Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”

O tęsknocie i szukaniu wewnętrznej ciszy mówi Kamila Kansy, artystka wizualna.

Marcin Jakimowicz: Na wielu Twoich pracach ciemność rozświetlona jest delikatnym światłem. To również opowieść o Twoim życiu? Przeszłaś podobną drogę?

Kamila Kansy: Fotografie, które tworzę od ponad dziesięciu lat, miały zawsze bardzo osobisty i pamiętnikarski charakter – w tym sensie stanowią także opowieść o moim życiu, dojrzewaniu, poszukiwaniach, lękach i pragnieniach. Spoglądając na moje prace sprzed 2015 roku, a więc sprzed momentu, w którym moje ciasne serce otworzyło się na przyjęcie łaski nawrócenia, widzę przede wszystkim ogromną, matową i gęstą ciemność spowijającą wszystkie chwile i dyktującą ich treść, ale dostrzegam też nienarzucające się, ciche i łagodne Światło, które — choć pozostawałam wobec niego ślepa i niewzruszona — przyjmując różne formy, stale mi wówczas towarzyszyło. Dostrzegam je przede wszystkim w delikatnej, cierpliwej i wybaczającej obecności mojego męża, którego świadectwo wiernej miłości najwięcej powiedziało mi o miłości samego Boga. Od siedmiu lat, mam nadzieję, coraz więcej uwagi poświęcam w swoim życiu i twórczości właśnie owemu Światłu, które czule choć gwałtownie posiadło moje serce, uświadamiając jednocześnie, jakim prochem jestem i jak nieskończenie ten proch został ukochany. Wierzę, że tym Światłem przenikającym każdą ludzką ciemność i niemoc jest Jezus Chrystus.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Kamila Kansy

Jaka byłaby Twoja reakcja, gdyby przed dekadą ktoś rzucił: „Bóg cię kocha”. Wzruszenie ramionami? Szyderka?

Wydaje mi się, że wieloletni brak doświadczenia, czym właściwie jest miłość, skutecznie utrwalał we mnie stan obronnego zamknięcia się na nią. W głębi przeczuwałam, że otwarcie się na miłość równoznaczne jest z wydaniem się na zranienie, z utratą siebie i wolności (źle wtedy rozumianej). Nie przyszłoby mi nigdy do głowy, że w tym umieraniu dla samej siebie ukryte jest źródło prawdziwego życia, gdzie zasadą jest bezinteresowny, szczery dar z siebie, niosący prawdziwą wolność, pokój i radość. Jednak trzeba również oddać sprawiedliwość sceptycyzmowi, jaki towarzyszy wielu osobom spoza Kościoła, do których kierowane są takie komunikaty. Dla mnie dzisiaj słowa „Bóg cię kocha” to wstrząsający i niezgłębiony wniosek, punkt dojścia wiary, a nie punkt wyjścia. Dlatego bez większego wysiłku wciąż umiem wyobrazić sobie siebie sprzed lat, niedosięgniętą jeszcze do głębin serca i rozumu tą uprzedzającą łaską Boga i właśnie dlatego wzruszającą ramionami na te słowa, bo w laickiej kulturze funkcjonują one jako ewangelizacyjny mem bez pokrycia.

Gdy znajomy zobaczył Twoje prace, pomyślał, że to okładki „Dead Can Dance”. Masz doświadczenie, że śmierć nie jest ostatnim słowem?

Wierzę, że Pan Jezus już dowiódł, że śmierć nie ma ostatniego słowa. Z tajemnicy Jego niewyobrażalnego daru czerpię każdego dnia, gdy kolejny raz upadam, zawodzę, a On daje mi siłę, by z tymi samymi ograniczeniami wciąż starać się, lecz już więcej zawierzając Jemu, niż polegając na samej sobie. Doświadczam jej też w tym, co bardzo subtelne i subiektywne, a co w świecie zwraca się szeptem wprost do mnie — w pięknie przyrody, w zachwycającym fakcie raczej istnienia niż nieistnienia świata, poznawalnego sercem i umysłem w tak wielu swoich wymiarach, w prostym i niespiesznym blasku jutrzenki rozpościerającym się łagodnie po każdej nocy na horyzoncie za oknem naszego domu. To są małe i wielkie cuda, które nieustannie nakierowują naszą uwagę na głębsze tajemnice. Potrzeba wytrwale każdego dnia dbać o nastrojenie, o wewnętrzną ciszę, o to, by nie wygasł w nas płomień zdumienia i miłości, pokory i czci, fascynacji i trwogi. Wówczas być może odkryjemy, że już teraz dane nam jest kosztować jakiegoś przedziwnego życia wiecznego w Bogu, w którym uczestniczymy nieustannie, ale jeszcze jak gdyby na innym, nieoczywistym planie.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Autoportret Kamila Kansy

Rozmawiałem niedawno z Jackiem Hajnosem. Opowiadał, jak długą drogę musiał przebyć, by odważyć się opowiadać swą twórczością o miłości nie z tej ziemi. Nie bałaś się zaryzykować?

Nie wiem, jakie były powody, dla których Jacek musiał odbyć tę drogę. Wydaje mi się jednak, że jeśli twórca, podobnie jak każdy człowiek, prawdziwie doświadcza w swoim życiu relacji z Bogiem, jego serce, jego język ani jego ręce nie będą potrafiły pozostać bezczynne i milczące wobec piękna i pokory miłości. Nie należy chyba jednak swojej twórczości sprowadzać jedynie do najprościej rozumianego „podejmowania tematów religijnych”. Chodzi o przemianę serca, która w sposób naturalny, wręcz organiczny znajdzie swoje odzwierciedlenie w twórczości — przez codzienną naukę pokory i otwieranie się na Boże prowadzenie, rzetelną pracę nad warsztatem, pogłębioną refleksję nad przychodzącymi natchnieniami i podejmowanymi motywami, nad odpowiedzialnością za dar talentu i treść utworów. Obraz nie musi ilustracyjnie przedstawiać sceny zwiastowania, by opowiedzieć o prostocie, pokorze, rodzeniu Boga w swoim życiu. Nie boję się mówić o Miłości, która jest samym pięknem i prawdą. Boję się, że moją pychą mogę tę opowieść zafałszować. Szczerze mówiąc nie bałam się tego, że — jak można by się zapewne spodziewać, trzeźwo patrząc na obraz kultury — ryzykuję utratę zasięgów, a więc publiczności i że podcinam sama skrzydła możliwości bycia dostrzeżoną i docenioną. Na tamtym etapie to już nie było istotne, gdyż wewnętrzna konieczność była tak silna, że nie było sposobu, by jej zaprzeczyć. To, czego się bałam, to recepcji osób wierzących. Czułam i wiedziałam, że moje próby mówienia o wierze czy posługiwania się językiem i symboliką religijną mogą być nie tyle nieodpowiednie pod względem formalnym — jednak fotografia to nie malarstwo i ma ona w sobie jakąś trudną do ominięcia nieprzystawalność — ale też błędne teologicznie, przeintelektualizowane lub przeciwnie, ocierające się o kicz. Co więcej, moja osobista historia i poprzednie prace jedynie dolewały oliwy do ognia. Po prostu bałam się, że nikt mi nie uwierzy.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Kamila Kansy

Jako neofita czułam się przez długi czas niepewnie z tematyką, która mi się narzucała, a nie było już mowy o powrocie do wcześniejszych stylów i tematów. Dopiero z czasem, dzięki czułej i znającej mnie na wskroś łasce od Boga oraz życzliwości dobrych osób ze wspólnoty Kościoła udało się przekonać… mnie samą, że jest miejsce dla moich fotografii pośród ludzi, którzy wierzą. Paradoksalnie, nie odczułam też, aby moja sztuka miała z tego powodu mniejszy potencjał docierania do osób niewierzących lub nawet z innych kultur, nieznających znaczenia chrześcijańskich toposów. Okazało się, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, że słowa proroka Izajasza, jakie Bóg dał mi na początku tej drogi („pocieszajcie, pocieszajcie mój lud”) nie są tylko poetyckim mottem, ale możliwym do realizowania poprzez twórczość zadaniem. Wszystko to odkrył przede mną Bóg, sama bym tego nie wymyśliła. Przynosi mi to ogromną radość i wdzięczność, których, gdybym nie doświadczyła na własnej skórze, nigdy wcześniej nawet nie umiałabym sobie wyobrazić. Aby pozostać przy Sercu Jezusa potrzebuję każdego dnia wiele oddawać Bogu w modlitwie i na Eucharystii. W swojej twórczości starałam się być zawsze szczera, opowiadać o tym, co stanowi treść mojego osobistego życia. Nie wyobrażam sobie mówienia o czymś, czego sama nie odkrywam jako ważne i cenne. Nie podejmuję się w tym sensie jakiejś zaplanowanej, ukrytej pod płaszczem sztuki ewangelizacji, a po prostu opowiadam o tym, czym żyje moja dusza i oddaję w modlitwie Bogu tych, którzy są odbiorcami mojej twórczości.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Kamila Kansy

Jak zareagowali Twoi znajomi, znający Cię jako Laurę Makabresku, widząc, że odważasz się podejmować tematy inspirowane Ewangelią?

Bardzo różnie. Niektórzy mocno zdystansowali się w relacji lub nawet ją zerwali. Są jednak i tacy, którzy deklarując się jako osoby niewierzące, mówią o tym, że moja twórczość nadal jest im bliska, ponieważ znajdują w niej elementy bliskie ich sercu, takie jak nadzieja, pocieszenie, prostota, czułość, piękno relacji małżeńskiej, piękno natury.

„Przechodząc doliną Baka zamieniaj ją w źródło” – czytamy w Psalmie. „Baka” to po hebrajsku „łzy”. Masz doświadczenie, że życie chrześcijanina jest przekuwaniem przekleństwa w błogosławieństwo, ciemności w światło?

Życie chrześcijanina jest nieustannym przekuwaniem, „opieraniem się aż do krwi”, ciągłym przymierzaniem się do konturu Jezusa, najsłodszym rezygnowaniem, najszczęśliwszym umieraniem. Używam tych antynomicznych wyrażeń z pełną świadomością. Nigdy nie uwierzyłabym, jak długo i mozolnie można i trzeba szlifować każdy kant mojego istnienia, jak wielki opór będą stawiać ledwo wyczuwalne faktury i zmarszczki na jego powierzchni, zanim zabłysną najsłabszym nawet, niemrawym blaskiem odbitego światła Jezusa. Na szczęście w pewnym sensie to już nie ode mnie zależało. „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości”. Po prostu nie było innej drogi. I na szczęście Bóg stopniowo odsłaniał to powołanie, znając moje słabości.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Kamila Kansy

Twoje prace pełne są tęsknoty. Za czym tęskni Laura Makabresku/Kamila Kansy?

Często tytułuję swoje prace słowem „melancholia”. Nie mam tu na myśli jakiegoś uczucia pełnego rozpaczy i nieugaszonej tęsknoty za tym, co bezpowrotnie minęło lub co nigdy nie nadeszło. Myślę o żarliwym pragnieniu, płomiennej tęsknocie złożonej w głębi naszego serca, które spełnienie i spokój może odnaleźć jedynie w Bogu, w spotkaniu z Nim. Za tym spotkaniem, bez zasłony, za Domem Jego Serca, tęsknię także i ja. „Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy”.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Kamila Kansy

„Nasza zakorzeniona w miłości bezbronność tylko pozornie wydaje się kapitulacją i bezradnością. Nie! Ona ma potężną moc” – usłyszałem od małych sióstr Jezusa. Nieustannie spotykam ludzi, którzy oskarżają się o wrażliwość, kruchość, delikatność… Są w rozpędzonym świecie skazani na pożarcie? Zostaną zdeptani? Bóg nie bał się przyjść jako dziecko…

Być może ta kruchość i delikatność wyraża dynamikę życia w pokorze, a więc dogłębnej świadomości tego, że we wszystkim zależymy od Boga i w tym sensie to Nim jesteśmy mocni. Takie ogołocenie nie jest czymś łatwym, bardzo wiele kosztuje. Jezus pozwolił się zdeptać i pożreć śmierci. Lecz czym innym jest poczucie bycia skazanym na coś, poczucie utraty godności — fundamentalnej wolności do działania według własnego najgłębszego zamysłu — a czym innym wolny dar z siebie. Powiedzmy uczciwie — po ludzku to bardzo trudne, bo któż z nas jest na tyle wolny, któż z nas posiada siebie, aby móc się wydać? Nie tyle nasze uwikłanie w rozpędzony świat — chociaż i ono w dużej części ma tu znaczenie — ale już sama nasza kondycja człowiecza sprawia, że nasze ofiary nie są nigdy tak doskonałe, jak ofiara Chrystusa. Bo On naprawdę mógł — mógł dać, bo był doskonale tym, który posiada. A cóż my posiadamy? Jedynie odblask wrażliwości, kruchości, delikatności, jakieś migoczące w głębi duszy wspomnienia raju, jakieś płochliwe pragnienia bycia bardziej na obraz i podobieństwo. Błogosławieni, którzy trwają w tych pragnieniach, jak w słodkiej pułapce — już nie w świecie, jeszcze nie w raju. I tak trwają. W zaufaniu. Przez całe długie życie. Pozornie bezradni i bezbronni.

Kamila Kansy: „Nie boję się mówić o miłości, która jest samym pięknem i prawdą”   Kamila Kansy

Kamila Kansy (znana również jako Laura Makabresku) jest artystką wizualną. Urodziła się w 1987 roku w Brzesku. Studiowała filologię polską na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Obecnie razem z mężem mieszka i tworzy na wsi polskiej. Debiutowała w 2012 roku wystawą w ramach Miesiąca Fotografii w Krakowie. Od tego czasu swoje prace prezentowała w kraju i za granicą. Jest laureatką Nagrody „Arteonu” za rok 2018, jak również Ogólnopolskiego Konkursu Sztuki Sakralnej OKSSa w 2021 roku.

 

« 1 »

Marcin Jakimowicz