Cały hałas zaczął się od „Bielma”. W tej sytuacji w końcu i ja, z obowiązku komentatora, przeczytałem tę książkę. Poniżej dzielę się refleksjami z lektury. Jakimi technikami manipulacji posługuje się Autor? Jakie są ich konsekwencje? Jak wygląda Polska po "Bielmie" i z bielmem?
21.12.2022 15:10 GOSC.PL
Książka Marcina Gutowskiego „Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II” zwieńcza jego reportaże telewizyjne o Janie Pawle II i Kościele. Główną intencję Autora zdaje się streszczać ostatnie zdanie książki, będące cytatem z paradoksalnej wypowiedzi Anny Karoń-Ostrowskiej: „[…] w gruncie rzeczy Kościół i jego najbliższe otoczenie odmówili mu [Janowi Pawłowi II] świętości, tworząc zakłamany wizerunek”. Marcin Gutowski sugeruje, że ten wizerunek odkłamuje. Zostawmy na razie kwestię czystości i trafności jego intencji. Zwróćmy uwagę na techniki, którymi się (niekiedy wręcz mistrzowsko) posługuje. Trzy z nich są szczególnie ważne.
Pierwsza technika to technika kontrapunktu tła. Otóż w „Bielmie” – książce o Janie Pawle II – Jan Paweł II jest wielkim nieobecnym. Znajduje się On gdzieś w tle opowieści o nadużyciach seksualnych w Kościele, o demonach wcielonych we wpływowych duchownych, o sieci kościelnych (w tym polskich) powiązań, o watykańskiej biurokracji i jej frakcjach. Gdy wciągnięty przez narrację czytelnik nabiera odrazy do tego wszystkiego, wtedy co jakiś czas na chwilę pojawia się Jana Paweł II. Pojawia się jako ktoś, kto z jednej strony do tego nie pasuje, a z drugiej strony jakoś to firmuje. Znamienna jest scena, w której (dokładnie opisana w książce) ofiara kościelnego wykorzystywania seksualnego spotyka się na krótko z Papieżem, zwierzając się mu ze swej tragedii. Jaka była reakcja Papieża? „Wymamrotał coś i dał mi pudełko z krzyżykiem”. W podobnej sytuacji inny mężczyzna, który doznał zła od ludzi Kościoła, otrzymał od Jana Pawła II różaniec. Jednak „plastikowy różaniec rozsypał się po kilku modlitwach”.
Czytelnik, który podda się powyższej technice kontrapunktu, nie będzie analizował realnych danych. W zamian za to będzie przeżywał negatywne emocje. Będzie kojarzył Jana Pawła II ze złem lub co najmniej z biernością na zło. Jan Paweł II Marcina Gutowskiego to ktoś, kto wypiera ze swej świadomości zło ludzi mu podległych. Co się naprawdę działo w świadomości Jana Pawła II? – tego nie wiemy i tego z książki się nie dowiemy. Książka jednak przenosi negatywne emocje czytelnika z przedstawionego zła na Jana Pawła II. Tak św. Jan Paweł II staje się cieniem zła.
Druga technika to technika insynuacji. W gruncie rzeczy Autor nic nie twierdzi, a z podanego przez niego materiału tak naprawdę nic nie wynika. „Wiedział? Nie wiedział? Chyba wiedział…” – tak można by streścić całą książkę. Jak uczą teoretycy komunikacji, w tym kontekście owo „chyba wiedział…” znaczy dla czytelnika „wiedział”. Po co by przecież Autor mnożył opowieści o tylu przypadkach zła, o tylu listach wysłanych do Watykanu, o poufnych emisariuszach, o zmiennych przygodach decyzji personalnych? Skoro tak dużo wie narrator, czemu tego wszystkiego nie miał wiedzieć Papież? Przy czym narrator nie dodaje, że jego stan wiedzy (także o naturze i skali pedofilii) przypada na rok 2022, a stan wiedzy Jana Pawła II – na ostatnie dwudziestolecie XX wieku.
„Bielmo” to typowy przykład literatury insynuacyjnej. Autor zbiera rozmaite informacje i poszlaki, głównie z drugiej ręki, oraz kojarzy je w sposób niekorzystny dla swego Bohatera. Oto przykład. Pewien polonijny ksiądz był kierowcą kard. Wojtyły, gdy ten w 1976 r. odwiedził USA. Rok temu wniesiono wobec tego księdza oskarżenie o molestowanie nieletniego. „Postępowanie jest w toku”. Jest oczywiste, że z tego jeszcze nic nie wynika, zwłaszcza w odniesieniu do wiedzy i świętości Jana Pawła II. Jednak nagromadzenie tego typu, większego i mniejszego kalibru, informacji czyni dla czytelnika różnicę. Powstaje fałszywy obraz Papieża jako otaczającego się czarnymi charakterami. Znów św. Jan Paweł II staje się cieniem zła.
