Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć ... i więcej nic... C.K. Norwid
Przed rokiem, po ostatnim wówczas eseju z tego cyklu, pisałem: „to był 57 odcinek »Poezji i teologii«. Co znaczy prawie 5 lat comiesięcznej obecności tej rubryki w GN. Teraz wybieram się na roczny naukowy urlop. Czyli: do zobaczenia (a właściwie »do przeczytania«) w styczniu 2010 roku. Jeśli Bóg pozwoli, dodajmy skromnie, ale z ufnością”. Po roku wracam więc w to samo miejsce GN. Bóg pozwolił, jeszcze raz... Tamtych 57 odcinków złożyło się na książkę (Poezja i teologia, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2009), o istnieniu której ośmielam się poinformować tą drogą wiernych Czytelników, pytających o nią w listach, mejlach, telefonach.
Wracam w samym środku roku duszpasterskiego poświęconego tajemnicy kapłaństwa, roku, któremu patronuje św. Jan Maria Vianney. Jest to rok, w którym codziennie odmawiam modlitwę Pawła VI za kapłanów: „O Panie, daj sługom twoim serce czyste, zdolne kochać tylko Ciebie. Serce, które by nie znało zła, zdolne do zachwytu i do bojaźni. Daj im serce wielkie, otwarte na Twoje zamysły i zamknięte na wszelkie ciasne ambicje, na małostkowe współzawodnictwo międzyludzkie. Serce zdolne równać się z Twoim i zdolne wszystkich kochać i wszystkim służyć. O, Panie, daj im serce mocne, chętne i gotowe stawić czoła wszelkim trudnościom, pokusom, słabościom, znudzeniu, zmęczeniu, serce potrafiące wytrwale, cierpliwie i bohatersko służyć tajemnicy, którą Ty powierzasz tym synom Twoim, których utożsamiłeś z sobą. Daj im, Panie, serce zdolne do prawdziwej miłości, to znaczy zdolne rozumieć, akceptować, służyć i poświęcać się, zdolne być szczęśliwym, pulsującym Twoimi uczuciami i Twoimi myślami”.
Wracam wierszem, który napisałem ostatniej jesieni w Jerychu, dla Przyjaciół z katowickiego rocznika święceń 1979; wierszem, którego nie będę tu komentował, ale który dedykuję teraz wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom, duchownym, zakonnym i świeckim, z prośbą o modlitwę za nas. Czyli za tych, którzy Mu nie odmówiliśmy za młodu, kiedy nas wołał, kiedy się rozstrzygał kształt naszego losu. Proszę o modlitwę, byśmy wytrwali do śmierci w tak rozumianym nieodmawianiu Bogu niczego.
Być śląskim księdzem
„Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie, […] a Jego pot był jak gęste krople krwi sączące się na ziemię”
(J 18,1b; Łk 22,44b)
Nie spod figowców,
ani spośród gęstych koron sykomor,
ani ze szpaleru cyprysów nas wezwał.
My jesteśmy spod cherlawych brzózek,
spod lękliwych topoli, ze środka konających lasów świerkowych.
Wielu z nas lepiej zna kąkol niż pszenicę,
bo dorastaliśmy wśród bladych łąk i kopalnianych stawów.
Szedł skrajem familoków
jak pękniętym jarem Pustyni Judzkiej
i wyraźnie potrzebował naszej pomocy.
Wołał nas.
Rozumieliśmy z tego niewiele,
ale jednak najważniejsze:
że Jemu się nie odmawia.
Dlatego
dołączyliśmy do tamtych,
nie wiedząc,
że oto spełnia się marzenie
śląskich chłopaków:
mieć mocne życie,
nie dać się bele czymu,
chronić bezbronnych,
wybierać Boga.
Idziemy za Nim.
Całymi latami oglądaliśmy jedynie Jego plecy.
Ale teraz, pod wieczór,
coraz częściej zdaje się odwracać głowę
jakby nas liczył,
jakby pytał, czy nadal może na nas liczyć,
jakby liczył dni, kiedy ujrzymy Go twarzą w twarz, jakim jest.
Póki co, pocę się
jakbym krwawił.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego