Nawet nierozpoznana modlitwa przemieniła niejedno życie
Onegdaj zadzwoniła do mnie parafianka, pielęgniarka. „Czy zna ksiądz księdza...?” (imiona nieważne). Pewnie że znam. „Jest u nas na oddziale. Skromny, miły, cierpliwy, uśmiechnięty. I wie ksiądz, co? W ogóle nie powiedział, że jest księdzem!”. Ha! Jest nawet prałatem. Dobry ksiądz, gorliwy, mądry, pobożny. On nie potrzebuje sutanny ani koloratki, żeby go rozpoznać. No tak, na szpitalnym łóżku może być inaczej.
Porozmawialiśmy o chorym księdzu, o szpitalu, o ludzkiej dobroci. Co nieco się wzruszyłem, słuchając relacji mojej rozmówczyni. Bo ona chciałaby każdemu pomóc. „Ksiądz się pytał, skąd jestem, i prosił pozdrowić proboszcza”. Podziękowałem, a nazajutrz pojechałem do owego szpitala. Starszego współbrata znalazłem bez trudu. Właśnie był po jakimś kolejnym zabiegu. Zmęczony. Z wysiłkiem się uśmiechnął. Opowiada o sobie w oszczędnych słowach. Jakaś wirusowa infekcja, poszedł na kolędę mimo osłabienia. No i wysiadło serce. Już po operacji. Jest coraz lepiej. „A w parafii modlą się ze mną” – chyba tak to powiedział.
I uśmiechnął się. W naszym fachu wciąż doświadczamy siły modlitwy. W różnych zresztą obszarach życia. I wcale nie jest to tylko siła psychicznej motywacji. Nawet nierozpoznana modlitwa przemieniła niejedno życie.
„Skąd wiesz, że jestem tutaj?”. No przecież pielęgniarka. „Aa, tak. Dobra dusza, wrażliwy człowiek, delikatna kobieta. Niepokoiła się, jak wróci wieczorem...”. Urwał zmęczony. „Tylu jest dobrych ludzi” – dodał z przekonaniem i iskrą radości w oku. Rozmowa zeszła na ten właśnie temat. Tylu jest dobrych ludzi. Mimo całego biadolenia na czasy, w jakich żyjemy. Zło jest krzykliwe, rzuca się w oczy – jak ten jeden amarantowy kwiat kąkolu wśród łanu pszenicy.
W świat idzie wtedy news: Na polu pszenicy wyrósł chwast! Zdanie niby-prawdziwe, a przecież głęboko fałszywe. Widząc, że chory jest już zmęczony, zapytałem, czy czegoś nie potrzebuje. „Mam wszystkiego aż za dużo. Dziękuję za uśmiech”. Prawda, pomyślałem. Coś do picia można kupić w szpitalnym kiosku. Uśmiechu tam nie ma na sprzedaż. Ale dobrze, że przychodzą uśmiechnięci ludzie. Jeszcze lepiej, gdy dobrzy i uśmiechnięci trafią na siebie. Może nauczą innych uśmiechu?
Subskrybuj i ciesz się nieograniczonym dostępem do wszystkich treści
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów