Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C. K. Norwid
Sto pięćdziesiąt lat temu zmarł Joseph von Eichendorff. W deszczowym listopadzie 1857 roku, w Nysie, na zapalenie płuc. Żył 69 lat. Był największym (prawdopodobnie – nie wiemy ostatecznie, jak poetycką wielkość mierzyć) śląskim poetą, a na pewno najbardziej sławnym.
Przed chwilą, zanim otwarłem tom jego wierszy, przeglądałem swoje letnie notatki. Tak pisałem w sierpniu tego roku, przed niespełna trzema miesiącami:
„Dzikie gołębie w pszowskim ogrodzie. Kosy w wilgotnej trawie. Nad wszystkim lazur. Marysia, dziewięcioletnia, na leżaku. Czyta »Królewnę i Goblina«. Lato w swej dojrzałej pełni. Z pomarańczą słońca, słodyczą, naręczem obietnic. Karminowa czerwień jarzębiny, deszczowa zieleń liści, kuleczki śnieguliczek w kremowym, w écru. Kto wie, czy to nie najpiękniejsze barwy życia.
[24.08.07]
Rudy, Rudy Raciborskie. Las w lusterku jeziora. Buki, dęby, wielki szum co czas jakiś. Zapachy sierpnia. Mama, Bożenka, Marysia. Słońce na mokrej skórze. Wonny wiatr. Lato.
Zapamiętać; być wdzięcznym.
[25.08.07].
Więc kiedy teraz czytam te notatki na przemian z wierszami Eichendorffa, to widzę jak „my wszyscy z niego”… Oczywiście, różnice są spore: język, gatunek literacki, epoka i jej temperament. Nie zapominam też o skali talentu. Ale podobieństwa jeszcze większe, widzę to jasno w tej jasnej chwili. Jak to nazwać? Śląski sentyment? Śląska inkantacja? Szukanie w przyrodzie pomocy dla znalezienia języka zdolnego wyrazić zmysłowość emocji? Niespełniona tęsknota za łagodnością? Obrzydzenie do hucpy, pychy i przemocy ukryte pod drugim dnem tekstu? Śląskość jako taka?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego