Homoseksualiści wszystkich krajów łączcie się. Tak można określić przesłanie filmu „Obywatel Milk”, który w tym roku zdobył 8 nominacji do Oscara.
Z ostałem wybrany, żeby móc zaapelować do wrażliwości wszystkich ludzi, mówić o wszelkich problemach – mówił Harley Milk, kiedy w 1977 r. został radnym w San Francisco. Jednak w filmie nie widzimy, by interesowały go inne sprawy prócz walki o prawa mniejszości seksualnych.
Do czterech razy sztuka
Kilka lat wcześniej Milk, zdeklarowany homoseksualista, zamieszkał w dzielnicy Castro, gdzie zaczęli osiedlać się homoseksualiści i hippisi. Razem ze swoim ówczesnym kochankiem otworzył zakład fotograficzny, który stał się miejscem spotkań gejów. Tam zrodził się pomysł, by pod hasłami tolerancji i praw dla mniejszości seksualnych stworzyć ruch polityczny, którego został liderem. Do Rady Miejskiej Milk startował trzy razy, sukces odniósł w czwartych wyborach. W każdej kampanii wyborczej walkę o prawa gejów stawiał na równi z walką z segregacją rasową, prowadzoną przez Martina Luthera Kinga. Milk zginął, zastrzelony przez niezrównoważonego psychicznie kolegę z Rady Miejskiej. Wraz z nim zginął burmistrz miasta. Milk był pierwszym w dziejach USA przyznającym się otwarcie do homoseksualizmu politykiem, który wygrał wybory. Po tragicznej śmierci stał się ikoną ruchu gejowskiego.
W porównaniu z oscarową „Tajemnicą Brokeback Mountain” Gus Van Sant w swoim filmie idzie dalej. Zarówno w sferze oglądanej do tej pory na ekranie homoerotyki, jak i w sferze politycznego przesłania. Nikt dotąd nie opowiadał tak szczerze o tym, jak ruch gejowski, którego ikoną stał się tytułowy bohater, przekształcił się w dobrze zorganizowaną siłę polityczną, zdolną do realizacji swoich celów na drodze instytucjonalnej. Swoim filmem Gus Van Sant, sam zdeklarowany homoseksualista, wpisał się w kampanię prowadzoną przez różne międzynarodowe środowiska gejowskie na rzecz tolerancji, a raczej akceptacji wobec homoseksualistów. Kampanię, w której jakikolwiek głos sprzeciwu czy nawet wątpliwości uważany jest za objaw homofobii. Reżyser uważa, że homoseksualizm jest kulturową normą, a zachowania bohaterów jego filmu to coś najbardziej naturalnego i pozytywnego.
Film z groźnym przesłaniem
W filmie „Obywatel Milk” oglądamy kampanię, jaką prowadzi nowo wybrany radny przeciw projektowi ustawy dyskryminującej mniejszości w pracy. Dzisiaj ruch gejowski osiągnął o wiele więcej, niż mógł przypuszczać Milk. I pod hasłem równości praw domaga się coraz więcej. Działacze gejowscy przedstawiają homoseksualizm jako alternatywę wobec społeczeństwa zbudowanego na rodzinie, domagają się możliwości adoptowania dzieci. Kiedy w filmie pada zarzut, że homoseksualiści nie mają dzieci, Milk zdobywa się na odpowiedź: „ale bardzo się starają”. Dążą do prawnego zrównania związków homoseksualnych z heteroseksualnymi. Niedużo brakowało, by w ubiegłym roku zdominowany przez demokratów Kongres Kalifornii przegłosował uchwałę ustanawiającą Dzień Harleya Milka, czyli Dzień Geja. Uchwała zalecała m.in. celebrowanie święta w szkołach i innych ośrodkach edukacyjnych. Ostatecznie nie weszła w życie, bo zawetował ją gubernator Arnold Schwarzenegger. W listopadzie 2008 r. mieszkańcy Kalifornii przegłosowali w referendum tzw. Propozycję 8, która zdefiniowała w stanowej konstytucji małżeństwo jako związek między mężczyzną i kobietą. Stało się tak, mimo szczodrze finansowanej przez homoseksualne lobby kampanii przeciwko „małżeńskiej poprawce”. Ale kampania toczy się dalej. „Obywatel Milk”, który miał premierę w październiku zeszłego roku, doskonale się w nią wpisuje.
Obywatel Milk; reż. Gus Van Sant, wyk.: Sean Penn, Emile Hirsch, Josh Brolin, Diego Luna, USA 2008
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz