Obyśmy nie wywołali wilka z lasu! Są dwa punkty newralgiczne, które mogą stać się zarzewiem przyszłego konfliktu. To po pierwsze Mołdawia oraz pseudobyt państwowy w postaci Naddniestrza, czyli terytorium kontrolowane przez rosyjską XIV armię, które nie wiadomo, czym jest, niemniej stanowi pole manewru dla ewentualnej akcji bezpośredniej w kierunku Mołdawii. Jednak najgroźniejszy jest potencjalny konflikt z Ukrainą. To już nie jest mała Gruzja, tylko potężne państwo, graniczące z UE i NATO. To jest zagrożenie, z którym musimy najpoważniej się liczyć. I wszelkie posunięcia UE i NATO w stosunku do Ukrainy i regionu powinny kalkulować to, że jest to obszar potencjalnego konfliktu i należy zawczasu zrobić wszystko, żeby tego konfliktu uniknąć. Konflikt może dotyczyć Sewastopolu i Floty Czarnomorskiej. Punktów zapalnych jest mnóstwo. Stałym nadal pozostanie Kaukaz. Strefy buforowe, które wymyślili sobie Rosjanie, de facto paraliżują Gruzję i robią z niej pseudopaństwo, które nie jest w stanie kontrolować ani swojej głównej linii kolejowej, ani swoich portów, ani infrastruktury przesyłu ropy i gazu. To będzie bardzo groźne. Dlatego Europa powinna zająć jednolite, radykalne stanowisko w kwestii stref buforowych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z prof. Wojciechem Materskim