"Pozdrowienia dla Czarodzieja". Korespondencja K.I. Gałczyńskiego, Warszawa 2005, Świat Książki, s. 328
„Drogi Kostku! Wydaje mi się, że tego typu wiersz, pełen erudycji i wymagający znajomości mitologii greckiej, nie nadaje się do masowego pisma jak »Odrodzenie«, raczej do »Twórczości« albo »Meandra«...” – tak w liście do Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego jeden z prominentów stalinowskiej kultury w Polsce, Jerzy Borejsza, uzasadnia odmowę publikacji poematu „Niobe”. W komentarzu do listu córka poety, Kira, zauważa, że w roku 1954 Konstanty Jeleński w paryskiej „Kulturze” napisał, iż dla poezji wieku XX „Niobe” jest tym, czym dla wieku XIX był Norwidowy „Fortepian Chopina!”.
Korespondencja Gałczyńskiego (23 stycznia minęła 100. rocznica jego urodzin!), świeżo wydana w tomie Pozdrowienia dla czarodzieja, przybliża klimat epoki, w której przez mroczną warstwę totalitarnego zakłamania przebijały się czasem jaśniejsze promienie. Główną bronią, jak w przypadku autora „Zielonej Gęsi”, była błazeńska maska – ucieczka w żart, satyrę, groteskę, pure nonsense, ale twórcy płacili za to przeważnie wysoką cenę.
Pisze o tym Kira Gałczyńska, wspominając wieloletnią współpracę swego ojca z krakowskim „Przekrojem”: „Na pozór, na zewnątrz czułe słówka, żarty dobrej próby, zapewnienia (nie wątpię, że szczere!) o wiecznych uczuciach, a gdzieś tak głęboko, całkowite niemal podporządkowanie, nieodpowiadanie na listy i telegramy poety (jak choćby w sprawie „Snu nocy letniej”), absolutna wyłączność i jednocześnie zaskakująca mizeria finansowa (...) Tak, muszę powiedzieć, że dopiero zsumowana korespondencja K.I.G. – »Przekrój« uzmysławia mi stopień uzależnienia ojca od redakcji i jej szefa, z którym zawsze, i o tym mówią listy, identyfikował się, stał za nim murem”.
W „Pozdrowieniach dla Czarodzieja” przewija się galeria postaci uwikłanych w socrealistyczną rzeczywistość. Są tu autorzy doskonale znani, jak i kompletnie zapomniani. Dlatego dobrze się stało, że przy każdym znalazł się odpowiedni komentarz. Czasami jedno zdanie listu bezbłędnie charakteryzuje nadawcę. Czytając króciutki „liścik” Leona Kruczkowskiego do autora „Zaczarowanej dorożki” nie sposób nie zgodzić się z opinią Kiry Gałczyńskiej: „Zapamiętałam go (Kruczkowskiego – przyp. A.B.) jako niesympatycznego, zawsze nadętego sztywniaka”.
Książka, a właściwie piękny, wysmakowany album w stylu retro, składa się z pięciu części oraz noty redakcyjnej, przypisów, indeksu nazwisk i źródeł ilustracji. Korespondencja, mimo iż powstawała w czasach niełatwych, zawiera w sobie, głównie dzięki niezwykłej osobowości poety, tchnienie optymizmu i pogody ducha.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Babuchowski