Po stu latach od śmierci Maria Konopnicka stała się symbolem grafomanii i klasycznym przykładem nudy wiejącej z lektur szkolnych. A przecież olbrzymi ładunek współczucia zawarty w jej twórczości nie powinien nikogo pozostawić obojętnym.
Konopnicka cierpi dzisiaj za popularność. Wysokie miejsce na narodowym Parnasie opłaca dziś zniechęceniem do jej poezji, a nawet lekceważeniem i pogardą – pisała o autorce „Roty” Anna Kamieńska. Trudno o trafniejszą diagnozę odbioru dzieł Marii Konopnickiej przez współczesnych. Pisarka została zredukowana do „Naszej szkapy”, „sierotki Marysi” i kilku rymowanek opisujących chłopską niedolę. Różne były pomysły, by ożywić ten obraz. Próbowano przedstawiać Konopnicką jako poetkę tworzącą kunsztowne sonety, takie jak te z cyklu „Italia”, inspirowanego podróżą do Włoch. Tyle że to niewielki wycinek jej twórczości.
Zainteresować biografią pisarki próbują nas także od pewnego czasu feministki, jako że – faktycznie – walczyła ona o prawa kobiet. Ale nasycenie jej tekstów treściami „bogoojczyźnianymi” musi być dla tychże feministek kłopotliwe. Również tropiciele wątków homoseksualnych w twórczości pisarzy mają z Konopnicką spory problem. Wprawdzie Krzysztof Tomasik w książce „Homobiografie” usiłował wmówić czytelnikom, że Konopnicka była lesbijką, jednak argumenty, które przytacza, wystarczają je¬dynie, by dowieść, że przyjaźniła się z malarką i działaczką społeczną Marią Dulębianką. Wobec faktu, że urodziła aż ośmioro dzieci, owe „dowody” wypadają dość blado.
Rolnicze czucie świata
Problem w tym, że o życiu prywatnym poetki wiemy tak naprawdę niewiele. Nie odsłania się w wierszach, przeciwnie – przyjmuje w nich maskę rozmaitych konwencji. Co więcej, jak pisze o niej Kamieńska: „Nawet w listach i wrażeniach z podróży Konopnicka jest nieodgadniona, jest przede wszystkim pisarką stylizującą nieustannie swoje przeżycia, pamiętającą o tym, że będzie czytana”. Nie pozostaje nam jednak nic innego niż to czytanie. Czasem będzie to lektura drażniąca, ale nie braknie też pozytywnych zaskoczeń. O dziwo, najbardziej poruszają nie przemyślenia na temat sztuki zawarte w sonetach włoskich czy występujące tu i ówdzie intelektualne rozważania o roli poezji. Najsilniej chwytają za serce wiersze z cyklu „Na fujarce”, stylizowane na piosenki ludowe. Naiwność formy, tak często wytykana poetce, jest tu celowym zabiegiem, dzięki któremu możemy lepiej wcielić się w życie mieszkańców wsi. Nie ma to nic wspólnego z „chłopomanią” końca XIX wieku, piętnowaną później przez Wyspiańskiego w „Weselu”. Nie chodzi tu bowiem o modę, lecz o prawdziwe wczucie się, jak mówi Anna Kamieńska, „w rolniczy system myślenia i odczuwania”, takie jak w tych wersach:
Wsiałem ci ja w czarną rolę
Na wiosnę
Dwie głowiny chłopiąt moich
Żałosne.
Kamieńska zwraca uwagę, że autorka „Roty” w swoich utworach zdradza wyjątkową znajomość prac rolnych czy budowy narzędzi rolniczych. „Rzeczowość jej wiedzy o wsi – pisze – rolniczość jej myślenia i metafory - to elementy rzetelniej ludowe niż same strofy, niż podsłuchane i podpatrzone chwyty pieśniowe”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski