Ci, którzy oczekują od kina łatwego pocieszenia, pod żadnym pozorem nie powinni oglądać tego filmu.
David Lynch jest bowiem mistrzem w portretowaniu metafizycznego zła. Jego demony nie przypominają rogatych bestii, które znamy z ludowych opowieści. Kierują raczej ludzkimi losami zza niewidzialnej kurtyny, rzadziej wcielają się w realne postaci, żeby spojrzeć nam w oczy i wyśmiać nasze plany.
Bohaterowie „Mulholland Drive”, podobnie jak wcześniejszej „Zagubionej autostrady”, z góry skazani są na klęskę, bo żyją tak, jakby Boga nie było. W efekcie padają łupem księcia tego świata, który odtwarza z taśmy ich żałosne historie.
Oniryczny, pełen grozy i niewyjaśnionych epizodów film przekonuje, że sami nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się demonowi. Paradoksalnie kieruje jednak wzrok poza ziemskie opłotki. U Lyncha trudno wprawdzie znaleźć jakiekolwiek ślady Chrystusa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy poszukali ich we własnym życiu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Trzeba zobaczyć - TVP 1 środa 21 marca, 23.25