Człowiek niezłomnej woli i wielkiej wiary – taki obraz Jana Pawła II pozostaje po obejrzeniu filmu „Jan Paweł II”. I rozczarowanie, że wiele w nim niezgodności z faktami.
Film rozpoczyna się od zamachu na życie Jana Pawła II. Z jednej strony widzimy idącego na Plac św. Piotra Papieża, z drugiej przeciskającego się przez tłum Alego Agcę. Kiedy Jan Paweł II rozmawia po drodze z przyjaciółmi z Polski, oko kamery pokazuje ukryty pod marynarką zamachowca pistolet i zaraz potem karetkę pogotowia. Ogromne wrażenie robi scena zbiorowej paniki po zamachu, przeplatana wspomnieniami z dzieciństwa i młodości Papieża.
Film został zrobiony z myślą o amerykańskim widzu. Liczy się widowisko i akcja. W jednej ze scen Papież wskakuje na krzesło i prawie stojąc na parapecie jak superstar, pozdrawia młodzież zebraną pod oknem na Franciszkańskiej w Krakowie. Reżyser nie zadbał też o szczegóły historyczne. Seminarium duchowne umieścił na przykład w Zamku Królewskim, a nie w Pałacu Biskupów, ponieważ chciał pokazać piękny dziedziniec na Wawelu. Zdziwienie budzą transparenty z napisem: „Nie ma wolności bez Solidarności”, jakie widać podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny. A porozumienia gdańskie podpisują Lech Wałęsa i Edward Gierek. Niewierność historii tym bardziej uderza, że kwestie filmowego Jana Pawła II wzięte są z autentycznych wypowiedzi Papieża, by nie fałszować jego nauczania.
Większa część filmu opowiada o pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski, zamachu na jego życie i obaleniu muru berlińskiego. Dawno w amerykańskiej produkcji nie mówiło się tak wiele o reakcji komunistycznych władz na wybór Papieża Polaka, strajkach roku 1980, narodzinach „Solidarności” i wprowadzeniu stanu wojennego, czy też roli, jaką Jan Paweł II odegrał w obaleniu ustroju totalitarnego w Europie Środkowej i Wschodniej. Na słowa wypowiedziane podczas inauguracji pontyfikatu: „Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi”, grupa polskich przyjaciół Papieża, oglądająca transmisję w telewizji, odpowiada: „I zamknijcie drzwi komunizmowi”. Przez film przewijają się również migawki z Kremla, gdy władze ZSRR coraz bardziej nerwowo reagują na działalność Papieża, by wreszcie zdecydować: „Tego człowieka należy powstrzymać”.
Inne wydarzenia zostały potraktowane wybiórczo, bez żadnego porządku chronologicznego. Przeakcentowano przyjaźń Jana Pawła II z Żydami. Praktycznie są to jedynie znajomi, z którymi co jakiś czas się spotyka. Pomijając tysiące ważnych wątków pontyfikatu, nagle, bez wyraźnej przyczyny, reżyser ukazuje Papieża napominającego amerykańskich biskupów za nadużycia seksualne w Kościele.
Przed premierą zapowiadano, że widzowie zobaczą nieznane wątki związane z umieraniem Papieża. Sceny, które pojawiły się na ekranie z pewnością wzruszyły, ale też rozczarowały powierzchownością. Piękna jest scena, gdy filmowy Jan Paweł II mówi: „Jutro znowu spróbuję”. Słowa te padają kilka chwil po tym, jak nie udaje mu się wydobyć z siebie głosu, by pozdrowić pielgrzymów.
Na ten film można spojrzeć przez pryzmat słów odtwórcy roli Jana Pawła II, Jona Voighta. Po premierze wyznał on, że praca nad nim pozwoliła mu bardziej poznać człowieka, którego przez lata podziwiał. Jeśli więc ta niedoskonała pod względem historycznym i biograficznym produkcja da widzom większą wiedzę o Papieżu, pobudzi ich do refleksji albo do postawienia głębokich pytań, to mimo wielu niedociągnięć spełni swe zadanie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, korespondentka w Watykanie, dziennikarka Radia Watykańskiego