Radosław Kobierski, Lacrimosa, Zielona Sowa, Kraków 2008, s. 44
W polskiej literaturze utwory żałobne mają bardzo szlachetną tradycję. Wystarczy wymienić „Treny” Jana Kochanowskiego czy chociażby piękny cykl „Anka” Broniewskiego, napisany po śmierci córki. Czy jednak możliwe są treny na miarę naszych czasów, oddające bolesne doświadczenie człowieka żyjącego na początku XXI wieku? Uniwersalne, a jednocześnie zanurzone w konkretnym „tu i teraz”? Nowy tomik Radosława Kobierskiego przekonuje, że nie tylko napisanie takiego cyklu jest możliwe, ale że może on osiągnąć najwyższy poziom artystyczny.
Nie mam bowiem wątpliwości, że Lacrimosa to jedna z najlepszych książek poetyckich tego roku. Punktem wyjścia jest sytuacja bardziej typowa niż w najpopularniejszych polskich trenach: dorosły syn opłakuje ojca. Podobnie jak u Kochanowskiego budowany jest poetycki opis doświadczenia braku: zwiedzamy opuszczone mieszkanie i oglądamy przedmioty, których używał zmarły. Jeszcze silniej jednak wchodzimy w świat doświadczeń zmysłowych – otwierane gorączkowo, jakby w poszukiwaniu ukochanej osoby, szafy i szuflady kryją nadal w sobie zapachy z nią kojarzone.
Ulotność tych wrażeń sprawia, że osoba mówiąca odczuwa lęk: „I boję się, że któregoś dnia/ Wybrzmi ostatni akord albo stracę węch,/ I ktokolwiek mi powie, ze byłeś, nie uwierzę”. Stąd poszukiwania bardziej trwałego oparcia. Znane, także z „Trenów”, pytanie: „Gdzie jesteś?” zyskuje teraz wymiar religijny. Podmiot liryczny jest osobą wątpiącą, ale kiedy doznaje opuszczenia, mówi o swoim ojcu: „Teraz znów się utopił (w wieczności,/ w Bogu)”. Trudno czytać te słowa bez wzruszenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książki - poleca Szymon Babuchowski