I ostatnia technika: selekcja (powszechnie dostępnych) informacji. Została już ona opisana w „Gościu Niedzielnym”. Rzeczywiście, w „Bielmie” nie znajdziemy ani jednego zdania o zmianach w prawie kościelnym, których dokonał Jan Paweł II, by walczyć z pedofilią w Kościele. Jeśli chodzi o argumenty broniące Jana Pawła II, to pojawiają się one w niektórych wypowiedziach rozmówców Autora, ale zaraz giną w zalewie kolejnych insynuacji i sensacji. Najlepsze fragmenty książki – te o kurii rzymskiej, która „jest potężniejsza od papieża” (a „administracja nie była priorytetem Ojca Świętego”) – nie stają się okazją do pogłębionej analizy psychologicznej i socjologicznej. Dobre retorycznie są groteskowe opisy starszych rzymskich rezydentów, którzy mogą coś powiedzieć o sprawie, ale źle się czują i nie mogą rozmawiać lub po trudniejszych pytaniach dają znać (jak liberalny kard. Walter Kasper), że „pora kończyć”. Rzecz w tym jednak, że opisy te świetnie pasują do lansowanego obrazu Watykanu, ale w sumie niewiele wnoszą do tematyki książki. Zamiast groteski można było na serio i dokładniej zastanowić się na przykład nad tym, jak na sprawowanie urzędu papieskiego Jana Pawła II miało wpływ jego doświadczenie ubeckich prowokacji w PRL-u; jak działał mechanizm demonicznego oszustwa ludzi, którzy na wielką skalę prowadzili w ukryciu podwójne życie; jak Jan Paweł II mógł rozpoznać prawdę wśród sprzecznych opinii do Niego dochodzących; jak stopniowo zmieniało się rozumienie pedofilii wśród specjalistów i wśród elit laickich; jak funkcjonuje osobowość świętego, który (by użyć słów wypowiadającego się w książce prof. Karola Tarnowskiego) „nie wyobrażał sobie, że można do tego stopnia świnić” i którego staroświeckim priorytetem było uniknięcie zgorszenia.
Czy książka Marcina Gutowskiego przybliża nas do prawdy? Nie. Powiem więcej: nie wierzę, nawet pomimo wzruszających deklaracji ze „Wstępu”, że Autor chciał zbliżyć się do prawdy. Kto szuka prawdy, nie stosuje technik opisanych wyżej. Skłaniam się wręcz do hipotezy, że „Bielmo” to niemal podręcznikowy przykład kłamstwa przez podawanie prawdy nie na temat. Pamiętajmy, że z kłamstwem mamy do czynienia także wtedy, gdy ktoś odpowiadając na pewne (wprost lub domyślnie postawione) pytania, świadomie podaje prawdziwe informacje, które go nie dotyczą, ale mylnie sugerują właściwą odpowiedź. Na pytanie „czy Jan Paweł II wiedział?”, Autor de facto odpowiada: zobaczcie, ile zła było w „jego” Kościele – a więc wiedział. A na pytanie „czy Jan Paweł II jest święty?”, preferowana odpowiedź brzmi: zobaczcie, jak szybko Go kanonizowali – a więc nie jest świętym, chyba że w jakimś rozmytym sensie. Kto zna pełen kontekst życia Jana Pawła II, nie wyciągnie takich wniosków. Kto jednak, jak w przypadku człowieka młodego pokolenia, nie zna tego kontekstu i nie doświadczył, jak Papież pociągał ludzi do Boga, takie wnioski wyciągnie. Dla niego Jan Paweł II będzie tylko (w najlepszym wypadku) śmiesznym symbolem i obrońcą wypaczonej instytucji.
W środowiskach katolickich przeważają dwie błędne reakcje na „Bielmo”. Pierwsza reakcja – częstsza wśród tzw. intelektualistów – polega na poddaniu się urokowi narracji książki. Intelektualiści ci w swych wypowiedziach prasowych przyjmując insynuacje za prawdę, wpisują się w tę narrację i w swych rozterkach próbują jakoś ratować sytuację przez dodanie kilku ciepłych słów o tym, jak miłym człowiekiem był Papież. Drugą reakcję świetnie przewidział Autor, który na początku swej książki rysuje (nieważne, czy realną czy fikcyjną) scenę rozmowy z własną Matką, w rodzinnym domu, na tle trzech obrazów Jana Pawła II. Ta mądra kobieta mówi: „Zostaw to, nawet jeśli coś jest na rzeczy. Zostaw, proszę. Tyle mu zawdzięczamy”.
Błąd pierwszej reakcji polega na myleniu insynuacji i półprawd z pełną prawdą. Druga reakcja, choć broniąca głębokiego dobra wspólnoty, zapomina o tym, że dobro to nie może się budować na strachu i wyparciu. Musimy więc szukać trzeciej drogi – drogi, która (by użyć kategorii filozofii Karola Wojtyły) zakorzenia dobro wspólnoty w prawdzie i w uczestnictwie. Do tego zaś potrzebna jest nasza spokojna, a nie (jak to ostatnio się dzieje) nerwowa, rozmowa o faktach i o świętości. O wszystkich faktach oraz o istocie świętości i jej wspólnoto-twórczej roli.
Wspomniana rozmowa jest dziś najpilniejszą rzeczą, jakiej potrzebujemy. Dlaczego? Dlatego, że bez Jana Pawła II i jego świętości nie będziemy wspólnotą. Będziemy co najwyżej zbieraniną jednostek, które pod wodzą sezonowych idoli popkultury podążają w różnych kierunkach z bielmem na oczach.
Jacek Wojtysiak