Nasza samoświadomość kształtowała się w środowisku społecznym, we wspólnotach, których tożsamość opiera się na tradycji
Przed tygodniem pisałem sympatycznie o średniowieczu i proponowałem, by bardziej zainteresować się nim i przyjrzeć się, jak ówcześni ludzie zabierali się do rozwiązywania trapiących ich problemów, a mieli ich niemało. Pozostańmy dziś w tym samym nurcie myślowym – upominam się o docenianie znaczenia tradycji w naszym życiu, zarówno osobistym, jak i społecznym.
Bo – przyznajmy – bardziej interesują nas nowości niż tradycja. Reklamy ogłuszają nas nowościami, politycy wabią wciąż nowymi pomysłami, zapowiadane zmiany obwieszcza się wręcz jako rewolucyjne. Tradycja, tradycyjny – to wydaje się nie brzmieć najlepiej, można najwyżej proponować tradycyjne potrawy w rodzaju pasztetu babuni... Owszem, zdarzają się zatwardziali „tradycjonaliści”, niezasługujący na poważne traktowanie, a wyrządzający dużo zła. Uporządkujmy więc pojęcia i przypomnijmy, że tradycja to żadne tam uparte obstawanie przy dawnym, żadna próba cofania czasu ani też argumentowanie, że „zawsze tak było”.
Tradycja to nie trwanie w miejscu, lecz żywy przekaz – przekazywanie kolejnym pokoleniom dorobku przodków: obyczajów, zwyczajów, obrzędów, doświadczeń życiowych, mądrości, pracy, po prostu: kultury. Przekaz nie do muzeów, ale w życie, do praktycznego wykorzystania, kontynuacji i dalszego wzbogacania dorobku. Nie bezkrytycznie ani w sposób niezróżnicowany, ale jednak z nastawieniem otwartym i respektem. Bo to nie jest tak, że to dopiero my okazujemy się mądrzy ani też że to dopiero z nami zaczyna się historia.
Przeciwnie, jesteśmy istotami historycznymi – przekazano nam nie tylko życie, ale też jego rozumienie, nasza samoświadomość kształtowała się w środowisku społecznym, we wspólnotach, których tożsamość opiera się właśnie na tradycji, wiążącej pokolenia. Nasze pojmowanie samych siebie i wszelkie nasze decyzje pozostają w nieuniknionej łączności z rozumieniem przekazywanym przez przodków, a nawet chcąc zachować się inaczej, musimy ustosunkować się do decyzji poprzedników. Wciąż stajemy wobec przekazu, ale też sami w nim tkwimy mocniej, niż się nam wydaje – i dobrze, bo bez tego skazywalibyśmy siebie na życie w świecie wyimaginowanym, pozornym.
Mówi się dziś o utraceniu poczucia tradycji, marginalizowaniu jej wskutek fascynacji nowościami. A może właśnie to ta swoista głuchota prowadzi do braku orientacji „w tym wszystkim”, do zagubienia, niepewności? Do arbitralności, bylejakości, miernoty podszytej pyszałkowatością? Brak ciągłości i łączności uniemożliwia komunikację. Czy to nie jest tak, że nie potrafimy porozumieć się ze sobą, bo zachowujemy się tak, jakbyśmy co dopiero się narodzili i dopiero wraz z nami to, co dobre, prawdziwe i słuszne? A życie sprowadza nas na ziemię i doświadczamy, że wcale nie jesteśmy tacy rewelacyjni ani oryginalni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego