Jadwiga Krypajtis, kiedy spotkała siostrę Faustynę miała 23 lata. Dziś 93. Ostatnio coraz częściej pali przy łóżku gromnicę. Na szafce widać ślady stearyny. - Ale wciąż wracam do życia i mówię o Bożym Miłosierdziu. Może po to Pan Jezus mnie jeszcze zatrzymuje? – mówi.
Z okna mieszkania przy Piwnej widziała, jak nadchodzą. Od strony Ostrej Bramy. Dwie postacie. Jedna w odciętym w pasie płaszczu i kapelusiku – koleżanka z sodalicji, też Jadzia, Malkiewiczówna. Druga, w ciemnym habicie, to ta zakonnica polecona przez ks. Sopoćkę. Szybko wkładała kapelusz i zbiegała po schodach, żeby czekać na ulicy. Oczy zakonnicy nie wyróżniały się niczym szczególnym. Ale przecież widziała nimi coś więcej. Postać Jezusa Miłosiernego.
Zwykła siostrzyczka
– Pierwsze spotkanie? Właściwie dopiero teraz coś o nim wiem. A przedtem to myślałam – zwykła siostrzyczka, bardzo skromniutka, równa ze mną, wtedy byłam wyższa, teraz straciłam dziesięć centymetrów. I jakaś taka zalękniona w wypowiedziach. Taki nikły uśmieszek miała, ale w ogóle była bardzo poważna, ciągle zamyślona. Widocznie przemyśliwała to wszystko, co Pan Jezus do niej mówił. Przeciętna, jakby pani ją zobaczyła, to by pani nie uwierzyła, że to wspaniała postać. Na tych obrazkach to jej twarzyczka jest taka wyretuszowana. Nie była taka delikatna, subtelna jak tu, może nawet toporna – pokazuje wizerunek s. Faustyny.
W dniu kanonizacji św. Faustyny Jadwiga dawała świadectwo w kościele w Kaliszu. Nagle podszedł do niej ksiądz: „W tej chwili Ojciec Święty wypowiedział słowa, że s. Faustyna jest świętą. Czy pani wie?”.
– Dopiero wtedy wróciło do mnie to pierwsze spotkanie, naprawdę je przeżyłam.
Aktorka w sodalicji
Kiedy skończyła siedem lat, stryjenka zabrała ją na próbę katolickiego teatrzyku św. Genezjusza przy Sodalicji św. Piotra Klawera. Spodobało jej się tam i została chyba najmłodszą aktorką Wilna. Dochód ze spektakli przeznaczali na misje.
Już w gimnazjum, z żoną słynnego dr. Pelczara, chodziła na oddziały onkologiczne wileńskich szpitali czytać chorym fragmenty książek. A jako osiemnastolatka zdecydowała, że zdaje do szkoły dramatycznej. Żeby zaoszczędzić i nie płacić artystom, którzy przychodzili reżyserować ich sztuki. Jej nazwisko nobilitowało teatrzyk, bo przez 10 lat Jadzia Meyerówna była aktorką słynnej „Reduty” na Pohulance.
– W czasie studiów, na przełomie lat 1934 i 1935, należałam do Sodalicji Mariańskiej Pań Nauczycielek. Spotykałyśmy się raz w miesiącu przy Zamkowej 4, w rezydencji abp. wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego. Najpierw była Msza, potem konferencja formacyjna. Głosił je ks. Michał Sopoćko, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego. Bywał też w naszym domu na Piwnej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Brabara Gruszka-Zych