Boli mnie, jak bardzo podzielony jest dziś Kościół. Chciałabym, żebyśmy spróbowali zburzyć ten mur, który jest pomiędzy nami i zaczęli na nowo czuć się jak członki jednego Ciała Chrystusa. Aby to było możliwe, musimy – i ja, i Ty – zrobić krok do tyłu. Zacząć rozmawiać, zostawiając wszystkie uprzedzenia i stereotypy.
Od wielu miesięcy śledzę wojenki, które toczone są pomiędzy katolikami różnych duchowości. Szczególnie napięte relacje pozostają pomiędzy tzw. tradycjonalistami, czyli zwolennikami mszy w dawnej formie rytu rzymskiego a tzw. charyzmatykami – członkami rozmaitych katolickich wspólnot charyzmatycznych. Argumentów w tej dyskusji padły już setki. Chcę włączyć się do tej debaty. Ponieważ sama należę do jednej ze wspomnianych grup, postanowiłam subiektywnemu spojrzeniu nadać formę listu.
Drogi Tradsie!
To ja, twoja siostra w Chrystusie Panu. Łączy nas jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół Katolicki, w którym żyjemy. Dzielą tak naprawdę detale – to, co Ty znajdujesz w Tradycji, ja odkrywam w ruchu charyzmatycznym. A jednak to te detale sprawiają, że wyrósł pomiędzy nami tak potężny mur, że nie potrafimy dostrzec tego, co nas łączy, a nawet - co gorsza - Tego, który nas łączy.
Czytam w internecie, że czujesz się dotknięty, kiedy ktoś określa Cię katohejterem. Poczułeś, że wszyscy zostaliście wrzuceni do jednego worka. Wierzę, że to nie od Ciebie pochodzą te agresywne wypowiedzi. Ale spróbuj zrozumieć też mnie. Czytam wiele komentarzy i naprawdę jestem już zmęczona atakami, które się na nas – charyzmatyków - wylewają. Naprawdę niektórzy Twoi koledzy nie przebierają w słowach – „wstrętny pajacu” z ostatnich dni to jedno z łagodniejszych określeń. Trudno mi czytać, że duchowość, która mnie ukształtowała, w której uczę się modlitwy, przebywania z Bogiem, czytania Słowa Bożego, jest według Ciebie infantylna, płytka i wypaczająca naukę Kościoła.
Boli mnie, jak bardzo podzielony jest dziś Kościół. Chciałabym, żebyśmy spróbowali zburzyć ten mur, który jest pomiędzy nami i zaczęli na nowo czuć się jak członki jednego Ciała Chrystusa. Pomyślałam, że aby to było możliwe, musimy – i ja, i Ty – zrobić krok do tyłu. Zacząć rozmawiać, zostawiając wszystkie uprzedzenia i stereotypy.
Mówisz, że musicie krzyczeć, bo kiedy mówiliście spokojnie, nikt was nie słuchał. I masz rację, zadałam sobie zbyt mało trudu, żeby Cię zrozumieć. Łatwiej mi było uznać, że skupiasz się na formie, a pomijasz istotę rzeczy. Że jesteś zamknięty, przywiązujesz nadmierną wagę do szczegółów, krytykujesz wszystko i wszystkich, bo czujesz się lepszy. Przepraszam Cię za to. Tak, to prawda, nie wszyscy tradycjonaliści są hejterami. Nie wszyscy nienawidzą „nowej” mszy. Wierzę głęboko, że Wy naprawdę szczerze kochacie Kościół i chcecie Mu się podporządkować. I tak, macie rację – czasami w tej przestrzeni Kościoła nie jesteście wysłuchani. Macie rację, że radykalność Traditionis Custodes uderzyła w tych z Was, którzy nie negują aktualnej nauki Kościoła, ale swoją duchowość rozwijają w Tradycji. Przyznaję, często sama posługuje się stereotypami i wrzucam wszystkich do jednego worka z tymi, którzy atakują, nie przebierając w słowach.
Bardzo chętnie spotkam się z Tobą i poznam Twoje spojrzenie na świat i Kościół. Ale tego samego oczekuję od Ciebie. Że nie będziesz z góry zakładał, że duchowość charyzmatyczna zawsze jest infantylna, oparta tylko na emocjach i chwiejna. Że uwierzysz, że naprawdę nie chcę zniszczyć Kościoła od środka, stawiając na „fajnokatolicyzm i gitarki”. Że nie skreślisz mnie i moich przyjaciół tylko dlatego, że mamy inny sposób zwracania się do naszego wspólnego Ojca. Że nie zarzucisz mi z góry deformowania nauki Kościoła.
A może pójdziemy razem na kawę i porozmawiamy – na dobry początek o sporcie, muzyce, naszych pasjach, podróżach. Tak, żebyśmy zobaczyli w sobie najpierw normalnego człowieka, a nie przeciwnika. A potem opowiemy sobie o tym, co nas zachwyca w „naszym” Kościele. W tym Kościele który znamy, w którym wzrastamy, który kochamy. Ja spróbuję zrozumieć, co porusza Cię w łacińskiej liturgii i niezrozumiałych dla mnie często gestach. Spróbuję dostrzec, jak cenna jest dla Ciebie Tradycja, której przecież ja też nie odrzucam. A Ty spróbuj dostrzec, jak wielką wagę ma dla mnie możliwość spontanicznej modlitwy, jaką pomocą jest dla mnie modlitwa w językach wtedy, kiedy słowa nie są w stanie wyrazić, co czuje moje serce. Jak bardzo czuję się wolna przed Panem, kiedy mogę podnieść ręce i zaśpiewać pieśń uwielbienia.
Żeby to nasze spotkanie miało sens, do kawy przyda się trochę „bez”. Bez oceniania się nawzajem, bez nawracania się, bez przekonywania. Po prostu mów a ja będę słuchać, licząc na to, że potem Ty wysłuchasz mnie, z otwartością. O tym, co nas boli, też warto porozmawiać. Ale może nie tym pierwszym razem. Na początku skupmy się na tym, żeby wysłuchać, co nas zachwyca. Na rozmowę o bólu jest to przyjdzie czas.
A potem wrócimy, każdy z nas do „swojego” Kościoła, ale już będzie inaczej. Bo po drugiej stronie nie będzie już dla mnie anonimowej masy „tradsów”, a Ty nie będziesz widział bandy charyzmatyków. Będziemy wiedzieć że po drugiej stronie są ludzie, tacy sami jak my, złączeni przez Chrystusa.
Naiwne? Być może. Infantylne? Niewykluczone. Ale to jedyne, co przychodzi mi do głowy, żebyśmy spróbowali cegiełka po cegiełce rozebrać ten nikomu niepotrzebne mur stojący między nami. To co, tradsie, pójdziesz ze mną na kawę?
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Twoja siostra w Chrystusie Panu
Agnieszka
Agnieszka Huf