Dlaczego w kościołach jest więcej kobiet niż mężczyzn? Bo tym drugim proponuje się często model „grzecznego chłopca”. A to nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Ani z naturą dorosłego mężczyzny.
W kościołach kobiety wyraźnie dominują nad płcią piękną inaczej. Wprawdzie kapłaństwo u katolików jest zarezerwowane dla mężczyzn, ale przecież duchowieństwo stanowi niewielki procent wszystkich wiernych. Badania socjologiczne potwierdzają ogólną tendencję, że nasze parafie tętnią życiem głównie dzięki kobietom. Poziom uczestnictwa w praktykach religijnych wyrównuje się tylko na wsi, gdzie dużą rolę, choć niejedyną, odgrywa tradycyjne przywiązanie do wiary.
Nie ma ognia, nie ma faceta
Nie jest to problem tylko katolików i tylko Kościoła w Polsce. Niedawno ukazało się polskie tłumaczenie książki Davida Murrowa „Dlaczego mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła”. Autor, opierając się na swoich obserwacjach życia religijnego w kościołach protestanckich, katolickich i prawosławnych, stwierdza, że wszędzie w nich przeważają kobiety. A jeśli przychodzą mężczyźni, to wydają się bierni, znudzeni, jakby nie byli u siebie.
Zdaniem Murrowa, winny temu jest model duszpasterstwa, nastawiony głównie na wrażliwość kobiety. W kościele mężczyzna słyszy o pokorze, o tym, jak być miłym i uprzejmym, a mniej o wyzwaniach, potrzebie ponoszenia ryzyka, o konfrontacji z rzeczywistością. Czyli brakuje mu tego wszystkiego, w czym mógłby sprawdzić się jako chrześcijanin-mężczyzna. Język kazań i rekolekcji pełen jest takich pojęć, jak tworzenie relacji, więzi, wzajemnego wsparcia, a więc tego wszystkiego, co idealnie trafia w oczekiwania i potrzeby kobiet.
Mężczyźnie nie są obce takie wartości, ale jego natura sprawia, że bardziej przemawia do niego język wyzwań, walki, zaangażowania. Jeśli idziemy do kościoła i słuchamy tylko słów podnoszących na duchu, jeśli kryterium wyboru wspólnoty jest to, czy dobrze się w niej czujemy, to jesteśmy już na prostej drodze do tego, co David Murrow nazywa „chrześcijaństwem w aksamitnej trumnie”. Jego zdaniem, ta choroba zżera obecnie wiele wspólnot chrześcijańskich w USA. Większość Amerykanów twierdzi, że nie pogłębia swojej wiary w czasie nabożeństw. Trudno się dziwić, jeśli niedzielne zgromadzenia służą głównie tworzeniu miłego klimatu, a nie kształtują duchowego kręgosłupa uczniów Tego, który przyszedł „ogień rzucić na ziemię”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina